Różdżki, książki, sowy...

906 52 14
                                    

Spałam w najlepsze, kiedy poczułam jak ktoś mną lekko potrząsa. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam dziadka.

-Wstawaj, Camila. Mamy małą zmianę planów. Państwo Lupin muszą pilnie wyjechać za granicę, ale nie wiedzą, kiedy wrócą. Poprosili więc, byśmy zabrali dzisiaj Remusa na Pokątną. Przyjedzie do Hogwartu już dzisiaj, ale 1 września podrzucę waszą dwójkę na stację i przyjedziecie razem z resztą uczniów.

-Remus przyjeżdża?! Ojej!-zerwałam się w podskokach, na co starzec się zaśmiał.

Nie patrząc na to, jak zabawnie muszę teraz wyglądać, pobiegłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam krótkie, czarne spodenki, biały top z sercem i czarne tenisówki.
Pobiegłam do Wielkiej Sali [WS], gdzie stał już nakryty stół na kilka osób. Kiedy dziadek mnie zauważył poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam więc, a po chwili przysiadło się kilku nauczycieli. Rozpoznałam tylko profesor McGonagall. Po śniadaniu dziadek zabrał mnie do swojego gabinetu, skąd za pomocą proszku Fiuu dostaliśmy się do domu państwa Lupin. To był mój pierwszy raz, więc oczywiście zamiast elegancko stanąć, wylądowałam tyłkiem na ziemi.

-Witaj Albusie-powiedział mężczyzna, podczas gdy ja się podnosiłam.

-Witajcie-zwrócił się do obojga.

-Remus, weź kufer i zejdź na dół!-krzyknęła kobieta.

Po chwili w salonie pojawił się wysoki, jak na swój wiek, chłopak, o nieco przydługich, delikatnie roztrzepanych włosach w kolorze miodu i pięknych, zielonych oczach. Ubrany w zieloną koszulkę, jasne dżinsy do kolan i czarne adidasy. Podszedł powoli i wyciągnął rękę w moją stronę.

-Jestem Remus-powiedział, a ja podałam mu dłoń, którą lekko pocałował, poczułam jak na moją twarz wpływa rumieniec.

-Camila-przedstawiłam się cicho.

-Dzień dobry, profesorze-powiedział grzecznie, zwracając uwagę na dziadka.

-Witaj, chłopcze. Gotowy?

-Tak-na twarzy chłopaka pojawił się lekki, ale miły uśmiech.

-Pożegnaj się jeszcze z rodzami i ruszamy.

Chlopak odwrócił się. Rodzice przytulili go, po chwili stanął koło mnie.

-W drogę zatem-powiedział Dumbledore.

Chwyciliśmy po odrobinie proszku i pokolei wchodziliśmy w płomienie krzycząc "na Pokątną!". Na miejscu chodziliśmy po kolei do sklepów. Najpierw szaty, potem kociołki, apteka itp. Na końcu zostały nam tylko książki i różdżki. Dziadek musiał coś załatwić w banku Gringotta, więc zostawił nas.
-Remus, tutaj jest napisane, że możemy mieć sowę, kota lub ropuchę. Jakie zwierzę byś chciał?-zapytałam.
-Sowę, ale przyznam szczerze, że mnie nie stać-westchnął i opuścił głowę.-Mam pomysł-powiedział Remus-ty idź do Ollivandera po różdżkę, ja skoczę po książki i wezme po dwa egzemplarze i dojdę do ciebie. Tak będzie szybciej.

-No dobrze-powiedziałam i rozdzieliliśmy się.

Po wejściu do sklepu od razu przywitał mnie siwy mężczyzna.

-Och witam, panno Dumbledore, spodziewałem się ciebie. Która ręka ma moc?

-Prawa

Bez słowa zaczął mierzyć moją rękę i poszedł szukać odpowiedniej różdżki.
Po chwili przyszedł z kilkoma pudełkami.

-Proszę bardzo... Heban, 13 i 1/2 cala, włukno z serca smoka, sztywna...-podał mi różdżkę, a ja machnęłam. Niestety pozwalałam pudełka.-No nic... To teraz może... 10 i 1/4 cala, cyprys, włos z grzywy jednorożca, giętka...

