Rozdział 10

521 27 10
                                    

Sześciokilometrowa droga okazała się być prawie ośmiokilometrowa, więc Iris zaczynała się zastanawiać czy aby na pewno dobrze zrobiła słuchając wskazówek Jorge. Czy on tu kiedyś w ogóle był?

Gdy przyjrzała się masywnej budowli, przed którą się znalazła, miała pewność, że jest to galeria handlowa, a poznała to po pozbawionych szyb witrynach, manekinom z popękanego plastiku i wielkim szyldzie z napisem: "Centrum handlowe", któremu ktoś uszkodził większość czerwonych literek.

Dziewczyna wzięła głęboki wdech i ostrożnie przekroczyła próg.

Pod swoimi butami usłyszała odgłos pękającego szkła. Z każdym krokiem unosiła się za nią tona kurzu. Chciało jej się kichać, również z powodu panującego tam odoru stęchlizny. Zapach wnikał do jej płuc wypalając w nich nieistniejące dziury.

-Dasz radę- mówiła do siebie starając zniżyć ton swojego głosu niżej niż najcichszy szept.

Nie wiedzieć czemu, czuła się obserwowana, co nie powinno ją dziwić. Wiedziała o obecności Poparzeńców. Zbliżała się do nich z każdym krokiem.

Światło wpadające przez dziury w ścianach oraz przez puste witryny przestało wystarczać.

Wyciągając noktowizor z plecaka usłyszała dziwne szmery. Nie jestem nawet w centrum budynku, więc co to było?- pomyślała. Po plecach przeszedł jej niejeden dreszcz.

Gdy mieszkała w labiryncie nic nie było w stanie jej przestraszyć, a nawet zabić. Pokonywała Buldożerców bez większego przygotowania. Poparzeńcy nie byli wyposażeni w taką broń jak te monstra, ale przerażały Iris swoim wyglądem i zachowaniem. Chorzy na Pożogę mieli nad nią przewagę liczebną, co przechylało szalę wagi jej szans na pozostanie przy życiu.

Modliła się aby jej nie usłyszeli, ale było to trudne, ponieważ pod jej nogami trzaskały stare świetlówki czy pozostałości po szybach. Wystarczył moment nieuwagi by potknąć się o cokolwiek.

Kolejny szmer, do którego po chwili dołączył hałas podobny do rozbijania szklanych butelek. Harmider trwał dobre dwie minuty. Tyle wystarczyło bu odwrócić jej uwagę.

Jej stopa wpadła między dwa ogromne kawałki gruzu, które prawdopodobnie ważyły tyle samo co Iris. Z hukiem runęła na ziemię. Gdyby nie noktowizor uderzyłaby czołem o brudną podłogę, ale kosztowało ją to potrzebny sprzęt.

Starała się nie poruszać przez chwilę, by nie wszczynać większego rumoru. Nasłuchiwała reakcji Poparzeńców. Nic nie dobiegło do jej uszu.

Ostrożnie podniosła się z ziemi nie wydając przy tym żadnego szelestu.

Szkła w noktowizorze popękały, więc wszystko co pozwalał zobaczyć przypominało bardziej oglądanie filmu przez gęsto splecioną pajęczą sieć. Musiała użyć latarki, której włączenie okazało się głośniejsze od upadku dziewczyny.

Z prawej strony dobiegł harkot i syk:

-Mysz?- Poparzeniec przeciągał ostatnie spółgłoski udając węża, tylko, że posiadającego skrzywione zęby jadowe.

Następnym co usłyszała dziewczyna było głośne dudnienie z korytarza. Ktoś biegł, a na celu miał jej zgładzenie dla własnego pożytku.

Iris skierowała światło latarki pod nogi. Przeskoczyła sklejone cegły, o które się potknęła i zaczęła biec.

Stopami w ciężkich butach miażdżyła pozostałości galerii handlowej, w myślach karciła siebie za niepodparcie się rękami przy upadku.

Poparzeńcy byli coraz bliżej. Jakim cudem tak szybko biegają?- zastanawiała się.

Uwięzieni w labiryncie: Próby w ogniuDove le storie prendono vita. Scoprilo ora