Rozdział 6

491 37 6
                                    

Brenda zatrzymała się przed masywnymi, drewnianymi drzwiami i kazała Iris poczekać, aż zostanie poproszona o wejście. Ciemnowłosa weszła do środka bez pukania.

Jorge, jak domyśliła się Iris, był ich przywódcą, kimś, kogo trzeba prosić o pozwolenie. Wyobrażała go sobie jako dużo starszego od członków całej tej grupy, wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę. Zdała sobie sprawę, że kształtuje go w swojej głowie na Alby'ego, który rządził w Strefie.

Drzwi w końcu otworzyły się, a Iris mogła poznać Jorge.

W centrum pomieszczenia na fotelu siedział chłopak. Rozczarowała się, bo przywódca grupy okazał się być chudy, wysoki i miał może tyle samo lat co pozostali. Kolor skóry zdradzał jego inne pochodzenie, zdecydowanie nie była to zwykła opalenizna.

Zmarszczył brwi na widok Iris.

-Mówiłaś, że to dziewczynka- zwrócił się do Brendy, która przewróciła oczami, jak zrobiła to kiedy siedziały z innymi Poparzeńcami.

Odprawił ją ruchem ręki. Gdy wyszła, wstał i zaczął uważnie się jej przyglądać.

-Jak się nazywasz?- spytał.

Nie mogła zdradzić im swojego prawdziwego imienia. Musiała coś szybko wymyślić. Tylko jedno przyszło jej do głowy, a było dosyć dobre.

-Teresa- odpowiedziała, nie okazując, że kłamie.

-Ładnie.- Jego spojrzenie padło na głowę Iris, dokładnie tam, gdzie miała opatrunek.- Co ci się stało?

Dziewczyna dotknęła palcami wygolonego miejsca. Po raz kolejny musiała skłamać.

-Chodzę po tym pustkowiu już od jakiegoś czasu. Pewnego razu zaskoczyła mnie burza. Biegnąc potknęłam się i upadłam. Uderzyłam głową o ostry kamień. Na obrzeżach miasta, w jednym z budynków, znalazłam opatrunek. Nożem usunęłam włosy, a co dalej zrobiłam można się domyślić. Opatrzyłam sobie ranę.

-Ciekawe. Pewnie strasznie bolało.

-Dało się wytrzymać.

-A nie przyszło ci do głowy, że naklejając sobie ten plaster, czy co tam masz, zaraziłaś się Pożogą?- zasugerował.

-Podejrzewam, że zaraziłam się nią dużo wcześniej. Spałam gdzie tylko mogłam, a nie wiedziałam, czy wcześniej nie siedział tam Poparzeniec.

-Nie masz przy sobie noża- zauważył. Iris miała wrażenie, że próbował zmusić ją do potknięcia się o własne kłamstwa.

-Musiał mi wypaść, albo gdzieś go zostawiłam. Uwierz w moim przypadku wszystko jest możliwe.- Posłała mu słaby uśmiech.

-Brenda mówiła, że chcesz wydostać się z miasta.

Iris przytaknęła.

-Masz przed sobą kawał drogi. Nie jesteś nawet w centrum miasta- powiedział.

-Jak to możliwe? Te wszystkie wieżowce...

-To była naprawdę duża mieścina. Takich budynków są tu setki, a ty zobaczyłaś tylko część z nich.

-Co mam robić?- zapytała z nadzieją, że otrzyma konkretną odpowiedź.

-Skazujesz się na śmierć idąc tam sama. Dlatego powinnaś zostać z nami. Przyjmiemy cię z otwartymi ramionami.

-Nie mogę.- Iris zaczynała się denerwować.

-Tak myślałem, ale za wiele ci nie pomogę. Nie zapuszczamy się tak daleko.

-Czyli nie mam czego tu szukać. Miło było poznać. Żegnam.

Odwróciła się w stronę drzwi i już chwyciła za klamkę, gdy Jorge ponownie się odezwał:

-Powiem ci jak dotrzeć do centrum, gdzie znajdziesz kogoś, kto wie więcej niż ja.

-Więc na co czekasz?- rzuciła i zamieniła się w słuch.

-Idąc prosto dotrzesz do trzech ustawionych obok siebie wieżowców. Będziesz wiedziała, że to te bo będą inne niż wszystkie jakie tu widziałaś.

-To znaczy?

-Mieściły się tam wielkie korporacje, które ceniły sobie przejrzystość, nie tylko w interesach. Wracając do tematu. Kiedy do nich dojdziesz musisz skręcić w prawo. Tam znajdziesz pozostałość po galerii handlowej. Aby iść dalej konieczne jest przejście przez nią. Nie ma innej drogi i są jeszcze Poparzeńcy. Jak uda ci się przedostać na drugą stronę zostanie ci tylko kilka kilometrów prostej drogi. W centrum mieszkają ludzie, którzy tak jak my korzystają z ostatnich chwil normalnego życia.

-Pomogą mi?

-Zobaczysz czy w ogóle uda ci się przeżyć. Jak nie wykończy cię Pożoga to zrobią to Poparzeńcy- powiedział ostrzegawczo.

-Pocieszające- odrzuciła i otworzyła drzwi.

-Życzę powodzenia, Teresko- dodał na odchodne.

Iris szła przez korytarze do wyjścia z budynku.

Do burzy zostało niewiele czasu, ale dziewczyna i tak postanowiła udać się do trzech, charakterystycznych wieżowców jeszcze tego samego dnia.

Plecak pozostał nietknięty w swoim ukryciu, co ucieszyło Iris.

Czuła pustkę w żołądku, ale adrenalina zapełniała ją w pewnym stopniu. Sprzyjało to też jej zapasom. Pot spływał jej po czole, nawet pomimo minimalnego ochłodzenia.

Dam radę- powtarzała sobie.

Uwięzieni w labiryncie: Próby w ogniuWhere stories live. Discover now