Rozdział 11

422 25 11
                                    

Spodziewała się przepływu elektryczności przez jej całe ciało, ale jedyne co poczuła to ból wbijających się w jej rany przewodów i spływającą po nadgarstkach ciepłą krew. Jednak bardziej martwiła się możliwością runięcia w dół. Dobrze znała to uczucie, w końcu kiedyś już wisiała nad przepaścią, tylko, że wtedy spadła, a obudziła się w zupełnie innym miejscu. Nie chciała powtórki z "rozrywki".

Spuściła nogi z dachu i mocniej chwyciła zimne metalowe liny.

Poczuła ulgę, kiedy konstrukcja wytrzymała jej ciężar. Nie patrzyła w dół. Wracała do niej bezsilność, którą odczuwała tamtego pamiętnego dnia.

Zwisając przesuwała się po przewodach.

Nie myślała o niczym oprócz bezpiecznego powrotu na ziemię.

Odległość między dwoma budynkami wynosiła niecałe dwadzieścia metrów, jednakże ten z drabiną był o piętro niższy, więc czekało ją twarde lądowanie.

Kilkoro Poparzonych stało na dachu i próbowało ją naśladować.

Przyspieszyła. Dotarła do budynku, najbliżej jak tylko pozwalała jej na to instalacja, w kilka sekund.

Wyciągnęła nóż, jedną ręką wciąż trzymając przewody. Chciała je przeciąć by prześladowcy do niej nie dotarli. Rozbujała się i szybkim ruchem rozcięła linie wysokiego napięcia, w międzyczasie odrywając od nich swoją zranioną dłoń.

Spadający Poparzeńcy krzyczeli, a ona sama wydała z siebie jęk po zderzeniu z górną częścią budowli.

Upadek złagodziło podparcie się rękami, ale sprawiło to, że mocniej uderzyła kolanami o cegły. Momentalnie zapiekły ją wszystkie obolałe miejsca. Wiedziała też, że wszędzie pod skórą robią się jej krwiaki. Przewróciła się na plecy próbując złapać oddech, który zatraciła spadając. Przed oczami pojawiły się jej ciemne plamy, a powieki same się zamykały. Traciła przytomność na skutek nadmiernego zmęczenia oraz odczuwanego bólu. Na dobre odcinając się od świata jeszcze przez chwilę widziała jaśniejące niebo.

Obudziła się gdy zalała ją fala gorąca rzucana przez słońce.

Usta całkowicie jej wyschły, oczy piekły, nie mogła oddychać przez nos.

Rozejrzała się czy nigdzie nie czai się niebezpieczeństwo.

Napiła się, związała włosy. Była gotowa do dalszej podróży.

Zeszła po zerdzewiałej drabinie, która skrzypiała przy każdym postawieniu stopy na szczeblu.

***

Brenda czekała na Thomasa przed ciężkim drzwiami. Prowadził rozmowę z Jorge trochę zbyt długo. Miała nadzieję, że się nawzajem nie pozabijają. O dziwo, nie chciała śmierci ich obu. Jorge był jej dobrym znajomym, poznali się spory czas temu, ale to Thomas wpadł jej w oko.

Przyglądała się swoim paznokciom uśmiechając się pod nosem.

Z zadumania wyrwał ją Thomas, który właśnie opuścił pomieszczenie należące do lidera nowo poznanej grupy ludzi.

-I co?- spytała głosem pełnym wyczekiwania.

Chłopak wzruszył ramionami i powiedział:

-Wygląda na to, że jednak dojdziemy na ten koniec miasta, ale nie spodziewałem się, że będziecie chcieli iść z nami.

Dziewczyna uniosła brwi. Kiepska była z niej aktorka. Dobrze wiedziała, że ona i Jorge będą musieli pójść z nimi.

-Pójdę powiedzieć reszcie- dodał wskazując palcem na koniec korytarza.

Uwięzieni w labiryncie: Próby w ogniuWhere stories live. Discover now