{Moje miasto}

1.8K 178 21
                                    

Luke

Tego dnia nie wychodzimy już z łóżka. Zoey zasypia w moich ramionach, cicho pochrapując. Jestem pewien, że nie zdaje sobie z tego sprawy. Budzę się przed nią, ale nigdzie się nie wybieram. Leżę do niej twarzą, przyglądając się jej śpiącej. Jest piękna, była już wtedy, jednak teraz z każdym dniem widzę opadające mury, które nieco mnie przerażały. Odgarniam jej włosy z twarzy, a ona powolutku otwiera oczy, wtula się w moją dłoń i łapie mnie za nadgarstek.

– Hej, skarbie – na jej twarzy od razu pojawia się uśmiech.

– Długo nie śpisz? – pyta zasypanym głosem.

– Chwile, ale nie miałem sumienia cię obudzić.

Nieśmiało przysuwa się do mnie i przerzuca przeze mnie nogę i rękę.

– Poprzytulamy się trochę? – w tej bogatej dziewczynie jest nieśmiała strona. Jej policzki różowieją, a ja cmokam ją w nos.

– Nigdzie nam się nie śpieszy – kładę dłoń na jej udzie i pieszczę nią jej udo.

– Jutro ślub, dlaczego kazała gościom przyjechać na cały weekend?

– Bo dzisiaj jest jakaś nudna kolacja. Nie mówiłem? – ona w odpowiedzi kręci głową – To teraz już wiesz, gówniana próbna kolacja, a potem ślub.

– Czy jej facet jest bogaty? – jestem pewien, że się spinam.

– Zoey, nie wiem nic o jej obecnym związku. Kurwa, nie wiedziałbym jak on ma na imię, gdyby nie ślubne zaproszenie – Zoey całuje mnie w gołą pierś.

– Będę tam dla ciebie – moja ręka dalej pieści jej udo.

– To nie jest to czego od ciebie chce. Chce dużo dużo więcej – ściskam jej pośladek.

– Mówisz o seksie? – tylko się uśmiecham – Nigdy bym nie pomyślała, że jesteś tym wiecznie napalonym.

– Zawsze doceniałem magię kochania się, ale lubię też seks – przeczesuje moje włosy.

– Jesteś całkiem niesamowity, wiesz?

– Staram się być sobą – opiera swoje czoło o moją pierś – A w tej chwili bardzo bym chciał cię pocałować.

– Naprawdę muszę umyć zęby.

– Naprawdę mam to gdzieś – odsuwam się nieco od jego piersi, tylko po to, żeby sięgnąć po jego usta.

Zoey

Dwie godziny później schodzimy na śniadanie, trzymamy się za ręce jak para nastolatków, a on szepcze mi na ucho jak pięknie wyglądam w jego koszuli. No co? Ubrałam się tak wczoraj, ale szybko mnie rozebrał.

– Chcesz pojechać na przejażdżkę? – pyta mnie – Wiesz, że kiedyś tu mieszkałem? I to całkiem sporo czasu.

– To tu się przenieśliście?  – kiwa głową.

– Jest tu kilka fajnych miejsc. Dobra restauracja, mogę ci pokazać, gdzie mieszkałem. Wiesz pokazać moje życie, kim jestem.

– Bardzo chętnie – Luke mocniej ściska moją dłoń.

– Właściwie to możemy zjeść śniadanie gdzieś indziej – tak, ja też nie chce się narażać na spotkanie Callie.

Więc wsiadamy do samochodu. Jego dłoń całą drogę jest na moim kolanie, a ja podśpiewuje piosenki, które lecą w radiu.

Dojeżdżamy w końcu pod małą cukiernie.

– Gdy odkryłem to miejsce, przytyłem z jakieś pięć kilo, bo jadłem polowe posiłków tutaj – chichocze, a on bierze mnie za rękę – Sześć lat temu mieli przepyszne ciasta, mam nadzieje, że niewiele się zmieniło.

– Przekonajmy się – cmokam go w policzek. Podoba mi się gdy jest taki otwarty.

Okazuje się, że miał racje, nawet po sześciu latach mają tutaj pyszne ciasta. Zbiera właśnie kawałek z kącika jego ust i zjadam.

– Dobre – Luke nabiera na widelec swoją borówkową tartę i wyciąga do mnie widelec.

– Proszę – pochylam się nad stołem i delektuje się jego ciastem.

– Zawsze gdy wracałem z pracy kupowałem tu cis przed zamknięciem i biegłem do domu, żeby przynieść.. – milknie – przepraszam.

Chodziło o Callie, nie trudno się domyślić.

– Mieliście dużo dobrych momentów i nie ma w tym nic złego. Podziwiam cię, że mino wszystko jej nie nienawidzisz  – on i tak się krzywi.

– Chciałem spędzić z tobą miło czas – myśle, że w tym mieście to tak naprawdę niemożliwe, ale on tak strasznie się stara.

– I robisz to, jeśli o niej wspomnisz to w porządku, przecież jesteś tu ze mną.

– Czy mówiłem ci jaką jesteś mądra kobietą? – kiwam – A mówiłem już jak bardzo chce cię teraz pocałować?

Pochylam się nad stołem.

– Więc zrób to – jego pocałunek jest na początku delikatny, ale potem co raz bardziej się pogłębia. Czuje na języku smak borówek, a to sprawia, że jednocześnie się uśmiecham i smucę, bo to nie jest całkowicie nasze. Idąc drogą jego wspomnień, czuje się jakbym była z nią w związku, ale póki tej ślub się nie skończy, ona zawsze będzie cieniem w naszym życiu. Chyba oszalałam twierdząc, że możemy być czymś więcej niż na chwile.

Potem jedziemy do parku na spacer. Luke stale pokazuje mi różne miejsca swojej pracy albo miejsca gdzie spędzali czas. Niektóre rzeczy są pozamykane, a w niektórych są zupełnie inne rzeczy. Luke pamięta wszystko tak dokładnie, że dopiero teraz zdaje sobie sprawę jak wielką częścią jego życia była Callie.

– Tutaj wynajęliśmy pierwsze mieszkanie – ściskam jego dłoń niemal boleśnie, a potem wyciągam drugą dłoń i dotykam jego policzka.

– Pocałuj mnie – nie chce dwa razy powtarzać. Stoimy na chodniku, nie obchodzi mnie czy jestem za stara na takie pocałunki, potrzebuje go poczuć.

– Zoey – staje na palcach i muskam swoimi ustami jego.

– Proszę – w końcu to robi, całuje mnie i całkowicie czuje w tym go. Nie ma pomiędzy nami Callie, czy ich durnego mieszkania. Jest on, obchodzący się mną z czułością, ale też stanowczością.

Potem znowu znajdujemy się w centrum tego małego miasta. Luke dostrzega stragan z kwiatami i nie trzeba mu podrzucać pomysłów. Po chwili stoję z bukietem różowych tulipanów, dostając całusa w czoło.

– Dla najważniejszej osoby w moim życiu – chce mi się płakać, bo on w ogóle nie zdaje sobie sprawy, że mnie dzisiaj zranił podążając szlakiem wspomnień. On po prostu taki jest. Całkowicie szczery i prawdziwy. Opowiada mi o tym, bo chce się tym ze mną podzielić. Jest kochany i prawdziwy, ale był już taki dla kogoś wcześniej.

Sięgam po jego usta i mimo wszystko czuje łzę na policzku. Luke jednak jej nie zauważa. Jest idealnie nieidealny i co najgorsze on o tym wie. Tak trudno jest się w nim nie zakochiwać.

Gdy wracamy do hotelu, rozmawiając o naszych studenckich przygodach, nagle staje przed nami ona.

– Luke! Jesteś tu już tyle czasu, a jeszcze nie miłowany okazji porozmawiać – przyciąga mnie bliżej, a ja jakby w geście obronnym, przykładam kwiaty do nosa.

– Później, Callie.

– Och, zapomniałam się przedstawić, jestem Callie – wyciąga do mnie dłoń. Nie jestem pewna, czy udaje czy naprawdę naprawdę nie wie kim jestem.

– Zoey – i tak po prostu to ona zamiera.

Making faces II •HemmingsDove le storie prendono vita. Scoprilo ora