Zero bezwzględne

2.3K 386 247
                                    


- Jin, wyolbrzymiasz. – burknąłem obrażony, szczelniej okrywając się szlafrokiem, który założyłem zaraz po kąpieli. Okej, może i pan Jungkook lekko wczoraj ześwirował i naprawdę mnie przestraszył, jednak jego babcia wszystko mi wytłumaczyła, a powód nie był mały! (Wolałbym żeby jakiś inny jego powód również nie był mały, ale to może kiedyś.) W każdym razie pan Jeon był chory! Od rana bardzo źle się czuł ale jednocześnie nie chciał przekładać naszego spotkania i specjalnie dla mnie nafaszerował się lekami, przez które potem stał się taki drażliwy. A w dodatku był głodny! A wiadomo, głodny mężczyzna to zły mężczyzna.

Dlatego totalnie nie rozumiałem, dlaczego mimo tego, że tak naprawdę pan Jungkook zachował się uroczo w stosunku do mnie, Jin nadal ględził pod nosem, jaki to on dziwny i niebezpieczny.

Sam jest kufa dziwny, to on jest tu hetero do jasnej ciasnej!

- Tae, nikt normalny, nawet po lekach i będąc lekko zirytowanym nie gada takich pierdół. Poza tym, widziałeś gdzie on mieszka?! To jakaś rudera! – powiedział nieco zbyt głośno, według mnie i moich czułych bębenków, Seok, na co ja tylko zrobiłem brzydki grymas.

- Od kiedy to oceniamy ludzi po tym, gdzie mieszkają? Poza tym, jakbyś nie wiedział ten dom jest zabytkowy, przekazywany z pokolenia na pokolenie i po prostu pan Jeon chciał zmieniać w nim jak najmniej – rzekłem bardzo dumnie, bo naprawdę podziwiałem pana Jungkooka za to, jak dbał o historię swojego rodu i starał się zachować odpowiedni klimat wilii. Mało kto w tych czasach zawracał sobie takimi rzeczami głowę.

-Tae, sory ale się na nim przejedziesz. Nie mówię, że to zły człowiek, ale ewidentnie ma nierówno pod kopułą – Jin podzielił się ze mną, swoją jakże kurwa (nie)cenną opinią, po czym zaczął głaskać mojego kota, który jak zawsze był dla niego ciekawszy od mojej osoby. A może to i dobrze? Przynajmniej się zamknął. A to należało do tych bardziej wart zapamiętania momentów, moi drodzy.

W końcu brunet czasem chyba poczuwał się do udawania mojej matki...Zbyt zrzędliwej i paplającej trzy po trzy.

Nie zrozumcie mnie źle, kochałem Seoka jak brata(nie jak mamę, bo to by było dziwne), byłem mu wdzięczny za naprawdę wiele rzeczy, jednak nie mogłem zgodzić się z jego słowami. To nie tylko dlatego, że pan Jeon emanował seksem, był moim wyśnionym apollem, pachniał cudownie, a szerokość jego ramion doprowadzała mnie do mentalnego i dosłownego (gdy szedłem spać, co by nie było) orgazmu.

Nie dlatego również, że gospodarz wili i mój partner biznesowy był bardzo inteligentny, spokojny, elegancki, profesjonalny i w ogóle cud miód i faszerowane oczy kobry (chyba się przekonam do tych przekąsek, może rzeczywiście nie są takie złe? Ostatnio czytałem na jakiś forum że smakują jak słona galaretka...).

Broniłem go dlatego, bo biło od niego dziwne ciepło. Gdy tylko stawałem(hyh) obok niego czułem się bezpiecznie, jak przy nikim innym. Pan Jeon zdecydowanie był prawdziwym mężczyzną, który potrafiłby ochronić swoją bratnią duszę.

I to wcale nie tak, że ja chciałem się nią stać.

No dobra, to prawda, chciałem się nią stać.

Ale czy czasem nie za bardzo się na to wszystko nakręciłem? Znamy się z panem Jungkookiem krótko, w dodatku łączą nas tylko interesy (zboczeńcy). A jeśli mówiąc ostatni komplement chciał być tylko miły? Nie no niemożliwe... A może... Jezu, a jeśli?!

- Tae, znowu Cię bierze jakaś pojebana nostalgia? Lody?

- Ty mój dobry przyjacielu...

***

Granica Funkcji I TaekookWhere stories live. Discover now