an+1-an=r

2.3K 374 263
                                    

Totalnie nie wiem co powinnam tu napisać... Ale ten tego... Zapraszam? 

(Kochajcie mnie, przepraszam znowu za przerwę ;_; Ameby tak majooo)

********


- Czy mógłbym jeszcze w czymś pomóc? – Wyciągnąłem nogi, po czym oparłem je o blat biurka, odchylając się delikatnie na fotelu. Spojrzałem na swojego rozmówcę i uśmiechnąłem z wyższością.

- Kawa. Dużo mleka, dużo cukru, byle szybko – powiedziałem zadowolony z siebie, a po chwili już widziałem, jak mój dawny przełożony znika za drzwiami, w pośpiechu zmierzając ku firmowej kuchni, by przygotować mi napój.

Mógłbym się przyzwyczaić - pomyślałem, nieco wyżej unosząc kąciki ust. Jeszcze wczoraj byłem nikim. Chodziłem w płaszczu bez jednego guzika, podróżowałem starymi autobusami, mój szef miał mnie za śmiecia aka debila na poziomie kretynizmu. Do wczoraj nie miałem nic, czym mógłbym się poszczycić przed przyjaciółmi, których zresztą, oprócz jednego anioła (dalej nie wiem czemu się ze mną zadawał), nie miałem. Do wczoraj. Do wczoraj wszystko było gównem, łącznie ze mną.

A dzisiaj?

Dzisiaj na dzień dobry mój dotychczasowy przełożony klęczał przede mną niczym pies, który zwymiotował w przedpokoju i chce odkupić swoje winy. Dzisiaj prezes w końcu nauczył się mojego nazwiska i przydzielił mi mój własny gabinet. Dzisiaj dostałem podwyżkę. Dzisiaj zamówiłem przez internet nowy płaszcz. Dziś stałem się kimś. Prawdziwym Kim Taehyungiem, któremu robią kawę, sekretarka się do niego uśmiecha, zamiast opierdalać, czemu znowu nie doniósł czegoś na czas, a sprzątaczki uprzejmie się pytają, kiedy skończy pracę, by mogły posprzątać, zamiast warczeć na niego i obgadywać po kątach, że przez niego nie mogą wykonywać swoich obowiązków.

Tę opowieść mógłbym spokojnie nazwać „od zera do bohatera" lub " od chały do chwały", gdyby nie jeden, mały szczegół, przez który nie potrafiłem się cieszyć owym sukcesem zawodowym.

Dziś miałem spotkać się z panem Jungkookiem.

Ba, spotkać! Prezes stwierdził, że skoro tak dobrze mi poszło, to nie potrzebuje żadnej pomocy i będę się zajmował tym klientem sam tak długo, ile będzie tego wymagała sytuacja.

A coś czułem, że długo...

I nie zrozumcie mnie źle - bardzo, ale to bardzo, a nawet bardziej niż mój kot kocha obgryzać nasze kwiatki w nocy, chciałem się widzieć z panem Jeonem. Znów chciałem poczuć jego niesamowicie męski zapach, znów chciałem patrzeć w jego piękne oczy i ogólnie fanboy'ować na każdy możliwy sposób na temat jego osoby. Problem tkwił gdzie indziej. Miałem mu przygotować ofertę, taką, jaką on sobie wymarzy. Ma mi dać kartkę, na której będą wypisane warunki do spełnienia, a ja mam z tego stworzyć taki projekt, by jemu się podobało, a firmie opłacało.

W skrócie? Jestem w dupie, moi kochani.

Tak. Nawet jeśli już trochę pracowałem w tym zawodzie, to nigdy nie wymyślałem niczego od zera. Ah, od zera... Ja nawet nic nigdy nie modyfikowałem! Posługiwałem się schematami tworzonymi przez firmę, najzwyczajniej w świecie było mi tak wygodniej, a sytuacja nigdy nie wymagała ode mnie większej ambicji. Zazwyczaj ubezpieczałem małe altanki pań w podeszłym wieku, albo garaże młodzików, którzy pewnie przeżyli w nich swój pierwszy raz (nie to żebym szkalował, oni chociaż mieli co i komu opowiadać). W każdym razie nigdy przenigdy nie ubezpieczałem większych obiektów, - czytaj zwykłych domków jednorodzinnych, ani wyjebiście dużych obiektów - czytaj wilii, w jakiej pan Jeon mieszkał.

Musiałem zrobić coś, czego nigdy nie robiłem i musiałem to zrobić lepiej niż ktokolwiek inny.

Dlatego teraz, gdy siedziałem przy pięknym biurku na skórzanym fotelu, zamiast napawać się bogactwem i prestiżem, jaki dzisiaj na mnie spłynął, ja myślałem tylko o jednym.

Granica Funkcji I TaekookWhere stories live. Discover now