| IV | pasiune

6.6K 515 51
                                    

Jen zmarszczyła w konsternacji brwi. Oczekiwała szczerości, ale nie spodziewała się takiego pytania. Wiedziała, że nie da rady na szybko wymyślić odpowiedzi. A nawet gdyby jej się to udało, to była pewna, że Peter jej nie uwierzy. A nie chciała być już od początku znajomości uznana za kłamczuchę.

— Wybacz, Peter, ale to nie twoja sprawa — podjęła po dłuższej chwili milczenia, uśmiechając się do chłopaka. I wbrew pozorom nie był to kpiący, czy chociażby nieszczery uśmiech. Jen chciała w jakiś sposób wynagrodzić Parkerowi to, że nie mogła mu powiedzieć o swojej pracy. A wtedy nie widziała żadnej innej możliwości niż szczery, szeroki uśmiech.

— Gdybym wiedział, może mógłbym ci pomóc. — Chłopak próbował podejść dziewczynę najprostszym sposobem. Oczywistym było, że mógłby jej pomóc. W końcu to on, we własnej osobie, był tym słynnym bohaterem. Znienawidzony przez policję, kochany przez nowojorczyków, zaciekle bronił tego zatęchłego miasta. I co tu dużo mówić, lubił to.

— Ja naprawdę nie mogę ci powiedzieć. Nie mówiłam o tym nikomu, nawet najbliższym. A my? Ile się znamy? Zaledwie kilka godzin. To chyba oczywiste, że nie powiem o tym tobie, skoro nie powiedziałam nawet własnej matce — zaczęła szybko tłumaczyć dziewczyna, prostując się na krześle. Peter próbował znaleźć w jej słowach choć krztynę fałszu. Przecież ta sprawa nie mogła być aż tak ważna, żeby nie powiedzieć o niej własnej rodzinie. A może była tak błacha, że nie chciało jej się o tym wspominać? Tylko w takim razie dlaczego nie chciała mu tego wytłumaczyć? — A tak poza tym, przecież mówiłeś, że go nie znasz, tylko robisz nu zdjęcia. Jak w takim razie mógłbyś mi pomóc?

Od kłopotliwej odpowiedzi uratowała go brązowłosa kelnerka, przynosząc do stolika zamówione napoje. Przed Parkerem pojawiła się wysoka, chuda szklanka, z żółtym napojem i kilkoma kostkami lodu, których swobodne brzęczenie o ścianki naczynia, robiło chłopakowi coraz większą ochotę na lemoniadę. Peter szybko się napił, chcąc uniknąć odpowiedzi na niewygodne pytanie. Jennifer zmierzyła go spojrzeniem.

— I tak się nie wywiniesz — powiedziała w końcu, również zabierając się za orzeźwiający napój. I wtedy mogła już pewnie stwierdzić, że ludzie nie kłamali. Lemoniada u Mes rzeczywiście była bajeczna.

— Odbiegnijmy lekko od tematu Spidermana. Chcę się czegoś o tobie dowiedzieć — podjął po chwili, odkładając na stół na wpół pustą szklankę. Spojrzał na Jen wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu. A przynajmniej taki miał być w zamierzeniu.

— To nazywasz lekkim odbiegnięciem? Jesteś słaby w taktycznej zmianie tematu. — Zachichotała. Nie wiedziała, że ten kazus był dla chłopaka drażliwy do tego stopnia, że był zdolny rewaloryzować go w tak nieudolny sposób tylko, by o tym nie rozmawiać. — W takim razie co chcesz wiedzieć?

— Może kim chcesz zostać w przyszłości? - wymyślił szybko jakiekolwiek pytanie.

— Nie wiem — przyznała dziewczyna. Chociaż dobrze zdawała sobie sprawę kim będzie w niedalekiej przyszłości. A ta wizja nie była wesoła. — A ty?

— Myślę, że coś z fotografią — powiedział Peter, a jego usta samoistnie rozciągnęły się w uśmiechu, na samą myśl o jego długoletniej pasji.

— Lubisz to, prawda? — Jennifer zauważyła ten uśmiech. Ba, ona doskonale znała ten rodzaj uśmiechu. Z takim samym wyrazem twarzy jej ojciec pisał książki. Z takim samym uśmiechem jej mama tworzyła grafiki na ich okładki.

— Bardzo — przyznał chłopak. — Ale to raczej głupie marzenie. Chciałbym dożyć starości, a na fotografii nie dotrwam dwudziestki — zażartował, a lekko przygnębiona jego myśleniem Jennifer tylko skinęła głową.

Nie znali się długo. Nie wiedzieli o sobie zbyt wiele. Jednak wystarczyło kilka uśmiechów, aby zapamiętali siebie na zawsze. I mimo, że może jeszcze nie do końca zdawali sobie z tego sprawę, to już byli dla siebie ważni. Zbyt ważni.

Ta zła | Peter ParkerWhere stories live. Discover now