Rozdział 4

532 30 1
                                    

Otworzyła oczy gdy usłyszała hałas. Podniosła się z kanapy i podeszła do okna. Biorąc głęboki wdech skierowała spojrzenie na obiekt wydający odgłosy. Odetchnęła z ulgą gdy zobaczyła tylko krajobraz pustyni. To pewnie tylko wiatr- pomyślała. Zabrała swoje rzeczy, by móc opuścić budynek, w którym się schroniła.

Na horyzoncie pojawiło się słońce, choć żar nie był aż tak mocny jak zawsze.

Ciepłe powietrze uderzyło ją w twarz gdy tylko wychyliła głowę poza mury domu. Nie przeszkadzało jej to, już się do tego przyzwyczaiła. Podążała w głąb miasta.

Przedmieście składało się głównie z niewielkich domków jednorodzinnych i sklepów spożywczych, które były zniszczone tak jak pierwszy, a nawet bardziej. Iris zaczęła sobie wyobrażać to miejsce zanim rozbłyski słoneczne je zniszczyły. W swojej wyobraźni widziała jak dzieci wybiegają ze swoich domów na ulicę, wsiadają na rowery i ścigają się na nich, a dorośli piją kawę na ogródkach za domami. Sceneria jak z filmu- stwierdziła i znowu patrzyła na taki świat, jakim był naprawdę.

Miała wrażenie, że ktoś ją śledzi. Czuła czyjeś spojrzenie na swoim ciele, ale mimo tego szła dalej.

Pojawienie się pierwszego wieżowca oznaczało, że wkroczyła do centrum miasta.

-Gdzieś tu muszą być ludzie, którzy jeszcze nie postradali zmysłów- powiedziała do siebie.

Zrobiła krok do przodu, a do jej uszu dobiegł taki sam hałas jak ten, który obudził ją rano. To nie mógł być wiatr, ponieważ nie było żadnego, nawet najlżejszego podmuchu. Odwróciła głowę w stronę skąd dobiegały dźwięki. Ktoś czaił się za murem jednego z budynków.

-Pokaż się!- krzyknęła, ale osoba nie posłuchała.

Wyjęła broń.

-Wyjdź albo sama tam przyjdę i zacznę strzelać!

W odpowiedzi usłyszała krzyki i warknięcia, tylko że brzmiały dwa razy głośniej i nie pochodziły od tej osoby, która ukrywała się przed nią. Ktoś za nią stał. Rzuciła spojrzenie przez ramię. Znalazła się w pułapce.

-Opuść broń!- wyrwało się z zachrypłego gardła jednego z mężczyzn.

Trudno było nazwać ich wszystkich ludźmi. Ich ubrania zamieniono na podarte szmaty, włosy były przerzedzone a skóra blada jak papier. Iris wiedziała, że dopadła ich Pożoga.

-Bo co?- spytała twardo.- Równie dobrze mogłabym zacząć strzelać i co wtedy?

-Jest nas więcej niż naboi w twoim pistolecie.

Z wszelkich zakamarków zaczęły wyłaniać się postacie wyglądające tak samo.

-Czego chcecie?- spytała, opuszczając broń.

-Jesteśmy Poparzeńcami. Czego możemy chcieć?

Tłum wybuchł czymś na kształt śmiechu.

-Pójdziesz z nami, ślicznotko- oznajmił jej jeden z nich.

-Nie ma mowy- odrzuciła, śmiejąc się pod nosem.- Czy za czasów kiedy byliście normalni, nikt nie nauczył was, że z nieznajomymi nigdzie nie powinno się chodzić?

Opanowała ich wściekłość. Jeden za drugim ruszyli na nią. Iris podniosła broń i strzeliła w nogę pierwszego, który znalazł się najbliżej. Z rany wytrysnęła szkarłatna krew, a szaleniec zawył z bólu. Poparzeńcy kipieli ze złości, ale wstrzymali atak.

-My jeszcze nie jesteśmy najgorsi- ostrzegł ją jeden z nich.

Iris wyminęła ich, by móc iść dalej.

Widok chorych na Pożogę nie był przerażający, ale ciarki przeszły jej po plecach gdy dowiedziała się, że może być jeszcze gorzej. Pogorzelisko to najbardziej spalona część świata, więc jej spotkanie z Poparzonymi większego stopnia było niewykluczone. Nie wiedziała kiedy i gdzie mogliby ją zaskoczyć, ale z góry założyła, że nie będzie tak łatwo ich wyminąć jak udało jej się to tym razem.

Żar lał się z nieba. Cienie rzucane przez ruiny wieżowców przynosiły odrobinę ochłody.

Dziewczyna omijała przeszkody w postaci oderwanych cegieł i śmieci. Kilka szczurów przebiegło jej przed stopami. Wzdrygnęła się. Całe miejsce to jeden wielki śmietnik- pomyślała.

Trafiła na ślepy zaułek, co zmusiło ją do skręcenia w prawo. Uliczka, była wąska, ale mniej zaśmiecona niż poprzednia. Ograniczały ją dwa wieżowce, których ściany pokrywały graffiti. Kolory nieco wyblakły, ale nadal można było dostrzec napisy i rysunki. Iris nigdy wcześniej nie widziała tego rodzaju sztuki, więc porzuciła odczytywanie przekazu. Kawałek dalej znalazła kilka ulotek i plakatów, przytwierdzonych do ścian. Przedstawiały dobrze jej znaną Avę Paige, którą zamalowano niedokładnie czerwoną farbą.

-Miała swoich fanów- wyszeptała do siebie.

Doszła do końca. Jej oczom ukazały się kolejne wieżowce, ale te wyglądały jak po wybuchu bomby. Jeden leżał poziomo, odgradzając dwie części miasta od siebie. Inny oparty był na konstrukcji kolejnego. Całość przypominała bardziej klocki ułożone przez dziecko, niż dzielnicę miasta.

Musiała znaleźć kogoś kto pomoże jej dotrzeć do grupy dziewcząt wskazanej przez DRESZCZ.

Przy jednym z budynków zauważyła, że coś się rusza. Przysłoniła ręką oczy, bo światło słoneczne utrudniało jej rozpoznanie tego co widzi. Dwójka ludzi zmierzała ku wejściu do budynku. Nie wydawali dźwięków podobnych do Poparzeńców, a nawet normalnie ze sobą rozmawiali. Mogą jeszcze być normalni- stwierdziła i ruszyła w kierunku budowli, w której zniknęli ludzie.

Uwięzieni w labiryncie: Próby w ogniuWhere stories live. Discover now