Wiedziałam, dla kogo różdżka jest przeznaczona, więc wcale mnie to nie zaskoczyło kiedy rozwaliłam wazon.

-Ehh-westchnął-no to może ta... 14 cali, klon, włos z grzywy jednorożca, sztywna.

Wzięłam różdżkę do reki i poczułam dziwną energię, a z różdżki wydobyły się kolorowe iskry.

-Doskonale!-krzyknął i po chwili wychodziłam ze sklepu, by na zewnątrz poczekać na blondyna.
Stałam przed budynkiem, kiedy podszedł do mnie dziadek.

-Załatwione?

-Remus poszedł po książki, zaraz powinien być, ale musi jeszcze kupić różdżkę.

-W takim razie powiedz mi, jakie zwierzę byś chciała?

-Chciałabym sowę, ale...

-Ale?-zapytał, unosząc jedną brew.

-Dziadku...-zaskoczyło go, że tak szybko nauczyłam się mówić "dziadku"-przykro mi, bo Remusa nie stać, a on też chciałby sowę.

-No i tu widać nasze pokrewieństwo... Co powiesz na to, że zafundujemy mu taki prezent?

-Tak!-wykrzyknęłam, nie zważając na to, że kilka osób się obejrzało.

-Wspaniale, ty poczekaj na niego, a ja pójdę kupić ptaki.

Stałam jeszcze chwilę i zobaczyłam w tłumie znajome miodowe włosy. Chłopak podszedł do mnie i razem weszliśmy do Ollivandera. Usiadłam w fotelu, gdyż ja miałam to już za sobą.

-Która ręka ma moc?-usłyszałam

-Prawa-odpowiedział chłopak.

Po chwili blondyn próbował różdżki. Po piątej zniecierpliwiona podeszłam do lady, stanęłam obok Lupina i pomyślałam chwilę. Jak to było?A no tak...

-Przepraszam, może ta, którą dawał pan mi? 10 i 1/4 cala, cyprys...

-Włos z grzywy jednorożca-przerwał mi mężczyzna, myśląc nad propozycją.

Podszedł do półki, wyciągnął odpowiednie pudełko i podał przedmiot chłopakowi. Kiedy tylko wziął różdżkę do ręki pojawiły się iskry. Obaj spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.

-Jak ty to...?-zaczął Remus

-Przypadek-odparłam krótko.

Zapłaciliśmy za różdżkę i wyszliśmy na dwór, gdzie czekał już na nas mój dziadek z dwoma sowami. W pierwszej klatce siedziała sowa śnieżna, w drugiej puchacz.

-Dzieciaki-zwrócił się do nas-Te sowy są dla was. Śnieżna dla Camili, a puchacz dla ciebie Remusie.

-A-ale ja nie mogę jej przyjąć-wyjąkał zaskoczony

-Nie ma żadnego "ale"-powiedziałam.

-Więc to twoja sprawka?-zapytał zwracając się do mnie.

-Może moja, może nie, ale to nie zmienia faktu, że nie masz odwrotu i musisz przyjąć tą sowę.

-Ale jesteś uparta...-westchnął.

-Musisz się przyzwyczaić, będę cię pilnować podczas pełni.

-Czyli wiesz?-zapytał zrezygnowany.

-Wiem

-I nie czujesz odrazy, nie chcesz się odwrócić ode mnie? Przecież jestem potworem.-odwrócił głowę, ale zdążyłam zauważyć, że do jego oczu napływają łzy.

Zerknęłam szybko na dziadka, ale odwróciłam się i objęłam Remusa. Zaskoczony oddał po chwili uścisk.

-Ja cię nigdy nie opuszczę-szepnęłam.

-Dziękuję-na twarzy mojego przyjaciela pojawił się lekki uśmiech.

-No dobrze dzieciaki-powiedział z uśmiechem starzec. Weźcie do rąk zakupy i złapcie mnie za łokcie. Aportujemy się prosto to Hogwartu.
Wykonaliśmy jego polecenie i po kilku sekundach poczułam jak mnie skręca w żołądku...

Prawdziwa przyjaźńWhere stories live. Discover now