11. Pójdziesz ze mną na randkę?

4.2K 386 151
                                    

Co ona w nim widziała? Był zwyczajnym chłopakiem o włosach koloru mlecznej czekolady, pięknych, brązowych oczach, przyjaznych rysach twarzy i idealnej, jak dla dziewczyny, budowie ciała. Do tego był inteligentny, miły, ułożony. Brunetce zdawało się, że spotkała prawdziwy ideał. Nie wiedziała jednak o pewnej istotnej sprawie. Chłopak posiadał sekret, który pochłaniał trzy czwarte jego wolnego czasu. Nie miał chwili do zmarnowania, chyba, że akurat w coś grał, ewentualnie odrabiał lekcje. Nie miał czasu na coś takiego jak spędzanie czasu z drugą osobą. Czy żałował? Nie. A przynajmniej nie do tej pory.

Za to co on w niej widział? Dziewczyna o bladej, chudej twarzy, której centrum stanowiła para dużych, brązowych i ciemnych jak noc oczu. Jen była bardzo szczupła, nie posiadała piersi. Była dość skryta, ale jednocześnie cały czas uśmiechała się do każdego napotkanego człowieka. To właśnie chyba ten uśmiech najbardziej urzekł chłopaka. Taki miły, piękny i... Szczery.

W to ciepłe, wtorkowe popołudnie Jen siedziała w autobusie i spokojnie jechała do redakcji Daily Bugle, aby w końcu oddać artykuł, którego tytuł brzmiał: Gdy policja sobie nie radzi, czyli Spiderman znów ratuje Nowy Jork. Poczuła prawdziwą ulgę, gdy w końcu opuściła parne wnętrze pojazdu. Przystanek znajdował się tuż pod redakcją, więc od razu ruszyła w tamtą stronę. Przy samym wejściu, miłym uśmiechem przywitała ją zaznajomiona recepcjonistka. Była jedną z naprawdę nielicznych osób, które wiedziały o pracy dziewczyny. Bowiem o tym, że Jen pisze do gazety, wiedziały tylko te osoby, które musiały wiedzieć.

- Cześć, Jen - przywitała ją uprzejmie czarnowłosa, wstając z biurowego krzesła. Kobieta należała do tych bardzo ładnych. Posiadała długie, ciemne włosy, wtedy spięte w ciasny kok, opaloną twarz o regularnych rysach, tylko delikatnie podkreśloną makijażem. Ubrana była w białą koszulę, wpuszczoną w opinającą się na jej biodrach, czarną spódnicę. Jennifer mogła z ręką na sercu stwierdzić, że była marzeniem większości mężczyzn.

- Witaj, Tesso - odpowiedziała wesoło brunetka, posyłając dziewczynie wesoły uśmiech. - Przyniosłam artykuł - dodała, kładąc czarną teczkę na biurku kobiety. Ta wzięła przedmiot do ręki, otworzyła go i szybko spojrzała na wynik pracy Jen, po czym odłożyła go znów na blat.

- Przyłożyłaś się. Chociaż pewnie i tak skończy się jak zwykle - stwierdziła Tessa, wzdychając, za to Nalla tylko zaczęła się śmiać. Czarnowłosa nawiązywała swoimi słowami do tego, że mimo, iż artykuły Jen były dopracowane w stu procentach, to redaktorzy i tak zawsze zmieniali większość jej tekstu. Dlaczego? Dlatego, że dyrektor owej placówki, nie mógł znieść osoby Spidermana. Mimo, że prace brunetki były napisane obiektywnie, to mężczyzna i tak zawsze musiał dorzucić swoje trzy grosze, usuwając większość pochwał, a na ich miejsca często wystawiając oszczerstwa. Między innymi dlatego Jennifer nie chciała, aby artykuły były podpisywane jej nazwiskiem.

Jako, że ostatnio Spiderman popisał się na ulicach miasta, Parker miał do oddania kilka nowych zdjęć. Mało istotne jest to, że sam sobie do nich zapozował. Peter, równie rzadko jak Jennifer, widywał się z dyrektorem, czy chociażby redaktorem naczelnym. Raczej go zbywano, poprzez wieczne odsyłanie do sekretarki. Mimo tej małej niedoskonałości, chłopak lubił swoją mało wymagającą pracę, jaką było ustawienie aparatu przed akcją i oddanie wyników swojej pracy. Może nie zarabiał na tym wielkich pieniędzy, ale to zawsze coś.

Wszedł do pustego holu, do którego światło wpadało od strony ulicy, przez ogromne okna. Jakie było jego zdziwienie, gdy przy biurku sekretarki zastał znaną mu brunetkę.

- Cześć, Jennifer - zwrócił się do dziewczyny, stając tuż obok niej i opierając się biodrem o blat. - Dzień dobry. - Szybko spojrzał na czarnowłosą, jednak jego wzrok zaraz potem powrócił do przestraszonych oczu Jen.

Dziewczyna nie wiedziała co robić, poczuła, jak jej ciało tuchleje, a ona traci głos. Tak skrzętnie ukrywała to przez tyle czasu, a Parker mógł to wszystko zepsuć jednym spotkaniem.

- Cześć - odpowiedziała po chwili. - Muszę lecieć, trzymaj się - zwróciła się do Tessy, po czym w trybie natychmiastowym ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych. Chciała się ulotnić, zanim padłyby jakiekolwiek pytania. Parker tylko zaskoczony spojrzał za nią, po czym chciał już ruszyć w jej kierunku, kiedy przypomniał sobie o fotografiach.

- To te zdjęcia - położył na blacie płytę, zawiniętą w biały papier, po czym, bez jakiegokolwiek pożegnania, popędził za Jen, która zdążyła już opuścić budynek. Gdy tylko wypadł na ulicę, rozejrzał się w okół, a gdy tylko pośród ludzi, w oczach mignęła mu blada twarz brunetki, szybko ruszył w tamtą stronę.

Była uratowana! Mogła odetchnąć z ulgą, gdyż nie musiała odpowiadać na żadne kłopotliwe pytania. Czując się w pełni bezpieczna, zwolniła kroku. Niestety, wszystkie jej piękne myśli prysły jak bańka mydlana, gdy w miejscu zatrzymała ją czyjaś dłoń na jej ramieniu.

- Nie uważasz to za dziecinne? - zapytał rozweselony Parker, gdy tylko Jen odwróciła się twarzą w jego kierunku.

- Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz. - Udała ogromnie zdziwioną. Niestety, jej poziom aktorstwa był tak beznadziejny, lub aż tak wybitny, że wyglądało to nader sztucznie.

- Mhm, a śnieg jest gorący - stwierdził rozbawiony Peter, który nieudolnie próbował zachować powagę.

- No dobra, masz mnie - stwierdziła dziewczyna, podnosząc ręce w obronnym geście. Na jej usta wstąpił, piękny jak zawsze, promienny uśmiech. - O co chodzi?

- Pójdziesz ze mną na randkę?

Ta zła | Peter ParkerWo Geschichten leben. Entdecke jetzt