VI

3.6K 244 6
                                    

Mówi się, że to cierpienie pozwala ukazać prawdę o człowieku. Największą katorgą jest jednak cierpienie z pełną jego świadomością. Jak powiedział Napoleon: 

,,Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć".

W tym przypadku śmierć wydaje się czymś prostym. Niczym nieświadomy upadek, tak szybki i tak gwałtowny, że mija niczym jedno mrugnięcie. Zanim jesteś w stanie zorientować się, co się właściwie stało, jest już po wszystkim.

Z cierpieniem jest inaczej, trwa i trwa, aż człowiek sam decyduje się upaść i jedno mrugnięcie później już go nie ma.

Tak świat pozbył się słabych pragnących szczęścia idealistów, którzy prędzej czy później odkryli prawdę o tym, jak wygląda świat. Prawda ta okazała się jasna i klarowna.

Gdy wszyscy powtarzają, jak bardzo ten upadek był przewidywalny, choć nie myśleli o tym, dopóki nie zetknęli się z górą martwych ciał z oderwanymi głowami i dziurami w piersi.

Ale przecież nie powinno nas to już dziwić. Nie był to pierwszy raz, gdy ludzkość poniosła ogromną stratę przez swoją własną lekkomyślność. Po raz pierwszy jednak od lat dwudziestych udało nam się przekroczyć dotychczasowy rekord śmierci.

Mamy z czego czerpać dumę...

♠ ♠ ♠

Tej nocy znowu przed moimi oczami pojawiła się przeszłość. Zupełnie jakby zapukała do moich drzwi z szyderczą miną, wpraszając się bez zaproszenia.

Tym razem zobaczyłam ich wszystkich: moją rodzinę siedzącą przy ustrojonym stole. Za nami stała ogromna, zielona choinka święcąca się przeróżnymi światełkami. Wszystko wydawało się takie realne, że nawet po obudzeniu się przez pierwszych kilka minut pomyślałam, że jest wszystko okej. Cała rodzina zebrana w jednym pomieszczeniu, ciocia Edith opowiadająca o nowym awansie, babcia Bonnie krytykująca wszystkich zza tych swoich cienkich oprawek i ojciec spoglądający na tą całą sytuację z dozą dystansu, jakby to był jedynie kolejny marny show w telewizji. Wszystko było takie samo. Jedyne, co uległo zmianie, to ja – przypatrywałam się całemu towarzystwu z tęsknotą wyżerającą mi dziurę w piersi. Ale ja zawsze nienawidziłam tych spotkań. Unikałam ich jak ognia i zawsze po rozdaniu prezentów chowałam się w swoim pokoju, by uniknąć prawdopodobnej sprzeczki. Teraz jednak nie potrafiłam dostrzec realnych faktów, wiedziałam, że gdybym mogła zobaczyć ich znowu, usiąść z nimi przy tym wielkim stole i słuchać, jak powoli cały wieczór się wali, odzyskałabym tą cząstkę normalności. Najwidoczniej moja podświadomość też o tym wiedziała.

Jak popapranym trzeba być, żeby tęsknić za czymś, co po latach wciąż potrafiło doprowadzić człowieka do szaleństwa.

Mniej więcej dwie minuty zajęło mi zebranie kolejnych informacji na temat aktualnej sytuacji. Przypłynęło to do mnie jak wielka fala. Uderzyły we mnie bolesne fakty i już wiedziałam, że to, co miałam przed chwilą przed oczami, nie było prawdą, mimo iż wydawało się być tak bardzo realne.

Po kolejnych minutach podskoczyłam ze strachu na dźwięk czegoś na kształt chrapania. Gdy serce w piersi przestało mi bić w oszalałym tempie, podniosłam się na równe nogi i ruszyłam w kierunku odgłosu.

W miejscu, gdzie — jak teraz sobie przypominałam — wczoraj zostawiłam Jonathana, leżał właśnie on w pozycji, która przywodziła mi na myśl te małe rozpychające się dzieci. Zajmował praktycznie całą alejkę, a jego kończyny zostały tak rozłożone, że mógł spokojnie uchodzić za gwiazdkę z nieba.

Przyszło mi teraz do głowy, że musiał nie spać od wielu dni. W końcu jeśli wędrował od najbliższego miasta, to musiał iść ponad kilka dni. O ile nie spał na ziemi, to musiał być bardzo wyczerpany. Na takiego zresztą wyglądał.

PlagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz