22

207 20 9
                                    

-Marc. Nie musisz się tak stresować. Będę tam cały czas.
-Ta. Łatwo Ci mówić. To nie ty masz się dowiedzieć całej prawdy o sobie- bąknął tylko.
- Ja nie wiem po kim ty jesteś taki upierdliwy.
-Ja też nie. I dzisiaj się chyba dowiem. Juliett nie odezwała się już do niego. Bała się, że jej niewyparzony językiem powie o kilka słów za dużo. Kupiła łyk swojej kawy. Szczerze to sama bała się tej rozmowy. Pamiętała jak trudno było uspokoić mężczyznę po rozmowie z ojcem. Broń Boże, oby zaraz nie wsiadał za kierownicę. Powoli przygotowywała się mentalnie, że wracają się na nogach do domu.
Do kawiarni dostojny.krokiem weszła wysoka kobieta. Zatrzymał się by wyszukać odpowiednią osobę. Podeszła do stolika, ściągnęła płaszcz i usiadła wygodnie na krześle. Marc spiął się. Nie wiedział jak zacząć rozmowę. Jego ręce niemiłosiernie zaczęły się trząść, później pocić.
-Nie przywitasz się synku?
-Nie z osobą, która.okłamał mnie tyle lat.
-Sprawa rozwodowa ciągnie się od kilku miesięcy, nie wiesz jak to działa?
-Nie miałem.nawet tego na myśli. Może opowiedz jak.To jest mieć syna bękarta?
-Marc, nie wiem o czym mówisz kochanie.
-Jesteś tak bardzo zakłamana.
-Jeżeli masz mi robić wyrzuty za rozwód, to możemy zakończyć to spotkanie.
-Nie wyjdziesz stąd dopóki nie powiesz mi, kogo odezwałaś z tatą-powiedział lodowatym tonem. Oczy starszej kobiety rozszerzyły się. Mężczyzna miał się nigdy o tym nie dowiedzieć. I co teraz ma powiedzieć? Że zdradziła z Jürgenem męża jego siostry?
-Nie będę rozwijać w bawełnę. Przed twoim urodzeniem byłam z mężem twojej ciotki, Igi Brzęczyszczykiewicz. Wtedy nie było jeszcze małżeństwem. Jednak poznała w tym czasie Twojego ojca i zaszła z nim w ciążę. Później twój wózek związał się z tą suką-kiedy Juliett to usłyszała, chciała wstać, ale wzrok Marca ją chwilowo powstrzymał.-Szczerze to współczuję wam, że musicie mieszkać z jej córką. Też jest taka jak matka?
-To znaczy?
-Sukowata i szmatowata-dziewczyną nie wytrzymała. Podnoszą do nich i wskazała na kobietę palcem.
-Nie masz prawa tak mówić o mojej mamie, bo mam w chuj głęboko, że tak mówisz o mnie. Poza tym.smarowania to wydajesz się być Ty, bo sama zdradziłaś mojego ojca. Najlepszą matką też nie jesteś, jeżeli zatajałaś przeszłość swojego syna przed nim samym. Tak się zachowuje prawdziwą matka?!-skończyła zdanie i wyszła z lokalu. Nie obchodziło.ją, że wszyscy widzieli ich awanturę. Nie obchodziło jej to, że matka Marca obraziła ją. Nie wybaczy jej nigdy, że obraziła jej zmarłą tragicznie matkę. Do oczu ciągnęły jej się łzy na wspomnienie rodzicielki. I na wspomnienie ojca. Ojca, który nie wiedzieć czemu, od zawsze jej nienawidził.
Kilka godzin chodziła po Dortmundzie. Włączyła telefon, by nikt jej nie przeszkadzał. Mimo, iż było zimno, bo był prawie grudzień, nie martwił się tym, że zmarznie, gdy usiadła na trawie nad brzegiem rzeki. 
Westchnęła. Była psychologiem A sama sobie nie potrafiła pomóc. To co stało się w kawiarni jeszcze bardziej ją dobiło.
-Może warto by skorzystać z pomocy fachowca? Albo chociaż wyjechać na kilka dni, z dala od wszystkich-powiedziała w przestrzeń. O tej godzinie nikogo już tutaj nie było. Wszyscy siedzieli w ciepłych domach z rodzinami.-No właśnie. Czy Marc I Jürgen to moja rodzina? Przyjęli mnie tylko dlatego, że nie mieli innego wyboru. A może mieli, ale zrobili to z litości?-pomyślała.-Bo po co im wartościowe gówno, którego nie znają?-odpowiedziała jej cisza.-Chyba czas się wyprowadzić.
***
-To, że nienawidziłaś moją siostrę, nie znaczy, że możesz obrażać jej córkę. Jeszcze do tego w pomieszczeniu, w którym ona jest... Nie wiesz co to dyskrecja? Nie rozumiesz, że niszczysz ludziom życie?! Jeżeli nie przyjdzie za godzinę, to zgłoszę to na policję i obwodnicę za to Ciebie. Cześć.
-Tato, przepraszam. Nie powinienem był jej tam zabierać. To wszysto moja wina.
-Marc, proszę Cię. Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej-Jürgen poszedł do swojego gabinetu.
Po tym jak Marc dowiedział się o wszystkim, ich kontakty były znikome. Unikali siebie jak ognia.
Poszedł do swojego pokoju, ubrał się i wyszedł, nie mówiąc gdzie.
-Marco, masz czas?
-Dziesięć minut i jestem wolny. Coś się stało?
-Potrzebuje rozmowy.
-Okej. Przyjdź pod kawiarnie Café Wikinger.
-Już idę.
Przez całą drogę myślał gdzie zacząć poszukiwania. Kompletnie nie wiedział gdzie mogła pójść, ponieważ dzwonili do wszystkich przyjaciół. Kiedy doszedł pod kawiarnie, Marco już czekał.
-Co jest stary?
-Nadal.Nie możemy jej znaleźć. Jeśli masz...
-Gdzie już szukaliście?
-Prawie wszędzie.
-W barach i pubach też?
-Ona nie...
-Nie możemy być tego pewni. Ty sprawdzaj restaurację i puby, a ja sprawdzę w barach i klubach.
-Najwięcej jest ich po drugiej stronie miasta. O matko! Żeby była cała i zdrowa.
Rozdzielili się. Oboje dokładnie sprawdzali wszystkie miejsca. Jednak to Marco był bliżej znalezienia.
***
-To nie za dużo dla ciebie młoda damo?-do baru przydział się starszy mężczyzna, który miał już dość alkoholu w sobie. Dziewczyną nie odpowiedziała mu, tylko dalej łączyła kolejnego mocnego drinka. Położył dłoń na jej kolanie. Szybko ją strąciła.
-Nie dotykać mnie oblechu!
-Uh... Ostra. Takie lubię.
-Sorry, ale nie wskakuje starym dziadom do łóżka.
-Jeszcze zobaczymy cukiereczku-wstał z krzesła barowego i poszedł do niej. Odłożyła szklankę. Chciała wstać, jednak mężczyzna zatrzymał ją.
-No kruszywo, wiem, że tego chcesz. Jeżeli teraz grzecznie pójdziesz że mną do kibla, to nic złego Ci się nie stanie-zachwycił ją za nadgarstki.
-Puść mnie zboczeńcu!-niestety nikt nie zwracał uwagi na tą scenę.
-Milcz dla swojego dobra suko!-pchnął ją na ścianę i przyssał się do jej warg. Chciała go odsunąć, jednak nie była na tyle silna i miała w sobie za dużo alkoholu. Zawlukł ją do toalety, obściskiwał i ściągnął z niej ubrania. Wiedziała, że jest na przegranej pozycji. Nikt już jej nie pomoże. Zalała ją kolejna fala wspomnień. Wspomnień molestowania przez ojca.
Mężczyzna odbierał się do jej majtek, mając zamiar rozpocząć swoje spodnie. Nie zauważyła momentu, w którym łzy zaczęły skazywać na jej nagie piersi. Poczuła silny ból w sobie i krzyknęła. Jej zrobię dłonie zaginęły się w pięści aż pobierał jej knykcie.
Straciłam.
Straciła część siebie.
Straciła swoje dziewictwo.
Udeżył ją. Z jej warg wypłynęła stróżka krwi. Gwałciciel chwycił ją za gardło.
-No suko. Wiedziałem że jeszcze z ciebie coś wydobędę.
Miała duże trudności z oddychaniem, do tego smpazmy płaczu jej nie pomagały.
Nigdy nie czuła Tak wielkiego obrzydzenia. Ani do siebie, ani do nikogo innego. Jego obślizgłe łapy spotykały jej całe skulone ciało. Drżała nie przyjemnie pod wpływem jego dotyku. Po długim czasie skończył. Wyszedł bez słowa.
Położyła się na zimnych kafelkach. Chłód uspokajał jej ciało. Jak zawsze.
Nadal czułana sobie jego łapska. Nigdy ich się nie pozbędzie. Ból fizyczny i psychiczny nie ustawał. Obraz zamazywał się coraz bardziej. Ostatnie co zobaczyła, to osoba wchodząca do pomieszczenia.
***
Pik. Pik. Pik.
Dźwięk urządzenia dudnił o ściany sali. Różne kable i kafelki były podpięty do jej ciała. W białej,  nieskazitelnej pościeli wyglądała bardzo blado. Była tak mała. Wyglądała jak śpiąca dziecko.
-Dlaczego to się stało akurat jej?! Dlaczego nikt jej nie pomógł?! Do cholery! To przecież nienormalne!
-To moja wina. Gdybym jej nie poprosił, to byłaby w domu, bezpieczna.
-Nie gdybajmy, bo to i tak nic nie da. Teraz trzeba myśleć na przyszłość i się nią zaopiekować.
-Jak my teraz będziemy żyć?
-Normalnie. Pomożemy wam. Wszyscy.
-Który to pan Jürgen Klopp?
-To ja.
-Proszę ze mną. Nie mam dla pana zadowalających wiadomości.
-Jest aż tak źle?-pobladł wyraźnie na te słowa.
