X

4.7K 601 1K
                                    

- Nie wierzę, że naprawdę zaprosiłeś do nas Taehyunga. - warknął Jimin, dokładniej owijając się czerwonym szalikiem. - Czy on ci wygląda na siatkarza? Nie, stój. Czy on ci w ogóle wygląda na sportowca? Stary, przecież on na kręglach to będzie jakaś komedia. Że nie wspomnę o tym, że pewnie w ogóle nie będzie się do nas odzywał, albo, co gorsza, będzie się darł jak cholera. No i jeszcze pizza. Serio sądzisz, że on zje z nami jakąś tam pizzę? Jemu można i homara dać, to pewnie będzie wybrzydzał.

- Zluzuj porty. Tae jest naprawdę w porządku, jestem pewny, że się dogadacie.

- Słuchaj, nie dogadujemy się od trzech lat i szczerze wątpię, że jakieś tam spotkano poza szkołą da radę to zmienić.

- Było mu nie podpierdalać długopisu.

- Co? - zapytał i spojrzał na Jungkooka jak na debila, lecz w tym też momencie doszli do miejsca, w którym umówili się z resztą chłopaków. Byli tam wszyscy, którzy mieli się stawić. Wszyscy, poza Tae.

- Ten twój Taeś coś się nie zjawia. - prychnął jeden z drugoklasistów. - W ogóle co to za pomysł, żeby go tutaj przyprowadzać? Przecież ten dzieciak to jakaś pomyłka, nie pasuje tu do nas.

- Ciszej, bo księżniczka właśnie idzie. - szepnął ktoś inny, a ich gromada odwróciła głowy w stronę jednego z busów, z którego właśnie wyszedł Kim. Ubrany był w kremowy płaszczyk, ciemnoniebieskie dżinsy i ogromny szalik, który zakrywał mu większość twarzy. Wystające spod czapki włosy były lekko rozburzone i delikatnie zakręcone, zaś na nogach miał jakieś ciemnobrązowe, zimowe buty. Podszedł do nich i dziwnie przybliżył się do Jungkooka, jak gdyby ten miał go ochraniać przed potencjalnymi atakującymi.

- Hej, Tae. - przywitał się Jimin skinięciem głowy. - To skoro jesteśmy już wszyscy, to możemy iść. - zarządził, a wszyscy wolno skierowali się w stronę kręgielni.

Park czuł się wręcz w obowiązku zostać liderem grupy, bo... No kuźwa. Nikt nie przepadał za osobą Taehyunga, a jeśli on nie weźmie sprawy w swoje ręce, to zrobi to ktoś inny, a ten ktoś na pewno nie będzie na tyle miłościwy, by nie rzucić jakimś głupim tekstem, za który Kim może się odwdzięczyć czymś o wiele gorszym. Uderzenie z liścia, wiązanka przekleństw, a na kręglach nawet wybicie zębów najcięższą kulą. Po nim to się jednak można wszystkiego spodziewać. No a dodatkowo chciał jednak, żeby jego maluszkowi coś wyszło z tym małym kujonkiem, jeśli się już zakochał. W końcu życzył Kookowi jak najlepiej i byłby zwykłym gnojkiem, gdyby zrobił im jakieś świństwo, przez które obrażony szatyn mógłby odejść od ich grupy, zostawiając zranionego Jungkooka. Tak na pewno nikt nie bawiłby się dobrze, no może poza innymi z drużyny, którzy pewnie mieliby niezłą polewkę z Taehyunga.

Kiedy on sobie tak główkował, najmłodszy z grupy zbliżył się jeszcze bardziej do szatyna, który i tak szedł cały czas obok niego.

- Prawie się spóźniłeś. - szepnął na zakryte czapką ucho.

- Mogłem albo pojawić się trzydzieści minut przed czasem i czekać na was wszystkich, albo pojawić się parę minut po. Dla mnie wybór był oczywisty. - prychnął. - Poza tym nie chciałbym z nimi czekać, prawie nikogo tu nie znam, a mogę się założyć, że ty przyszedłeś z Parkiem chwilę przed czasem.

- No dobra, może masz trochę racji. W każdym razie na grze jesteśmy grzeczni i nie robimy dram, okej? - poprosił.

- Nie mów do mnie jak do dziecka, umiem się zachowywać w towarzystwie. Oni nie wejdą w drogę mi, to ja nie wejdę w drogę im. Proste? Proste.

Jungkook z rezygnacją pokręcił głową. Nie pozostało mu więc nic innego jak modlitwa o to, żeby jego słodki Taeś nie pokazał pazurków, bo tego nie przeżyłby chyba nikt z obecnych. Jego koledzy nie mieli pojęcia, że jest Kimem zauroczony, więc mógł się spodziewać z ich strony nietaktu i jakiś głupich żartów. A on naprawdę chciał spędzić czas ze swoim obiektem westchnień, nawet gdyby każda kula miała wpadać mu w rynnę. Dla niego i tak byłby najbardziej utalentowany i cudowny.

U'll Be Mine | VkookWhere stories live. Discover now