XXIX

1.1K 92 8
                                    

Lucy

Wyszłam na korytarz prosto na wyczekujące twarze Taii i Jonathana. Michael wydawał się kompletnie niezainteresowany całą tą sprawą. Siedział na ziemi z rękoma oplecionymi wokół kolan i twarzą opartą o ścianę. Chyba spał albo chociaż próbował.

— Już? — spytała zdziwiona Taia.

— Chyba n-nie. Wydaje mi się, że chcieli się naradzić w jakiejś kwestii — wyjaśniłam niepewnie.

— To nie brzmi dobrze.

— Uspokój się Taia, przecież nic się nie dzieje.

Ale Taia nie wyglądała na spokojną. Wyglądała, jakby starała się pieczołowicie zachować dla siebie jakiś wielki sekret. Jakby cała ta sprawa wywoływała u niej wielkie zdenerwowanie. A to przecież ja zostałam zamknięta w klatce.

— Mam dosyć tego ich cholernego przesłuchania! — wrzasnęła w końcu i rzuciła się z impetem w kierunku drzwi. Razem z Jonathanem zdążyliśmy jedynie krzyknąć kilka słów w jej kierunku, ale po chwili cała nasza trójka wpadła do gabinetu ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich tam zgromadzonych.

Dziewczyna wyglądała, jakby na chwilę zapomniała, po co w ogóle się tutaj znalazła. Ale już po chwili na jej twarz powrócił dawny gniew.

— Myślicie, że możecie nas traktować jak jakieś szczury doświadczalne?! — krzyknęła. — Mamy prawo wiedzieć co się tutaj wyprawia i nie jesteśmy wam winni nic! Zupełnie nic! — Jej twarz zrobiła się czerwona pod wpływem wściekłości.

— Taia uspokój się. — Wszyscy odwrócili się zaskoczeni, słysząc mój głos. Poczułam się speszona taką ilością uwagi, ale zdołałam wydobyć z siebie jeszcze kilka słów:

— Oni to robią dla naszego dobra. Chcą znaleźć wspólną zmienną, która nas łączy — grzecznie powtórzyłam słowa wypowiedziane wcześniej przez Moore'a. Spojrzałam na niego i dostrzegłam, jak potakuje lekko głową w moją stronę, tak bym tylko ja mogła to zauważyć.

— Co ty gadasz?! Nie widzisz, że oni nami manipulują?! — Taia spojrzała na mnie jak na wariatkę.

— Panno Vaines, myślę, że na razie wystarczy tego przedstawienia. — Cornelius wstał z poważną miną.

Po chwili jakby za sprawą jego głosu do pokoju wpadli dwaj mężczyźni w uniformach i na rozkaz Moore'a zabrali Taię z pomieszczenia.

— Dobrze, czy w takim razie możemy już wrócić do rozmowy? — Spojrzał na mnie.

— Tak — odpowiedziałam, a Jonathan wyszedł z pokoju lekko skołowany całą tą sytuacją.

♤♤♤

Kilka godzin później po tym, jak Cornelius Moore dał mi godzinną przepustkę na spotkanie z przyjaciółmi, pod warunkiem bezprecedensowego powrotu do mojej celi, zapukałam do pokoju, który podobno należał do Jonathana i Michaela.

Drzwi otworzył mi zaspany Michael. Na mój widok przetarł oczy i ziewnął.

— Nasza mała małpka wróciła — powiedział wyjątkowo poważnym jak na niego, głosem. Zatrzasnął drzwi tuż przed twarzami strażników, po czym zajął miejsce na swoim łóżku.

— Czemu małpka? — spytałam, ignorując jego zachowanie.

— Bo tańczysz, jak Moore ci zagra. To czyni z ciebie...hmm... Jimmy jak to się mówi?

Teraz dopiero dostrzegłam chłopaka leżącego na górnym łóżku w samych spodniach. Ręce miał ułożone pod głową. Wydawał się kompletnie nieprzejęty moją obecnością tutaj.

PlagaWhere stories live. Discover now