{W drugą stronę}

1.7K 174 8
                                    

Luke

Dzisiaj to ona przyjeżdża do mnie. Postanowiłem odebrać ją z lotniska. Myśle, że bycie inżynierem daje mi sporo wolnego czasu, ale często w dziwnych godzinach go brakuje. Na przykład o czwartej nad ranem, gdy znajdują jakieś błędy, które nie są błędami.

Czekałem na nią w hali przylotów i nieco się denerwowałem. Ostatnio dała mi jasno do zrozumienia, że ma do mnie żal, a ja dałem jej zbyt wyraźne znaki, że jestem nią zainteresowany. Bałem się, że chodziło o przeszłość i o to co zacząłem, ale udałem, że tego nie zrobiłem.

Zauważam ją. Trzyma w ręce wielką torbę. Podchodzę do niej szybkim krokiem.

– Cześć – sama z siebie podaje mi torbę.

– Czy możesz proszę to wziąć? – śmieje się do niej, ale odbieram torbę – Cześć – tym razem dostaje już całusa w policzek.

– Co tam masz takiego? – wzrusza ramionami.

– Same ważne rzeczy, a przede wszystkim strój kąpielowy. Zawsze jestem tu w interesach i nigdy nie mam czasu nacieszyć się waszą pogodą.

– Wiesz, że Sacramento nie leży nad oceanem?

– Myślałam, że zabierzesz mnie nad ocean – robi smutną minkę – Chyba nie zamierzasz pracować gdy tu jestem...

– Myślałem, że przyjechałaś na jeden dzień – kręci głową.

– To by było kompletnie nieopłacalne. Zarezerwowałam pokój na trzy dni.

– Mówiłem ci, że możesz zostać u mnie – kręci głową.

– To by było zbyt dziwne... – nie zgadzam się z nią.

– Pamiętasz Caluma? Mieszkam z nim. To nie będzie dziwne.

– Jesteś bogaty – patrzy na mnie dziwnie.

– To nie znaczy, że potrzebuje wielkiego domu. To marnowanie przestrzeni, z resztą chodź pokaże ci.

Zoey

Prowadzi mnie do samochodu. Tutaj jedynak widzę całkiem drogi motel. Jestem rozczarowana, że nie przyjechał po mnie motorem. Jeździłam na nim tylko z nim i tęsknie za tym uczuciem.

– Dlaczego zamieszkałeś tutaj?

– Calum. Gdy Callie mnie rzuciła, zadzwoniłem do niego i zostałem.

– Wow, ja nie mam kontaktu z ludźmi z liceum – wzrusza ramionami.

–  O to chodzi w prawdziwych przyjaciołach – obraca głowę w moją stronę – Myślałaś jakby było gdybyś pozwoliła mi zostać swoim przyjacielem? – zdarzyło mi się o tym myśleć.

– Callie mnie nienawidziła i zanim powiesz inaczej, ja też jej nie lubiłam – patrzę mu w oczy – Zakochałam się w tobie im dłużej bym to ciągnęła tym bardziej by bolało – milknę – No i proszę, przyznałam się do tego po raz drugi.

– Myślałem o tobie, Zoey – prycham pod nosem – Nie wiem co mam teraz powiedzieć, żeby cię nie wystraszyć i żebyś nie chciała wrócić do domu.

– Nie daje drugich szans, Luke – widzę jak mocno zaciska ręce na kierownicy.

– A jednak tu jesteś – co ja robię? Cholera.

– Zrobiłeś się za pewny siebie – zaczynam się denerwować, ponieważ to wszystko mnie przerasta. On jest zbyt podobny do chłopca, którego znałam, a ja zbyt wiele razy myślałam o nim na przestrzeni tych dziesięciu lat.

Callie zawsze jest powodem dlaczego się spotykamy, a ja nie chce znowu być pozornie numerem numer jeden. Dlatego jedyne, co mogę zrobić to udawać. Udawać, że on nie jest przystojny, że go nie pragnę oraz przede wszystkim, że nie widzę, że on pragnie mnie. Lub mogę się nim zabawić, ale jakoś nie potrafię być taką dziewczyną.

Dojeżdżamy pod kamienice. Nie wyglądają na szczególnie tamie, a gdy schodzimy do mieszkania widać, że mieszka tu dwóch facetów. Od razu dodałabym pare poduszek i firanek.

– Ładnie — Luke bierze moją torbę i zanosi ją do jednej z sypialni.

– Zostajesz tutaj i koniec kropka – odstawia torbę na łóżko – Będę spał na kanapie, a ty tutaj.

– Co?

– To mieszkanie ma duży salon i kuchnie, sypialnie są dwie i nadają się tylko do spania – faktycznie jest mało przestrzeni.

– Mam hotel.

– Jesteś moim gościem, Zoey, pozwól mi na to.

– No dobrze – siadam na łóżku, które jest królewskich rozmiarów. Nie dosięgam stopami ziemi.

– Nie znam się na rzeczach, które potrzebują dziewczyny. Gdy pójdziemy na zakupy...

– Właściwie – sięgam po moją torbę i otwieram ją – Uszyłam coś na tę okazje.

– Co? – cieszę się, że udało mi się go zaskoczyć. Niech widzi kogo stracił.

– Mogę kupić coś drogiego jeśli chcesz, ale chciałam...

Sam sięga do mojej torby i wyjmuje tę sukienkę. Nie jest mocno wymyślna, trochę koronki, wycięcie na plecach. Jest granatowa, stosunkowo skromna, ale czuje, że pasuje do mnie.

– Jest piękna – kiwam głową – Masz talent.

– W końcu prowadzę firmę.

– Nie wiedziałem, że też projektujesz.

– To jest w tym najlepsze mam kontrole nad wszystkim i nie potrzebowałam zarządu, bo miałam pieniądze na start.

– Pieniądze, które pomagają spełniać marzenia.

– Czy Callie wie, że masz pieniądze? – nieco się krzywi.

– Nie mam pojęcia. Wiem, że jesteśmy tu ze względu na ślub, ale czy możemy o tym nie rozmawiać? Chce spędzić czas z tobą, nie muszę ciebie zmieniać czy tworzyć. Cieszę się, że tu jesteś – i jak tu się nie uśmiechnąć?

– Dalej czarujący – podaje mi moją sukienkę.

– Czy możesz ją dla mnie przymierzyć, proszę?

– Sprawdzisz czy się nadaje?

– Sprawdzę czy mam wystarczająco dobry garnitur do twojej sukienki – chyba przed chwilą zachichotałam.

Jest pewniejszy siebie, jeszcze bardziej przystojny, ale przede wszystkim dalej tak samo czarujący.

Making faces II •HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz