Równoległa, prostopadła...Prosta

1.8K 326 71
                                    

Zdecydowanie mogłem powiedzieć, że moją żałość w tym momencie wyjebało poza skalę. * I już nawet nie wiedziałem dlaczego. Czy dlatego, że naprawdę mi ta randka wychodziła i została spektakularnie rozwalona na części pierwsze przez odpadającą głowę służącego, czy może przez to, że ona, do cholery, właśnie mu ODPADŁA i nawet nie wiedziałem, czy kwalifikować tę porażkę do przerażających przypadków kliniczno-miłosnych, czy może jednak podpiąć ją po prostu pod mojego życiowego pecha? A może właśnie dlatego, że głowa facetowi odleciała i jebła o tort czekoladowy, a ja, zamiast się zastanawiać, którym wyjściem spieprzać, ewentualnie jaki był numer na karetkę, stałem z otwartą buzią i dociekałem, czemu mi się znów randka nie udała. *

Zabijcie mnie za mój nielogiczny, popaprany i nieogarnaijący mózg, błagam.

Spojrzałem na Jungkooka, szukając w nim jakiegoś ukojenia, bezpieczeństwa, wytłumaczenia, pomocy, czegokurwakolwiek. Dostałem jednak tylko bezradny wzrok i panikę wypisaną na jego twarzy.

Co się robi w sytuacjach, gdy komuś odpada głowa na tort czekoladowy?

Miałem ochotę się rozpłakać, wpaść w jakąś bezsensowną (a może i sensowną, bo przypominam, jakbyście zapomnieli – HOSEOKOWI GŁOWA ODPADŁA) histerię, walnąć tym wszystkim i wyjechać w siną dal. Nie zrobiłem jednak ani jednej z tych rzeczy, bo do pomieszczenia weszła babcia Jeon. Porozglądała się trochę po pomieszczeniu, tak jakby chciała zyskać sobie więcej czasu, choć może po prostu sama nie do końca rozumiała, co tu się odwaliło przed chwilą.

Ale nie.

Ona wiedziała wszystko.

I wiedziała również, co zrobić ze mną.

Podeszła więc po prostu do mnie i zdzieliła mnie jakimś drewnianym młotkiem, który chyba przyniosła już ze sobą, ale nie byłem pewny, nie przyglądałem się jej aż tak uważnie.

No ale w każdym razie straciłem przytomność.

Fajnie, nie?

Spoko randeczka, Taehyung.

Że tak powiem, idealnie na twoim poziomie.

***

- Babciu, a jak on nie żyje?! – spanikował wnuczek, przyglądając się swojemu niedoszłemu aniołkowi, którego chwilę temu przeniósł z zimnej podłogi na zdecydowanie cieplejszą i wygodniejszą, skórzaną kanapę w pokoju babci Jeon. Szkoda, że Tae nie mógł docenić tego aktu cudownej troski, gdyż leżał teraz jak sztywny i był sobie już w ciemnych zaświatach…

Żartuję. Leżał rozwalony na materacu i sobie po prostu smacznie spał.
- Przecież oddycha, debilu – mruknęła zniesmaczona i zmęczona swoim wiecznym życiem starowinka, siadając na czarnym fotelu zaraz obok ciała gościa.

- Eh… Co my teraz zrobimy? – spytał Kookie, klęcząc przy ślicznym chłopaczku, patrząc na niego ze łzami w oczach. On chciał tylko mieć tego aniołka i głupia głowa wszystko popsuła – Babciuuu.

- Nie jęcz – warknęła, chowając swoją drobną, zmarszczoną twarz w dłonie. Co ona niby teraz miała zrobić? Okej, znała parę zaklęć czy mieszanek, które skutecznie wymazałyby pamięć Taehyunga i teoretycznie to załatwiłoby sprawę. Problemy były dwa: po pierwsze nie wiadomo, czy owe sprawki by zadziałały. Wszak, zaklęcia te były specyficzne i raz trzepały kogoś tak, że nie pamiętał nawet własnej matki i ulubionego sosu do pizzy, a drugi działały tak słabo, że człowiek miał fleshbacki co pięć sekund z sytuacji, która teoretycznie powinna zostać usunięta z mózgu. Po drugie etyka babulinki nie pozwalała na tak chamskie zagrania, to jak włażenie komuś z butami w jego własną wolę.

