.XIII. Poszukiwanie rodziny

34 2 5
                                    


-Dobra... Jeśli to ma mi pomóc...
Pomyślała Lilith patrząc na ,,zioła,, i żyletkę przy czym pomyślała o moście.

-Nie wiem... Nie wiem! Cholera mam taki sam zamęt w głowie jak wcześniej... Większy nawet...
Dziewczyna oderwała na chwilę wzrok od rzeczy, które dostała od szamana, aby spojrzeć na zegarek.

-14:30... Za pół godziny rodzice wracają z delegacji..
Lilith zrezygnowana walnęła się na swoje łóżko wzdychając.

-Muszę podjąć decyzję... Ah! To za trudne!
*Poddaj się! To się nie uda!*
-To ty! Dziwny piskliwy głos... Nie przemawiałeś prawie rok...
*Zamknij się i słuchaj!*

-Nie tak ostro dobra?!
Powiedziała agresywnie opierając nadgarstek na żyletce. Przecięła się żyła... Wypłynął nurt ciemno-bordowej krwi. Rozległ się pisk Lilith. Głosik próbował jej pomóc, ale krzyk, krew, panika uniemożliwiły jej wsłuchania się w głos. Przez jej odmienność lekkie... Dobra nie lekkie. Przecięcie żyły osłabiło ją momentalnie. Zamilkła. Dzięki czemu usłyszała głosik.
*Do łazienki! Ki! Ki! Ki! Zatamuj uj uj krew! krew! Ła! zien! Ka!*
Lilith nie dyskutowała, robiła wszystko byle zatrzymać ból i krwawienie. Lilith w łazience ręcznikiem ścisnęła nadgarstek i krzyczała.

-Ci mam robić? Nie zostawiaj mnie teraz! Wykrwawię się!
Lilith odczekała 10 sekund mając nadzieję, że głosik się odezwie. Na marne.
-Rodzice nie mogą się dowiedzieć... Zacznę od tego, że niebieski, to znaczy teraz bordowy ręcznik wyrzucamy do śmieci... Bandaż, bandaż, bandaż... Tu jest!
Mówiła sama do siebie zawijając bandażem nadgarstek. Zadzwoniła do Jade aby się spotkały. Już ubierała zielone trampki gdy weszli rodzice.
-Cześć córeczko gdzie idziesz...?
-Umówiłam się z Jade... Na ten... Plac zabaw.
-A lekcje?
-.... Odrobiłam....

Powiedziała Lilith mając całą rozmowę zranioną rękę w kieszeni. Doszła w ustalone miejsce gdzie zastała przyjaciółkę.
-Przepraszam Jade! To było niechcący!
Wystawiła zranioną rękę. Ale bandaż nie był już biały. Nabrał krwisty kolor.
-Lili! Obiecałaś mi coś!
-No wiem! Ale to nie tak jak myślisz! Oparłam się o nią i tak to wyszło...
-A rodzice wiedzą o szamanie?
-....Powiem im jak wrócimy.

-Okej spoko... Zaraz skąd wrócimy?
-Idziemy szukać moich rodziców.

-Okej... Ale jak chcesz się za to zabrać?
-Rodzice mi wszystko opowiedzieli. Znaleźli mnie przy dróżce w lesie za kościołem. Byłam w koszyczku i tam moi rodzice napisali, żeby jak ktoś mnie znajdzie mnie przygarnął. I tak zrobili. Dlatego chcę wiedzieć chociaż kim byli moi rodzice.

Dziewczynki poszły w stronę lasu, stały przy dróżce, w miejscu gdzie z opowiadań Nory, był koszyk z Lilith.

-Lil nic tu nie ma.

-Tu może nie, ale w głębi lasu...

Dziewczyny szły już około 15 minut. Nadal nic. Coraz ciemniej, zimniej, straszniej...
Jade z Lilith nagle wpadły do dziury, która była dobrze zakamuflowana, miały szczęście i nic im się nie stało dzięki czemu po chwili z niej wyszły.

-Co to było?!
-Wiesz Jade... Myślę że wampiry zastawiły te pułapki... Wiesz aby nikogo tu nie było... I takich pułapek będzie z pewnością więcej, ale nie poprzestaniemy.

Po chwili cienka niewidoczna linka owinęła się w okół nogi Jade, po czy wciągnęła ją za sobą na gałąź, po czym Jade do góry nogami wisiała w powietrzu. Lilith pazurami przecięła linę, i szły dalej. W dalszej drodze nie natrafiły na żadne pułapki, ale przed ich oczami przeleciało coś małego i czarnego. Jade schowała się za Jade.

-Lilith co to było?!

Lilith nawet nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ tego dziwnego czarnego ,,czegoś,, pojawiło się z dwadzieścia, i zaciągnęły Lilith i Jade z ogromną prędkością kilka kilometrów w głąb lasu. Wypuściły je, i gdy dziewczyny ujrzały czym były te dziwne rzeczy były w szoku

Krew NieczystaKde žijí příběhy. Začni objevovat