V

4.1K 243 29
                                    

Na początku poczułam strach. W momencie, gdy mój nowy kompan ruszył w kierunku stacji chciałam rzucić się w kierunku broni i wycelować w niego zanim zorientuje się co się dzieje. Potem, gdy zrozumiałam, że to głupi pomysł poczułam niezrozumiałe uczucie, jakby ktoś naruszył moją prywatną przestrzeń. W końcu od dość dawna żyłam sama w tym miejscu i zdążyłam już do tego przywyknąć. Może chodziło o to, że do tego momentu myślałam, że tylko ja pozostałam zdrowa. Choć ta myśl była przygnębiająca w pewnym sensie pozwalała mi też czuć się trochę wyjątkowo. Jakby było we mnie coś takiego, dzięki czemu to właśnie mi udało się przetrwać.

Później poczułam irytację. Nowy przybysz chodził po pomieszczeniu z krytycznym spojrzeniem. Miałam wrażenie jakby oceniał mój ,,dom''. ,,O, polerowane klamki? Ładne'', ,,A skąd to obrzydliwe krzesło?''.

Po tym wszystkim jednak nastąpiło uczucie podniecenia. Nie byłam sama. Stał koło mnie drugi człowiek, oddychający, mówiący i prawdopodobnie zdrowy. Poczułam się ponownie jakbym była w szkole. Nie potrafiłam określić jak to było możliwe, że przeszłam przez te wszystkie stany w tak krótkim czasie, by znaleźć się tutaj.

Ponownie w trzeciej ławce przy oknie obserwując powolnie wędrującą po tablicy kredę. Piszczącą przy każdej pojedynczej literce motywującą uczniów do tego, by pozostać przytomnym. Sięgam do torebki ulokowanej przy nogach ławki po mojej lewej stronie przypadkiem szturchając łokciem mojego sąsiada z ławki. Odwracam się przybierając maskę skruchy gotowa przeprosić. Wtedy dostrzegam, że na krześle obok mnie siedzi ,,Intruz''. Jego chytry uśmiech rozmywa mi się przed oczami. Wygląda tak realnie, ale jestem jeszcze w stanie uwierzyć, że to prawda do momentu, gdy się odzywa:

— Co się stało? Wyglądasz blado. — Jego głos przypominał syczenie.

W tym momencie jawa zlała się z rzeczywistością. Głos rozległ się niczym echo. Twarz, klasa, ławki, skrzypiąca kreda rozmyły się, a ja znowu znalazłam się w okół półek sklepowych, otoczona zepsutymi żarówkami i słabym światłem.

Zamrugałam kilka razy. Przede mną stał chłopak, usłyszałam jak powtarza pytanie, które usłyszałam w głowie.

— Wszystko w porządku?

— Tak — powtórzyłam kilka razy może próbując przekonać samą siebie, a może dlatego, że próbowałam zyskać na czasie, by zorientować się ponownie w rzeczywistości.

Powoli ruszyłam z nieobecnym wyrazem twarzy pomiędzy przedziałami.

— Ile ty w ogóle masz lat? — zapytałam gwałtownie się odwracając. Moje włosy przy tym nagłym ruchu zatoczyły koło lekko uderzając chłopaka. - Wyglądasz na mniej więcej tyle co ja. Tak tylko zauważyłam. - Szybko się wytłumaczyłam nabierając przy tym nerwowej postawy, między innymi krzyżując ręce na piersi i co kilka sekund przekładając dłonie i bawiąc się palcami.

— Siedemnaście. — Uśmiechnął się na widok mojego małego zażenowania. Po raz pierwszy byłam w stanie dostrzec w jego twarzy coś ciepłego, co mogłoby przypominać mi o życiu przed Plagą.

— Byłam blisko. Ja mam szesnaście. — Spojrzałam na niego, wytrzymałam jego wzrok przez kilkanaście sekund, po czym spuściłam oczy.

Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Czy wierzyłam w to? Fakt, że w najtrudniejszym momencie swojego życia, w czasach, gdy nie byłam pewna tego kim byłam, byłam w stanie spojrzeć w oczy drugiej osoby krócej niż minutę, choć jeszcze kilka lat temu nie było to dla mnie problemem mówił sam za siebie.

Czułam się jak wrak człowieka, nie do końca pewna tego kim byłam i jakie jeszcze cele miałam w życiu. Widok drugiego człowieka tylko przypomniał mi to co straciłam.

PlagaWhere stories live. Discover now