Tak, wampiry też miały etykę pracy, wy małe, rozmiękłe ciastka!

Babcia wiedziała, co należy zrobić. I nie udawała nawet, że się tego nie bała. Bała się. Mimo solidnych, ponad pięciuset lat na karku, nigdy, ale to nigdy jej się nie zdarzyło wprowadzać zwykłego, nieświadomego niczego, biednego człowieka w ich magiczny świat. Wszak, ich rasa była zawsze zamknięta na wszystko co z zewnątrz. I nie dziwiła się temu. Od wybryku jednego wampira w średniowieczu, który słodko chciał zaprzyjaźnić się z ludźmi, a wyszło mu co najmniej chujowo ( drewniany kołek w czaszce nie wyglądał zbyt estetycznie, uwierzcie) żaden ze stworzeń już nawet nie pomyślał o tym, by próbować jakiś interakcji z tym obcym gatunkiem, zwanym ludzkość.

No ale z drugiej strony Tae nie był taki ludzki, co nie? Słodki aniołeczek, a anioły i demony to też jakaś magia ponoć.

Babcia podniosła głowę i przetarła oczy, ale wtedy zobaczyła swojego wnuka powolutku głaszczącego blondyna po głowie. Cholera, ten chłopak miał w sobie więcej człowieka, niż sądziła.

Może rzeczywiście byłby zdolny do… Miłości?

Czy to było możliwe?

- Kookie?

- Babciu… - mruknął zrezygnowany, oglądając z każdej strony twarzyczkę chłopaka. Był taki malutki, drobny i kruchy. Jungkook miał dużą świadomość tego, że z jego wampirzą siłą żaden człowiek nie miał szans, a co dopiero taki dzieciaczek jak Kim. Nie mógł jednak ulec pokusie zwykłego przywłaszczenia go sobie. Nie chciał sobie pozwolić na to, by stać się kimś takim jak jego własny ojciec.

Bo jego ojciec był najgorszy.

- Tak? – dopytała kobieta, czując się nawet lekko rozczulona tym, jak jej wnuk obchodzi się z gościem.

- Nie chce mu zrobić krzywdy… Chce, żeby on mnie polubił, tak… No wiesz… Normalnie – wydukał niezdarnie gospodarz, zagryzając dolną wargę swoimi kłami, by zająć myśli czymkolwiek, byleby nie tym, jak boi się, że straci chłopca.

- Jungkook. Wiem. – Starowinka wstała z fotela, podchodząc do swojego wnuka i delikatnie pogłaskała debila po głowie – A teraz wyjdź. Skoro on ma cię polubić, to musi wiedzieć, kim jesteś.

- Ale… - Nagle Jungkook poczuł, jak cała kolacja zbiera mu się do góry. A to kurwa było niezłe, skoro ciul nie miał tak do końca przełyku nawet. A przynajmniej nie tak długiego, jak mieli ludzie. – Babciu… To nie skończy się dobrze!

Panika, drodzy państwo.

No bo jak to tak?! Czy jego babcia oszalała?! Co ona chciała temu delikatnemu chłopaczkowi powiedzieć?! „ Hej, to jest Jungkook. Wampir, ameba i rak w jednym, super gatunek, co nie?”.

Jak on miał go wtedy polubić?!

- Nie ma ale, spadaj – warknęła, prostując się momentalnie.

-Ale…

-Jungkook…

- Ale on mnie znienawidzi!

No i uwierzcie, że jak cierpliwość staruszki była bezkresna, to ten ciul osiągał takie levele kretynizmu, że nawet jej ocean spokoju wysychał.

I to na wiór, pustynie i mięso z starej restauracji z grilla.

Drobiowe.

- Jungkook, masz trzy sekundy i albo stąd znikniesz, albo przypomnę ci, co to znaczy wyżynanie się kłów na nowo.

I Kookiemu dwa razy nie trzeba było powtarzać. Jęczenie z bólu było chyba niemęskie czy coś.

Granica Funkcji I TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz