XIII

1.9K 135 6
                                    


Szłam szybko przed siebie. Słyszałam za sobą krzyki Jimmy'iego, ale nie zważałam na nie. Z każdym krokiem przyspieszałam coraz bardziej chcąc pozbyć się bólu kołatającego mi w sercu.

Szybki chód zamienił się w bieg, a ucieczka w desperację. Chciałam pobiec tak szybko, by w końcu w efekcie uderzyć o coś i zapłacić za moje błędy.

Za wszystko złe co kiedykolwiek zrobiłam.

Za każdą krzywdę jaką kiedykolwiek popełniłam.

Byłam winna. Wszechświat o tym wiedział i nie omieszkał mi o tym przypominać.

Przystanęłam nagle, aż w pobliżu moich butów pojawił się dym z piasku.

— Kurwa! Kurwa! Kurwa! — Wbiegłam do lasu.

Tak, wbiegłam do cholernego lasu. Nie myślałam o tym, chciałam po prostu zniknąć. Co najważniejsze chciałam, by to się skończyło. Miałam dosyć wspominania przeszłości, miałam dosyć oglądania w kółko i w kółko skutków moich błędów, mojej rodziny. Chciałam odpocząć i zapomnieć raz na zawsze.

— Uspokój się! — Jonathan dobiegł do mnie kilka metrów od granicy z jezdnią. Wyglądał na zdyszanego i wściekłego. — Okej, myślę, że nadszedł ten czas, gdy powinnaś mi wyjaśnić co się z tobą do cholery dzieje dziewczyno! — odezwał się z krótkimi przerwami na złapanie oddechu. — Który to już raz ci odbiło?

— Dwunasty — odpowiedziałam opierając się o drzewo i krzyżując ręce na piersi tak jakbym chciała ochronić samą siebie przed wszystkim dokoła. — W tym roku.

— Co?! Czekaj, czekaj. Miałaś w tym roku dwanaście napadów paniki?

— Mógłbyś chociaż ukryć zdziwienie — żachnęłam się.

— Przepraszam. Ale dwanaście?

Wiedziałam, że żartował, ale przyrzekam w tym momencie miałam ochotę go zabić.

Odsunęłam się od drzewa i zaczęłam iść szybkim krokiem w głąb lasu.

— Luc... przepraszam, nie powinienem się śmiać!

Szłam do przodu nie zważając na jego słowa. Ręce trzymałam przyciśnięte do brzucha jakbym chciała się nimi za wszelką cenę ochronić, zaciskałam mocno oczy jakby chcąc pozbyć się tego uczucia.

Tego uczucia bólu, nienawiści, winy...

Stanęłam. Słyszałam za sobą kroki Jimmy'iego. Starał się za mną nadążyć. Jego ciężki oddech rozbrzmiewał w ciszy.

Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy jakie to dziwne uczucie przebywać w lesie i nie słyszeć odgłosów ptaków.

— Przepraszam. Wiesz, że czasami nie myślę nad tym co mówię. Ale niezależnie od tego jakie głupoty wypadają mi z ust chcę byś wiedziała, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie zależnie od tego co się teraz z tobą dzieje. Jestem przy tobie. Nie jesteś sama. — Usłyszałam za sobą jego głos, drżący, zasapany od biegu. — Jeśli chcesz pomilczeć, to mi też odpo...

— Widziałam mojego ojca. — Odwróciłam się gwałtownie. — Widziałam mojego martwego ojca. — Wiedziałam, że w momencie, gdy wypowiedziałam te słowa oczy zaszkliły mi się od łez. Pierwszy raz od bardzo dawna nie próbowałam ich zatrzymać.

— Ale jak to?

— Jonathan ostatnio dzieją się ze mną dziwne rzeczy — powiedziałam ochrypłym głosem. — Moja przeszłość mnie prześladuje. Nie chce dać mi spokoju. — Łzy popłynęły mi po policzku. — A ja tak bardzo chcę, żeby to wszystko się skończyło.

PlagaWhere stories live. Discover now