Rozdział 8

437 31 5
                                    

Cała grupa siedziała pod jednym z opuszczonych budynków patrząc na odległy horyzont, który zdawał się wyglądać tak samo każdego dnia, pomimo tego, że przemierzyli już w sumie spory kawał drogi. Pozbawieni wody, jedzenia i jakichkolwiek środków do życia mieli nadzieję na spotkanie z kimś, kto mógłby ich wspomóc.

Minho wstał i nie patrząc na resztę powiedział:

-Lepiej wejdźmy do środka. Zbliża się burza.

Kilkoro pozostałych nieznacznie przytaknęło.

Niebo szybko przykryło się chmurami i wszystko ogarnęła ciemność, którą powoli przecinały pioruny.

Wystarczył jeden wdech by poczuć unoszący się wewnątrz budynku zapach stęchlizny i jedno spojrzenie by zobaczyć truchła zmasakrowanych szczurów, od których, najwyraźniej, pochodził charakterystyczny dla tego miejsca odór.

Żołądki chłopaków podeszły im do gardeł. Każdy po kolei chciał zwrócić to, co kiedykolwiek zjedli.

-Nie podoba mi się tu- powiedział najniższy z nich, o jasnych włosach.

-Nie tylko tobie, Aris, ale nie uśmiecha mi się skończyć tak jak Winston- rzucił w odpowiedzi Thomas.- Lepiej niech nikt nie odchodzi za daleko i jakby coś przeszło wam koło stopy nie dajcie się ugryźć.

-Co?- Chłopak usłyszał reakcje kilku innych chłopaków.

-Od tej gorączki mózg wam się ugotował? Jesteśmy w miejscu gdzie mieszkańcy postradali zmysły przez jednego z najgroźniejszych wirusów znanych ludzkości i kto wie czy nie jest przenoszony też przez zwierzęta, a wy pytacie "co?"- odezwał się Newt, który milczał przez ostatnie godziny.

Jego próba uświadomienia zagrożenia przyniosła efekty. Grupa nie zadawała już więcej głupich pytań, a każdy chłopak trzymał się blisko wyjścia, by móc w razie konieczności jak najszybciej uciec z budynku.

Thomas, Minho i Newt usiedli obok siebie i próbowali planować co dalej.

-Ile już przeszliśmy?- zapytał Minho.

-Dużo- odpowiedział Newt bez krzty życia w głosie.

-Musimy dowiedzieć się gdzie jesteśmy, bo inaczej zostaniemy tu na zawsze- stwierdził Azjata.- Największy problem polega na tym, że nasi najlepsi rozmówcy plują krwią i zjadają siebie nawzajem.

-Może są jeszcze tacy, którzy potrafią logicznie mówić- dodał Thomas.

-Logicznie mówić?- Na twarzy Newta pojawił się wyraz zdziwienia i, może, zmieszania jednocześnie.- Masz na myśli to, że są normalni?

Thomas pokiwał głową, zgadzając się ze słowami Newta.

-Jeśli pójdziemy na wschód dotrzemy do centrum miasta.- Minho zamyślił się, próbując przekalkulować czas potrzebny na przebycie tej odległości.- Najwyżej za dwa dni, trzy jeśli nie znajdziemy nic do picia.

Ich rozmowę przerwało głośne uderzenie, które zdawało się, że wywołało nieznaczne trzęsienie ziemi. Budynek także zaczął się ruszać.

Chłopacy wymienili między sobą spojrzenia.

-Burza?- szybko spytał Aris.

Thomas zaprzeczył kręcąc głową.

-Koniec tego dobrego. Zbieramy się- powiedział Minho.

Streferzy nie zdążyli wystawić stopy za próg, a za ich plecami pojawił się z tuzin Poparzeńców i, ku ich nieszczęściu, nie wyglądali na "logicznie mówiących". Ich ciała przypominały zwłoki po kilku latach rozkładu przez robaki. Wielu brakowało gałek ocznych i palców, a nawet całych kończyn. Newta zastanawiało to, w jaki sposób się poruszali będąc w takim stanie.

Jeden po drugim przeciskali się przez wąskie przejście i udało im się wyjść zanim któryś z Poparzeńców zdążył ich dogonić.

Biegli, próbując uciec przed prześladowcami.

Posiadanie sprawnych wszystkich kończyn i posiadanie obu oczu okazało się być dla nich dużą przewagą, ponieważ zniknęli z oczu Poparzeńcom niecałe pół godziny po tym jak się im pokazali.

Próbowali złapać oddech.

-Mieliśmy kierować się na wschód, a jesteśmy na południu. Wracanie tam zajmie nam wieki- powiedział Thomas.

-Może nie będziemy musieli- zwrócił się do niego Newt, wskazując ręką na wieżowce znajdujące się kilka kilometrów przed nimi.- Wygląda na to, że do tej pory znajdowaliśmy się na przedmieściach.

-Witamy w centrum Pogorzeliska- rzucił Minho.

Niemal każdy zaśmiał się pod nosem.

-Chodźmy dalej, nie ma czasu na zwłokę- dodał Przywódca, a reszta grupy zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. Po chwili dotarło do niego co powiedział.

Gdy dotarli do pierwszego z większych budynków, Minho zarządził krótką przerwę i poszedł się porozglądać, głównie by zobaczyć gdzie prowadzi dalsza droga.

Szedł pewnym krokiem i oddalił się nieco od innych. Był ledwie przez nich zauważalny w ciemnościach po burzy.

Stanął na rozwidleniu dróg pomiędzy wieżowcami. To jest jeden wielki labirynt- pomyślał.

W następnej chwili nie stał już tam sam. Ktoś wyskoczył za jednego z wieżowców i przyłożył mu nóż do gardła.

-Kim jesteś i czego tu szukasz?- Po głosie poznał, że była to dziewczyna.

Uwięzieni w labiryncie: Próby w ogniuWhere stories live. Discover now