-Wszystkiego dowie się pan w moim gabinecie. Zapraszam.-przeszli kilka sal dalej.
Marc patrzył się na działające się sylwetki. Nikt nie mógł zobaczyć jego urzędującego się ciała. Obwiniał siebie i tylko siebie. Bo przecież gdyby nie był tchórzem, to nie musiała by z nim iść.
-Marc, przyniosłam kawę. Weź.-Emma lekko uśmiechnęła się do niego. On nie no spłonął.głową w podziękowaniu.
-Powinieneś iść się przespać.I zjeść coś ciepłego, cokolwiek.
-A co jeśli będę potrzebny? Albo się obudzi i mnie przy niej nie będzie.
-Idźcie oboje. Nie możesz w  twoim stanie siedzieć tutaj tak długo, a Ty Marc naprawdę źle wyglądasz. Dobrze się czujesz?
-A jak mam się do cholery czuć?!-nerwy wzięły górę.-To, że ona tutaj jest, to tylko i wyłącznie moją wina. Jeżeli przez tego skurwiela będzie miała duże problemy to przysięgam, zanajdę go. Znajdę i rządzę mu tak wielką krzywdę jaką ona doświadczyła przez niego. Nikt ani nic mnie nie powstrzyma-determinacja w jego oczach mroziła krew w żyłach.
-Proszę, zrób to dla niej. Nie będziesz mógł jej pomóc, jeżeli też będziesz słaby i chory. Mario was zawiedzie.
-Dzwońcie jeżeli coś by się działo. I powiedzcie tacie, żeby też przyjechał.
-Dobrze.
Gdy zniknęli za zakrętem korytarza, Felix szybkimi krokami pokonał odległość od ściany do szyby określającej salę Juliett. Przerażało go to. Nie raz był w szpitalu, jako pacjent po dragach, ale nie był obserwatorem. Nie mógł sobie wyobrazić co czują Jürgen i Marc. On sam był bardzo brzydoty całą sytuacją. Kochał dziewczynę i nie mógł sobie wyobrazić życia bez niej. Oddał by wszystko, by tylko żyła.
-Jest dla ciebie kimś.więcej prawda?
-Od jakiegoś czasu to sobie uświadamiam Marco.
-Jeżeli masz jakieś problemy z głównemu, które wybrałeś, albo z ludźmi, którymi się przyjaźniłeś w tamtym czasie, to się nawet do niej nie zbliżaj. To, że ty sobie zatruwsz życie, to nie znaczy, że ona też musi.
-Nadal nadal masz do.mnie uprzedzenie? Taki z ciebie przyjaciel?-Reus popatrzył na niego uważnie.-A przypomnieć ci czas, kiedy twoja siostra brała dragi?
-Sam ją w to wciągnąłeś.
-Nie moja wina, że uczepiła się mnie jak żep psiego ogona-Marco pociągnął go do góry za koszulkę.-I co mi zrobisz Reus? Chcesz stracić przyjaciół i dziewczynę? Wiesz, że ja bardzo dobrze potrafię wpływać na ludzi.
-Kiedyś przyjdzie taki czas, że będziesz miał problemy i nikt ci nie pomoże. Wtedy zobaczymy jak ci się te twoje zdolności przydadzą-puścił go, gdy zobaczył, że Annkathrin zmierzą w ich stronę.
-Ah... Ty i te twoje klątwy. Jakimś dziwnym trafem żadna się jeszcze nie sprawdziła. A uwierz, czekam na to z niecierpliwością-uśmiechnął się sztucznie.
-Niestety nie mogłam przyjechać wcześniej. Co z nią?
-Wiemy tylko tyle, że została pobierał i zgwałcona. Klopp poszedł jakieś pięć minut temu do gabinetu i jeszcze nie wrócił.
-A reszta?
-Mario pojechał z Emmą i Marciem do domu. Marc nie wyglądał za dobrze.
-W takiej sytuacji... możliwe, że to przez przemęczenie i ciągły stres.
-Oby tylko to.
-Dziękuję Panie doktorze.
-To mój obowiązek. Jeżeli będzie coś się działo to do pana zadzwonimy. Jeszcze panu powiem, że dobrze, że tak wcześnie ją znaleziono. Kilka minut i mogłoby być za późno-poklepał go po ramieniu.-Dobrej nocy.
-Dobranoc-powoli powlókł się do krzesełek. Przegrał dłonią wędzoną twarz.
-I co?
-Nie jest dobrze dzieciaki. Jest wręcz tragicznie.

:::::::::::::::::::::::::::::
Ten rozdział... Nie wiem co ze mną nie tak, że główną bohaterką ma tak przesrane.
W przyszłym tygodniu następny.
Puki co macie creepy zdjęcie.

Puki co macie creepy zdjęcie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Do następnego😍💜
Ps. Dedykuję go ecia90😍 dziękuję z miłe słowa. No i jeszce 69twojafobia69  bo jesteś 😂
I Kontipisze bo Cię kocham💕

Trudna miłość/Marco Reus (w trakcie edycji)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz