~ 56 ~

242 21 9
                                    


Perspektywa  Jungkooka:

Siedzieliśmy wspólnie z chłopakami na korytarzu przed salą, w której leżał Jimin. Cały czas miałem w myślach sytuacje, kiedy powiedziałem chłopakowi, że się zgadzam na jego propozycje. W tamtej chwili wiedziałem, że robię dobrze. Już nie liczyło się to, czy zostanę sam, czy nie. Ważne, że Jimin będzie walczył z całych sił, żeby wyjść z tego. O to w tym wszystkim chodziło. On był w tym wszystkim najważniejszy. Po krótkim oczekiwaniu na jakiekolwiek informacje, przyszedł do nas lekarz, który miał od tamtego dnia prowadzić mojego narzeczonego.

– Doktorze...? Wiadomo coś? – zapytałem niepewnie, patrząc z niepokojem na mężczyznę.

– A pan jest kim dla pacjenta? – zadał pytanie chcąc zapewne się upewnić, czy nie jestem tutaj by mu zaszkodzić. Och, proszę pana... Nawet nie wie pan jak bardzo się pan myli... Mimo tej strasznej sytuacji, z uśmiechem oraz dumą w sercu odpowiedziałem, że jestem jego narzeczonym. – Pan Jeon Jeongguk, jak mniemam? A może pan Kim Taehyung?

– Jeon Jeongguk – od razu odpowiedziałem.

– A ja jestem Kim Taehyung – zgłosił się starszy, stając koło mnie mając na twarzy zmartwioną minę, którą zaraz i mnie zaraził. W końcu lekarz bez powodu by tutaj nie przyszedł. Niepokój w sercu powrócił, a ja w duchu prosiłem, żeby nic strasznego się nie stało.

– No dobrze, więc zapraszam panów do mojego gabinetu – mężczyzna wskazał dłonią drogę do niego i nie dając nam szansę odpowiedzieć, ruszył w tamtym kierunku. Po przełknięciu śliny oraz pojawieniu się zimnych potów, podążyliśmy za lekarzem w ciszy. Każdy z nas zastanawiał się co tak naprawdę się dzieje, bo nadal pragnęliśmy by okazało się to zwyczajnym snem, z którego zaraz wszyscy się obudzimy i będziemy szczęśliwą oraz mającą mało problemów rodziną. Niestety to była tylko złudna nadzieja, w której już nauczyliśmy się żyć. – Z pewnością panowie zastanawiają się, dlaczego wezwałem was tutaj.

Oboje przytaknęliśmy, pospieszając mężczyznę, żeby udzielił nam informacji na temat jego stanu zdrowia, ponieważ ono było najważniejsze.

– Pan Park powiedział mi dzisiaj, że ma nowotwór co potwierdziły badania krwi, które mu robiliśmy. Niestety jest w tak ciężkim stanie, że chemioterapia odpada, jedynym wyjściem jest operacja usunięcia guza, na którą pan Park powinien się zgodzić. Lecz tutaj pojawia się pewien problem – oznajmił, kładąc swoją teczkę na biurku przy którym zaraz usiadł.

– Jaki problem, doktorze? – zapytałem, przeklinając w duchu los. Czemu nas tak karał? Co my złego zrobiliśmy? Teraz, kiedy mieliśmy już być razem na zawsze?

– Pan Park ma bardzo rzadką grupę krwi, której aktualnie w szpitalu nie mamy pod dostatkiem. Zamówiliśmy już potrzebną krew, ale stan chorego nie jest najlepszy i może nie dożyć do czasu transportu krwi do szpitala i się zastanawiam, czy chłopak nie ma nikogo z daną krwią" 0RH-" no chyba, że któryś z panów ją posiada – wyjaśnił, spoglądając na nas z wyczekiwaniem.

- Ja niestety mam grupę krwi „AB" – westchnął Taehyung, smutniejąc, że nie może pomóc przyjacielowi. Czułem to samo, ponieważ ja miałem jeszcze inną, dlatego również nie mogłem podarować swojej krwi co sprawiało, że robiłem się coraz bardziej bezradny, zwłaszcza, że ja nie znałem nikogo kto mógłby mieć tą grupę. – Ale wiem kto ją posiada.

– Kto? – zapytałem cicho, zwracając swój wzrok ku wyższemu, który spojrzał się na mnie w tym samym momencie co ja na niego.

– Hoseok – wyznał, a ja zamarłem. Czy życie naprawdę z nas sobie kpi? Mogłem się tylko zastanawiać, co takiego złego zrobiliśmy, że nas tak okropnie karano. Najpierw rak, teraz to... Nie wiedziałem co zrobić, bo były marne szanse, że nam ją odda. O swoich wątpliwościach powiadomiłem chłopaka, ale zdawałem sobie sprawę, że to są słabe argumenty. - Tylko on z nas wszystkich ją ma, Jungkook ! – powiedział, łapiąc mnie za ramiona. – Musimy spróbować namówić go do tego by oddał krew... inaczej będziemy musieli się pożegnać z Dżeminem, a ja tego nie chcę!

– Nikt tego nie chce, Tae – wyszeptałem, ściągając jego ręce z mojego ciała. – Dlatego zadzwonimy do niego i zrobię wszystko by pomógł nam wszystkim – odparłem już pewniejszym głosem. – Proszę pana, ile mamy czasu?

– Około dwóch dni... przykro mi... naprawdę jedyną porcję wystarczającej ilości danej krwi mamy dla innego pacjenta, który jest w dużo gorszym stanie niż pan Park i zaczynamy za parę godzin – westchnął, spoglądając na nas przepraszającym wzrokiem. Wiedziałem, że jego chęć pomocy jest szczera, więc jak najbardziej mu uwierzyłem. Nie miałem powodów, żeby tego nie zrobić. – Więc idźcie panowie porozmawiać z przyjacielem, a teraz przepraszam muszę iść zlecić pielęgniarce by podwyższyła panu Parkowi dawkę lekarstw do tego czasu. Do widzenia.

Pożegnaliśmy się z mężczyzną, zaraz opuszczając pomieszczenie. W mojej głowie roiło się wręcz od ponurych myśli, których nie mogłem się pozbyć, odkąd dowiedziałem się, że jedyną deską ratunku dla Jimina jest Hoseok. Człowiek, który wyrządził nam tak dużo krzywd w krótkim czasie. Minusów całej tej sytuacji było ogrom, a ja robiłem się coraz bardziej bezradny, bo nie wiedziałem co zrobić, żeby w maksymalnie dwa dni znaleźć kogoś innego kto ma tak rzadką grupę krwi i będzie chciał wykazać chęć swojej pomocy.

– Teraz czas zadzwonić do Hoseoka – odparłem z wyraźną niechęcią. To co nam zrobił, było dla mnie niewybaczalne.

– Jesteś tego pewien? – Taehyung zapytał niepewnie, wiedząc, że nie mam takich samych stosunków do Hope'a co wcześniej. I nie było to dla niego dziwne, ale rozumiał w stu procentach.

– Oczywiście, że nie jestem tego pewien – odpowiedziałem, nadal wahając się nad tym, czy aby na pewno będzie to dobry ruch, ale nie miałem wyjścia. Musiałem to zrobić, żeby mój świat nadal istniał. – Ale muszę to zrobić, nawet jeśli tego nie chcę – stwierdziłem, przecierając twarz. Chłopak przytaknął, posyłając mi pocieszające spojrzenie, a nawet zaproponował także i swoją pomoc, ale musiałem zrobić to sam. Bez niczyjej pomocy. - Nie wiem, czy będzie chciał przyjechać jak zadzwonisz do niego ty – uśmiechnąłem się smutno. – Więc to ja do niego zadzwonię. Mam nadzieję, że moje nerwy nie pójdą na marne...

– Okay... to mam zostać z tobą czy wolisz bym zostawił cię samego? – zapytał, siadając na krzesełku, które stało nieopodal niego.

– Zostań, potrzebuję towarzystwa – mruknąłem, wyciągając z westchnięciem telefon z mojej tylnej kieszeni, żeby zadzwonić do naszego przyjaciela od siedmiu boleści.

Perspektywa Hoseoka:

Po zabraniu Jimina do szpitala, reszta od razu wsiadła w auto i pojechała za nimi. Ja wolałem zostać w dormie i zająć się dogadzaniem sobie przypominając piękny obraz Jungkookiego w stanie maksymalnej przyjemności i dodaniu siebie do tego wspomnienia. Przy takim chłopaku nie potrzebuje nawet zdjęcia, podniecając się tylko na wspomnienie... No ciekawie... Gdy skończyłem swoją zabawę udałem się do pokoju Jungkookiego i... Jimina. Przeszukałem cały pokój wąchając bluzki najmłodszego, na których nadal był jego słodki zapach. Niestety nie znalazłem jakichś ciekawych fotek czy pamiętnika w szafie. Zajęło mi przeglądnięcie trochę czasu i gdy miałem się zabierać za przeszukanie szafki nocnej i biurka zadzwonił mój telefon. Jak zobaczyłem na wyświetlaczu numer mojego przyszłego męża, zdziwiony odebrałem połączenie.

– Słucham, Jungkookie? Dlaczego do mnie dzwonisz? Pomyliłeś numery? – spytałem przyjemnym tonem głosu, żeby nie wystraszyć chłopaka.

– Um, nie, nie pomyliłem numerów – mruknął, a nawet ja mogłem wyczuć, że niechętnie wybrał mój numer, żeby zadzwonić, więc musiał mieć jakiś interes. – Mógłbyś przyjechać do szpitala?

– A to po co? – zadałem kolejne pytanie wyraźnie się dziwiąc. Co mógłby ode mnie chcieć? A może zmienił zdanie...

– Musimy porozmawiać – westchnął ciężko, a ja się uśmiechnąłem pod nosem. Masz szansę!

– No skoro, Jungkookie chcesz to za chwilę przyjadę... Daj mi chwilkę, będę za 10 minut. Papa – powiedziałem, rozłączając się po czym rzuciłem telefon na miękki materac przez co delikatnie się odbił. – Czyżby mój słodziak w końcu zrozumiał, że to je jestem jemu przeznaczony? No cóż skoro mnie potrzebuje to nie ma co przedłużać, a wziąć swój motor i pojechać do tego przeklętego szpitala...


a/n: to co się stanie w szpitalu? bo znając nas na pewno się stanie, hihi :)
następny rozdział oczywiście jutro

Różowa Patelnia |Jikook [p.jm & j.jk]Where stories live. Discover now