▹ Prolog 00

117K 2.8K 1.3K
                                    

Zdawać by się mogło, że w całym wszechświecie nie było dla niego nic bardziej podniecającego, niż metaliczny zapach krwi. Dla większości ludzi ta woń była prawie nie wyczuwalna, ale w chwilach takich jak ta jego zmysły były dużo bardziej wyostrzone i reagował na wszystkie bodźce dużo intensywniej.

Wymierzył kolejny cios, tym razem w brzuch i po raz kolejny usłyszał jak jego ofiara jęczy głucho przez zaciśnięte zęby. Potrzeba zadawania bólu wypełniała każdą komórkę jego ciała i niemal paliła od środka. Pragnął ranić i nic innego teraz się dla niego nie liczyło. Mimo, iż przypuszczał, że ludzie nigdy nie będą w stanie zadośćuczynić mu tego co zrobili, musieli choć po części zapłacić za swoje winy. Będzie zabijał do końca swojego cholernego życia i wszyscy wokół będą cierpieć - Jego ofiary, ich rodziny, a nawet sąsiedzi, którzy nie będą w stanie zasnąć ze strachu, że spotka ich to samo.

Niech dowiedzą się jak to jest stracić wszystkich, na których kiedykolwiek im zależało i przez lata żyć bez ich wsparcia.

Jego dzisiejsza ofiara była naprawdę wyjątkowa. Nie krzyczała, nie płakała i starała się być silna dla małej dziewczynki, która siedziała w kącie na drewnianym krześle z przywiązanymi rękami, raz po raz wrzeszcząc by zostawił w spokoju jej mamę.

Nic z tego skarbie, musisz być cierpliwa. - Pomyślał, czując jak z ekscytacji zaczyna się pocić.

Odwrócił wzrok od dziecka i zwrócił się w stronę kobiety, szczerze podziwiając jej opanowanie. Jasne włosy opadały falami na jej czoło i kosmykami przyklejały się do spoconej twarzy. Gruba lina oplatała ciasno jej nadgarstki i jak podejrzewał boleśnie wrzynała się w skórę z każdym ruchem. Zaplanował to, bo nie znosił, kiedy ludzie się z nim szarpali. Chciał czuć, że jest od nich silniejszy i pragnął, żeby zrozumieli, iż od chwili, w której zostali złapani stał się ich Panem. Byli głupi, jeśli naiwnie myśleli, że mają jakąkolwiek szansę, by z nim wygrać. Od niego zależało co się z nimi stanie i to jak bardzo będą cierpieć w ostatnich chwilach. Pełen fascynacji spojrzał w oczy kobiety i dostrzegł w nich błaganie.

- Po prostu wypuść moje dziecko. - Poprosiła łamiącym się głosem. Zapewne roześmiałby się szczerze rozbawiony, gdyby podniecenie nie zaciskało mu gardła.

Świadomość tego jak bliski jest jej koniec sprawiała, że serce wyrywało mu się z piersi, jakby również chciało zostać świadkiem nadchodzących wydarzeń. Brunetka raz po raz szeptała rozgorączkowanym głosem, by oszczędził jej córkę, nieświadomie dodatkowo wzmagając jego zaaferowanie. Choć powoli robiło mu się żal przerażonej dziewczynki nie zamierzał odpuścić, bo widział w tej małej siebie z przeszłości.

Zazwyczaj nie interesował się dziećmi, ale ten kurdupel miał w sobie coś czego brakowało nie jednemu dorosłemu człowiekowi. - Odwagę. Sposób w jaki zawzięcie się szamotała, próbując oswobodzić ręce z liny i ratować matkę był doprawdy imponujący. Odziedziczyła po swojej rodzicielce mocny charakter i tak jak ona nie pozwalała sobie na łzy, mimo że miała nie więcej niż siedem lat. Uśmiechnął się w duchu, wiedząc, że zabicie jednej go nie usatysfakcjonuje. Musiały zginąć obie.

Nie planował tego. Ciało, które w późniejszym czasie miał ukryć miało być tylko jedno tak, jak zazwyczaj. Przez całe dwa miesiące z ukrycia obserwował szczęśliwe życie blondynki i w końcu zdał sobie sprawę z tego, że to właśnie dzięki córce jest taka radosna. Czemu w końcu zajął się obydwoma?

Nie jest całkowicie pozbawiony serca i nie mógłby ich rozdzielić. - Oto jak sobie tłumaczył swoje nieprzemyślane zachowanie. Prawdziwa odpowiedź była jednak zupełnie inna; Chciał by dziewczynka patrzyła na śmierć swojej matki tak, jak przed laty musiał on.

Podszedł do stołu i pośród wielu narzędzi zaczął szukać najbardziej odpowiedniego. W swojej kolekcji miał sprzęt, którego nie powstydziłby się nawet szanowany chirurg; Wiele rodzai skalpelów, pęset, a nawet kleszczy chirurgicznych, którymi swobodnie mógł kontrolować rozmiar zadawanych ran oraz skalę bólu. Mimo ogromu możliwości chwycił w dłoń zwykły kuchenny nóż i przez chwilę przyglądał się ostrzu. Delikatnie przeciągnął po nim swoim palcem i skrzywił się bez cienia zadowolenia, kiedy na lśniącej powierzchni pojawiła się jego własna krew. Nie lubił patrzeć na własne rany.

Zrobił krok w stronę blondynki, a z każdym przybliżającym go ruchem jego oddech przyspieszał.

- Zanim z tobą skończę możesz wybrać śmierć dla swojej córki. - Powiedział łaskawie i z przyjemnością obserwował jak z każdą chwilą kobieta mocniej zaciska szczękę, próbując powstrzymać płacz. Musnął delikatnie jej policzek zaskoczony miękkością jej skóry i uśmiechnął się gorzko, kiedy odwróciła głowę, by uniknąć dalszego dotyku. - Powieszenie? Podcięcie żył? Nie, zastrzyk z morfiny byłby chyba najłagodniejszy.

Prowokował ją. W rzeczywistości dobierał sposoby umierania według własnego uznania, ale widząc jej strach nie mógł się oprzeć i po prostu musiał podsycić jej przerażenie.

Cofnął się, oddychając płytko i po raz kolejny podszedł do stołu, czując obowiązek by dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Szanował swoje ofiary - Chciał znać chociaż ich imiona. Chwycił torebkę i wyjął z niej skórzany portfel. Bez większego zainteresowania wysypał na blat banknoty i zaczął grzebać drżącymi palcami w bocznych przegródkach, szukając dowodu osobistego, lub prawo jazdy. 

Crystal Gillan.

Londyn.

Przez moment wpatrywał się w datę urodzenia i z zaskoczeniem stwierdził, że do jej trzydziestych drugich urodzin brakuje niespełna pięciu dni. Umrzeć tak blisko rocznicy urodzin - Cóż to za feralne zrządzenie losu.

- Wciąż czekam na twoją odpowiedź Crystal. - Przypomniał szorstko zirytowany jej upartym charakterem. Zobaczył jak wzdryga się na dźwięk swojego imienia i uśmiechnął się szeroko. Nie chciał pokazywać im jak wiele rozrywki mu przynosiły, ale po prostu nie umiał się opanować. Uwielbiał czuć przewagę nad innymi. Jego ofiary miały wiedzieć, że to on jest władcą i tylko to się dla niego liczyło. Podszedł do kobiety po raz kolejny, tym razem mocno zaciskając dłoń na trzonie noża, tak by wyraźniej poczuć jego kształt.

Tętno szalenie pulsowało mu w uszach, przez co krzyki zrozpaczonej dziewczynki słyszał tak niewyraźnie, jakby znajdował się pod wodą. Czuł wzrok dziecka na swojej skórze i wiedział, że uważnie obserwuje każdy jego ruch. Właśnie tak miało być. Miała patrzeć na śmierć swojej matki i mieć ten moment przed oczami do końca swojego krótkiego życia.

***

Dziewczynka rozpłakała się dopiero wtedy, gdy po odcięciu liny ciało jej matki upadło bezwładnie na podłogę. Zacisnął powieki próbując otrząsnąć się z emocji i przeciągnął dłonią po twarzy, ocierając pot. Oparł się o chłodną ścianę, chcąc uspokoić szaleńczy oddech, a potem spojrzał na dziecko skulone na krześle i ze zdziwieniem uświadomił sobie, że coś się zmieniło.

Już nie pragnął jej śmierci, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Chciał by żyła ze wspomnieniami tak, jak on.

Łaknął nowego wyzwania.

Wypuści ją i dorwie parę lat później, by zabić tak jak zamierzał.

Get You // Niall Horan ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz