{Taki jest}

1.6K 168 10
                                    

Zoey

Wróciłam do Nowego Jorku popołudniem następnego dnia. Udałam, że wcale nie chce zostać i nie zachowałam się jak szalenie zakochana kobieta na lotnisku, skradłam mu szybki pocałunek i już mnie nie było. Gdy następnego dnia dotarłam do biura, czekał na mnie kurier z ogromnym bukietem kwiatów. Czyżbym o czymś zapomniała? Okazały się tak wielkie, że nie byłam wstanie ich sama unieść, więc facet zrobił to za mnie. Postawił je na stoliku, kazał złożyć podpis i już go nie było.

Mój nos od razu wylądował w kwiatach, a oczy jak szalone szukały bukieciku. Niczego jednak nie znalazłam, ale mój telefon szybko mi to wyjaśnił. Dzwonił Luke, mogłam się domyślić!

– To ty? – rzucam gdy tylko odbieram.

– Dzień dobry, Zoey.

– Kupiłeś mi ten niesamowity bukiet róż? – Luke śmieje się do słuchawki.

– Cieszę, że się podoba. Tak na wszelki wypadek przypominam o sobie – chce już odpowiedzieć, ale nagle ktoś wchodzi do mojego gabinetu.

– Szefowo, jest sprawa... – No to sobie nie porozmawiam.

– Są piękne, Luke, bardzo dziękuje. Porozmawiałabym z tobą, ale muszę iść do pracy.,.

– Dobrze, zadzwonisz? – uśmiecham się jak głupia.

– Tak, zadzwonię.

Gdy tylko się rozłączam, patrzę na pracownice, która mi przerwała.

– Przepraszam to ważna sprawa... – bardzo poważnie traktuje moją prace – Piękne kwiaty!

– Dziękuje – uśmiecham się do niej.

– Chłopak?

– Co za dużo pytań to niezdrowo, zajmijmy się pracą – ona po prostu kiwa głową.

Kilka dni później mój gabinet był przepełniony najróżniejszymi bukietami kwiatów. Luke zamiast zostawiać bileciki dzwonił, ale ani razu nie udało nam się porozmawiać dłużej. Miałam teraz gorący okres w pracy, bo przygotowywaliśmy się do otwierania nowego butiku.

My - nie mieliśmy prawa się udać, kwiaty to nie związek, a rozmowy przez telefon to nie bliskość.

Dopiero po tygodniu udało nam się porozmawiać. U Luke'a był środek nocy, gdy ja właśnie przygotowywałam się do zjedzenia śniadania za zakluczonymi drzwiami. Strefy czasowe też nas gubiły.

– Cześć, skarbie – to pierwszy raz gdy znowu tak do mnie powiedział – Jestem całkowicie niewyspany, ale skoro masz teraz czas, to walić sen.

– Jesteś...

– Tak, tak wiem, że jestem niesamowity, a teraz opowiadaj o tym nowym butiku – on był faktycznie tym zainteresowany.

– Wkurzasz się, gdy nie kończę zdań, a potem sam mi przerywasz.

– Już wystarczająco wzbogaciłaś moje ego – słyszę jak coś się porusza i nagle się denerwuje.

– Jesteś sam? – nie ustaliliśmy tego, że nasze małe próby są na wyłączność.

– A z kim miałbym być, Zoey? Gdybym kogoś tu miał raczej bym do ciebie nie dzwonił. Za kogo ty mnie masz? – zirytowałam go.

– Za kogoś kto miał dziewczynę, gdy był moim udawanym chłopakiem i dawał mi mylne sygnały – dopiero teraz wypuszczam powietrze z ust.

– Mam ci wysłać zdjęcie? Jestem sam, nigdy nie robiłem takich rzeczy.

– Przepraszam – wdycha do słuchawki.

– W porządku, muszę na ciebie zasłużyć więc rozumiem – i tak po prosu sprawia, że się uśmiecham – A teraz słucham uważnie.

– Nie wolisz jeszcze iść spać?

– Przestań szukać wymówek, skarbie – zawsze wie, co powiedzieć.

– Podoba mi się gdy mnie tak nazywasz – a nawet się rumienie.

– A mi podoba się, że do mnie mówisz. Możesz mówić cokolwiek..

– Czarujący...

– Jeszcze dwa tygodnie i mam cię przez trzy dni znowu dla siebie.

– Mogę zostać chwile dłużej...

– Tydzień? – proponuje.

– Tak, tydzień będzie w porządku.

– Potem ja przyjadę do ciebie – nie jesteśmy niczym poważnym, ale i nie jesteśmy też czymś zwykłym.

— Wszystko już sobie zaplanowałeś co? — wyobrażam go sobie teraz w łóżku, poprawiającego włosy, z gołą klatką piersiową, z nieogoloną brodą, cholera już jako chłopiec był przystojny, ale teraz? Jest nieziemski i trudno oderwać od niego w ogóle wzrok.

— Przepraszam, ale cholera nie mogę się doczekać aż spędzę z tobą więcej czasu — on jakby w ogóle nie zadaje sobie sprawy, że to nie ma prawa się udać.

— Jesteś słodki — chichocze do słuchawki.

— Ugh, nieprawda — jest i myślę, że o tym wie.

— Potwierdziłeś swoje przybycie na ślub? — nagle zapada milczenie.

— Zastanawiam się czy w ogóle chce tam iść — dobra jestem zdezorientowana — Nie potrzebuje spotkania jej, żeby wiedzieć kim jestem.

— Powinieneś iść, to będzie niezła satysfakcja, Luke — wzdycha do słuchawki — Kochałeś ją jak szalony i w jakimś stopniu to gdzie dzisiaj jesteś zawdzięczasz jej, walczyłeś, żeby coś jej udowodnić, a teraz po prostu to jest to kim jesteś.

— Dzięki, to dużo dla mnie znaczy. Wiem, że Callie zobaczy tylko kasę, a ty widzisz coś więcej — jest w nim coś, co czyni go złamanym.

— Na mnie ludzie patrzyli i też widzieli kasę, ty pokazałeś mi, że to nie jest to kim jestem — teraz ja udowodnię mu to samo.

— Może to też jest karma, co? Zostawisz mnie dla kogoś kto będzie o wiele lepszy i dostanę to samo, co zrobiłem tobie — gryzę się w język.

— Przestań mieć wątpliwości, Hemmings — słyszę w słuchawce jego śmiech — Odezwę się wieczorem, okej?

— Ja zadzwonię do ciebie i może w końcu zacznę zachowywać się jak stanowczy facet.

— Jesteś idealny — wiem, że w to nie wierzy.

— Ta, jasne. Do usłyszenia, Zoey — powtarzam to samo i się rozłączam.

Making faces II •HemmingsWhere stories live. Discover now