XXIV

1.1K 96 8
                                    

Razem z Jonathanem zeszliśmy po schodach na piętro na, którym znajdowała się cała reszta. Jednak kiedy weszliśmy do środka, zastaliśmy jedynie dwójkę z nich.

Po chwili dowiedziałam się co, wydarzyło się w przeciągu tych kilkunastu minut, więc przeprosiłam ich wszystkich i pobiegłam z powrotem w kierunku schodów.

Taię znalazłam na parterze. Stała oparta o barierkę i wpatrywała się bez wyrazu w przestrzeń. Gdy usłyszała moje kroki, podskoczyła, a po chwili jej twarz ponownie przybrała poważny wyraz.

— Czego chcesz?! Czyżby ten kretyński klaun opowiedział ci, co się stało?

— Nie, ale jesteś moją przyjaciółką, więc nieważne co się stało — jestem tu dla ciebie.

— Nie sądziłam, że jesteśmy przyjaciółkami... Głównie dlatego, że ty w kółko mnie irytujesz, a ja na okrągło cię ignoruje.
— I dlatego, że próbowałaś mnie zabić.

Dostrzegłam, że się napięła. Widać miała już dosyć wypominania.

— Wiesz, miałam zamiar trzymać urazę jeszcze dobrych parę... lat — Dźgnęła mnie łokciem, a ja wybuchłam krótkim śmiechem — Ale postanowiłam...skończyć z tym.

— Naprawdę? — spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

— Ta. Wydaje mi się, że nie ma sensu w takiej sytuacji trzymać urazę. To, co się dzieje wokół nas jest o wiele ważniejsze. Ale tak zupełnie szczerze wydaje mi się, że może jesteśmy bardziej kimś, kto ma predyspozycję do zostania przyjaciółkami, lub chociaż... koleżankami.

— Powinnaś dać to na T-shirt. — Patrzyła na ziemię, a w jej głosie nie było żadnych emocji. — Ale skoro jesteśmy szczere to, chyba powinnam cię przeprosić za tę akcję z pistoletem. To było słabe z mojej strony.

— Powiesz mi teraz, co się stało? — Mój ton nagle się zmienił. Jeszcze przed chwilą zachowywałyśmy się, jakby nic się nie stało, żartowałyśmy między sobą, ale musiałam skupić się na tym, po co tu przyszłam.

— Faceci, tyle.

— Lecisz na Michaela?! — wykrzyknęłam zszokowana.

— Nie! Rany boskie, czy ty masz tylko to w głowie? Po prostu powiedział coś nieprzyjemnego?

— Masz na myśli tego samego Michaela, który potrafi żartować w obliczu katastrofy? Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić.

— A po co miałabym kłamać? Powiedział, żebym odpowiedziała na twoje głupie pytanie, a kiedy powiedziałam, że właściwie nigdy nie wierzyłam, że życie jest czymś dobrym, on doszedł do wniosku, że właściwie jest to coś pozytywnego. Bo w jego chorym, porąbanym umyśle, jeśli nie odczuwałam nigdy nadziei na lepszy świat, to nie muszę się przynajmniej martwić porównywaniem tego, co czuję z czymś, co czułam w przeszłości — powiedziała na jednym wdechu.

— Czekaj... naprawdę nigdy nie wierzyłaś, że świat jest dobry? Nawet w dzieciństwie?

— I teraz pewnie mam ci opowiedzieć całą swoją historię? — odezwała się zirytowana. Teraz stała bokiem do mnie, ze zwieszoną do dołu głową. — Mam ci się wyżalić? Powiedzieć, dlaczego jestem tak popieprzona?

— Mam dla ciebie propozycję. Ty mi opowiesz... jak to nazwałaś —„dlaczego jesteś popieprzona", a ja odwdzięczę ci się tym samym.

— Myślisz, że aż tak bardzo zależy mi na słuchaniu o twoim zjebanym życiu?

— Możesz mi wyjaśnić, dlaczego mnie tak bardzo nie lubisz? Czy to twoje typowe zachowanie, gdy ktoś próbuje podać ci pomocną dłoń? — wybuchłam.

PlagaWhere stories live. Discover now