12 część opowiadania "I Hate You"
Stiles po tragicznej śmierci Lydii podróżuję po świecie i robi coś co przynosi mu tymczasową ulgę i zapomnienie...Zabija.
Zabija wszystkie złe istoty nadprzyrodzone, psychopatów czy morderców.
Nie wie jednak co dzie...
Stałem skuty pod ścianą i nie spuszczałem oczu z mężczyzny. Nie wiem czego ode mnie chciał. Mówił, że już czas, ale nie wiedziałem o co mu chodzi. Czas na co?
Nieznajomy spojrzał gdzieś w bok. Także podążyłem wzrokiem w tamtą stronę. Do pomieszczenia wszedł młody chłopak. Nasze oczy się spotkały i przeszedł mnie dreszcz strachu. Najpierw oczy chłopaka były normalne, niebieskie, ale potem były zupełnie czarne. Dosłownie!
- Rozkuj go. - nakazał chłopakowi mężczyzna.
Po chwili czarnooki wykonał rozkaz i osunąłem się po ścianie do siadu. Chłopak odszedł nagle, zostawiając mnie ponownie samego z mężczyzną.
- Wiesz kim jestem? - spytał, kucając przede mną.
- Jakimś psycholem? - zgadywałem.
Mężczyzna zaśmiał się głośno.
- Jestem Śmiercią. - powiedział, łapiąc mnie za rękę....
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
STILES
Całą noc nie spałem, próbując skontaktować się z Nogitsune. Niestety, milczał. Z samego rana postanowiliśmy spotkać się w klinice i przy okazji ściągnąć Isaaca, bo chyba wczorajsze spotkanie sobie po prostu olał. A przynajmniej tak myślałem wczoraj. Bo dziś również się nie zjawił...
- Ludzie, co robimy? Niedługo Stiles ma się spotkać z Klausem, a na dodatek Issac gdzieś nam wsiąkł. - Allison denerwowała się coraz bardziej.
- Będzie dobrze. - Hayden w pocieszeniu położyła jej rękę na ramieniu.
Do kliniki wrócił Scott.
- I co? - spytałem.
- Nie ma go w domu. Nie wiem gdzie jest Isaac. Zaczynam się martwić. Nigdy nie znikał od tak! - powiedział Scotty.
Westchnąłem cicho i schowałem twarz w dłoniach. Wszystko zaczynało się coraz bardziej sypać.
- Isaaca znajdziemy później. Teraz musimy przygotować się na spotkanie z Klausem. - zaczął Damon, wychodząc na środek pokoju razem ze Stefanem.
- Po pierwsze...- kontynuował za niego Stefan - Pamiętajcie, że Klaus jest bardzo silny. Nie lekceważcie go. Nie będziemy z nim walczyć. Musimy kupić tylko więcej czasu Stilesowi. - oznajmił.
- Jak to nie będziemy walczyć? - zdziwił się Theo.
- I tu właśnie jest "po drugie". - odparł Damon - Za nic w świecie nie wolno nam dotknąć Klausa. Możecie go złapać za bluzkę, spodnie, buty, aby go przewrócić w razie konieczności, ale unikajcie bezpośredniego kontaktu z jego skórą. - polecił Damon.
- Czemu? - spytałem.
Nic z tego nie rozumiałem.
- Tak Klaus wysyła dusze do Czyśćca. Za pomocą dotyku. Może też być dla nas niewidzialny i objawić się tylko Stilesowi. Wtedy po prostu będziemy się targować. Może to coś da. - westchnął Stefan.
- Ale ja nadal nie kumam! - burknąłem - Przecież walnąłem go w twarz parę razy i nadal tutaj jestem. - wyjaśniłem.
- Jak to? - teraz to Stefan z Damonem się zdziwili.
- No napadł na mnie po tym jak zabrałem Mikeowi kartkę, którą dał mu Minho. - wzruszyłem ramionami.
- Dotknąłeś go i nic ci się nie stało? Jak to możliwe? - zapytał Stefan.
- Może to przez Nogitsune? - zastanawiał się Damon na głos.
Nagle przypomniały mi się słowa Klausa...
"Dopóki on jest w tobie..."
- Więc to jest ten przywilej. - zrozumiałem.
- Podzielisz się tym co zrodziło się w tej twojej główce, bo ja nadal gówno z tego rozumiem. - zirytował się Theo.
- Minho powiedział, że będąc opętanym przez Nogitsune mam kilka fajnych przywilejów. Wydaje mi się, że to jeden z nich. Klaus nie może mnie zabrać dopóki jestem opętany. - wyjaśniłem.
- No ale już nie jesteś. - przypomniał mi Liam.
- No wiem...- westchnąłem.
- Może nie idźmy na to spotkanie? - zaproponowała Hayden.
- Nie mam wyboru. Jak nie przyjdę to sam mnie znajdzie. - odparłem.
- Musimy coś zrobić. Na pewno jest jakieś wyjście. - stwierdził Mike, na co Malia, siedząca koło niego, przytaknęła.
Przymknąłem oczy. Dobrze wiedziałem, że nie ma żadnego wyjścia. Klaus mnie zabierze i nic go nie powstrzyma. Pociesza mnie tylko myśl, że Malia zaczęła opiekować się Mikem. Nie będzie sam po tym wszystkim.
- Nogitsune to wyjście, ale skurwiel postanowił się zmyć. - powiedział wściekłym głosem Damon.
Nugi: Wypraszam sobie! Pfff!
- Nugi?! - wykrzyczałem, zrywając się z miejsca, na co moi przyjaciele podskoczyli przestraszeni.
Nugi: Myślałeś, że cię zostawię po tym jak ten śmieć Klaus nam groził? Cały czas byłem w tobie. Skorzystałem z pomysłu Lucyferka i cię zablokowałem oraz ograniczyłem maksymalnie jak się dało twoje siły. W sumie nawet nie wiedziałem, że to mi wyjdzie! Hah! Jestem boski!
Stiles: Czemu to zrobiłeś? Czemu pozwoliłeś abym myślał, że odszedłeś?
Nugi: Zaczynałeś świrować, Stiles. Musiałem.
Stiles: Wiem. Gniew przysłaniał mi racjonalne myślenie.
Nugi: Tak tak....nie dziękuj!
Uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem na zdziwionych przyjaciół.
- Wrócił. Znaczy był we mnie cały czas. - wyjaśniłem.
- Och dzięki ci Boże...- wyszeptał cicho Scott.
- Więc jest nadzieja! - wykrzyczał wesoło Mike.
Nagle drzwi się otworzyły i do kliniki wszedł szeryf z Deatonem.
- Co wam tak wesoło? - spytał lekko nieprzytomnym głosem ojciec.
- Klaus nie ma jak zabrać Stilesa. - wyjaśnił mu Theo z uśmiechem.
- Och...to dobrze. Bardzo dobrze. - wymamrotał pod nosem.
- Co się stało? - zapytałem, widząc, że ojciec zachowuję się dziwnie.
- Pójdę na zaplecze. - odezwał się cicho Deaton, opuszczając pomieszczenie ze spuszczoną głową.
Szeryf westchnął głośno i wyjął małą karteczkę z kieszeni, po czym podał mi ją.