7

481 20 0
                                    

-Cóż się stało, że kazałaś mi niezwłocznie przyjechać.-

-Mam dla ciebie ważną wiadomość.-

-To mów.-

-To nie jest rozmowa na telefon.-

-To kiedy wpadasz?-

-Za dwie godziny?-

-Spoko. To do zobaczenia.-

-Cześć.-

Rozłączył się. Postanowił, że ogarnie mieszkanie, ponieważ był tam bałagan i duszno.

Szybko posprzątał i miał czas dla siebie. Stwierdził iż brakuje mu gry, więc zagrał w fifę. Usłyszał że dzwoni mu telefon.

-Halo?-

-Cześć Marco. Doleciałeś szczęśliwie?-

-Ooo, Papa Klopp. Oczywiście.-

-Mam do ciebie sprawę. Mógłbyś pojechać do mojego domu, zabrać dokumenty transferowe i zawieść panu Watzke?-

-Oczywiście. Dla papy wszystko.-

-Kiedyś ci się odwdzięczę.-

-Może na treningu?-

-Dobrze. Jak tylko wrócimy dostaniesz dziesięć kółek więcej.-

-Ale-

-Cześć.-

"No to będzie wycisk" pomyślał i wrócił do gry.

Caroline przyszła pół godziny później. Zdawała się być roztrzęsiona, ale Marco przyjął postawę twardziela.

-Więc czego nie mogłaś powiedzieć mi przez telefon?-usiedli na kanapie.

-Pierwsze przyrzeknij mi że się zgadzasz.-

-Nie wiem czy będę mógł to spełnić.-

-Na pewno będziesz mógł.-

-No to ok.-Westchnęli.

-Jestem w ciąży. Chcę żeby nasze dziecko miało ojca, więc chciałabym żebyśmy zamieszkali razem na co się zgodziłeś, więc.. Kiedy mogę się wprowadzić?-

-Czekaj, czekaj. Jesteś w ciąży?-

-Tak. Byłam dzisiaj u ginekologa.-

-To pokaż zdjęcie usg i te inne ulotki.-

-Zostawiłam wszystko w domu.-

-Na następny raz wszystko przynieś, bo coś mi się nie podoba.-nastała cisza.

Caroline bawiła się swoimi palcami. Już myślała jak pokierować swój plan, żeby ustawić się do końca życia. Myślała, że Marco jest bardziej inteligentny. A tu od razu połkną haczyk.

Z kolei Marco wiedział, że Caroline kłamie, ponieważ nie uprawiali seksu od rozstania, a minęło grubo pół roku, a wtedy byłoby widać. Czekał tylko na rozwinięcie sytuacji. Wiedział, że Bohs jest inna, ale że aż tak?

-To kiedy mogę się wprowadzić?-

-Jak pokażesz mi wszystko od lekarza. Wcześniej nie masz tutaj czego szukać.-

-Dobrze. To ja już pójdę.-chciała go pocałować, ale ten odwrócił głowę i pocałowała go w policzek. Wyszła.

Reus zaczął się śmiać. Nie mógł przestać. Z czego się śmiał? Oczywiście, że z Bohs. Jest bardzo głupia, ale naprawdę nie wiedział że aż tak.

***

-O dżizas. Już nigdy nie lecę samolotem.-

-Aż tak źle było?-

-Ta stewardessa była okropna. Jeszcze do tego cały czas się do ciebie kleiła.-

-Jesteś zazdrosna, że mam branie?-poruszał figlarnie brwiami, na co dziewczyna wybuchnęła śmiechem na cały głos. Kilku ludzi popatrzyło na nich.

-Ale siara. Już nigdy tutaj nie przyjeżdżam.-Klopp strzelił buraka, wziął ją za rękę i poszedł w stronę wyjścia z lotniska.

Przy wyjściu stał młody, około dwudziestotrzyletni mężczyzna. Jego uroda wskazywała, że jest z Hiszpanii. Ich uroda jest na tyle jedyna w swoim rodzaju, że potrafiła ją rozpoznać z daleka.

Trzymał on kartkę "Julia i Jürgen Klopp".

-A cóż to? Czyżby Romek znowu się wykręcił?-powiedział raczej do siebie mężczyzna.

Julie dziwiło tylko to, że nikt nie leciał do trenera swojej ukochanej drużyny, tak jak w Polsce, tylko serdecznie pozdrawiali lub kiwali głowami z uznaniem.

-Inna kultura co?-szepną trener.

-I to jak.-zaśmiali się.-Czas przestawić się na dżerman he he.-powiedziała grobowym głosem. Jürgen zaśmiał się w głos.

Chłopak zauważył ich i uśmiechnął się. Gdy do niego podeszli, mężczyźni przywitali się.

-A cóż to za piękna istota?-

-To moja siostrzenica Julia.-powiedział do Marca.-A to Marc Bartra, jeden z moich przybranych łobuzów.-

-Marc, witam.-

-Julia, miło mi.-chłopak ucałował jej dłoń. Zarumieniła się.

-Dobra. Dość tego miziania, trzeba jechać do domu.-wziął walizki i poszedł przodem.

-Jak zwykle potrafi wpasować się w temat.-Marc pokręcił głową, a Julia parsknęła.

-Mówiłeś coś?-cisza.-Też tak myślę.-

Wpakowali walizki do auta. Jürgen prowadził, a młodzież usadowiła się z tyłu.

-Opowiesz coś o sobie?-

-Nie wiem czy jest co opowiadać.-

-Zawsze coś jest.-

-Huh. Mam na imię Julia, mieszkałam w Polsce. Kocham muzykę i pisarstwo. Lubię też rysować. Chyba tyle. Teraz ty.-

-Hmm. Nazywam się Marc. Jestem z Hiszpanii. Gram tutaj dopiero pierwszy rok. Przeszedłem z Barçy. Mam narzeczoną Melissę i małą córeczkę Galę. Pewnie jesteś zdziwiona, że w tym wieku mam już rodzinę, ale oboje wiemy, że jesteśmy swoimi pierwszymi i ostatnimi.-

-To się ceni. Mało jest takich par które wiążą się na całe życie.-

-No cóż, każdy robi jak uważa. My wiemy, że jeżeli bym ją zdradził to ona by nie przeżyła zdrady, a ja nie przeżyłbym straty, więc bierzemy życie w swoje ręce.-

-Piękny rym. Stworzę z tego piosenkę.-

-Nie żartuj.-

-Ale ja mówię na serio.-

-Masz czas do 10 października.-

-Ok ale czemu taka data?-

-Bo wtedy bierzemy ślub.(przyp.aut. Zdażenie nieprawdziwe).-

-To będzie piękny prezent.-

Oboje wiedzieli, że to będzie dobra przyjaźń.

Trudna miłość/Marco Reus (w trakcie edycji)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz