#17 Rodzina?

873 70 22
                                    

Staruszka zaprowadziła mnie do mojego nowego pokoju. Nie był on większy od poprzedniego. Wręcz przeciwnie, ale za to wydawał się dość przytulny. W rogu stało duże łóżko, tuż przy nim mała szafka nocna, pod oknem było biurko, a nawet znalazła się tam szafa na ubrania. Za nim tu przyjechałam bałam się, że będę musiała mieszkać w nie najlepszych warunkach, ale jak się okazało było tu bardzo dobrze. Po szybkim rozpakowaniu się i poukładaniu rzeczy na swoje nowe miejsca, zeszłam do salonu starając się nie zgubić. Nie do końca wiem, gdzie wolno mi wchodzić, a gdzie nie. Zaraz obok salonu była kuchnia, w której moja opiekunka przygotowywała obiad. Nagle usłyszałam jej głos.

-Wnusiu, czy mogłabyś wyjść do sklepu? Jest po drugiej stronie ulicy, a listę zakupów położyłam na stole- poprosiła babcia.

Odpowiedziałam krótkie ,,Jasne" i wyszłam. Rzeczywiście, sklep był zaraz obok. Weszłam do środka i zaczęłam szukać potrzebnych rzeczy. Kupiłam jeszcze parę smakołyków i wyszłam.

Gdy wróciłam z powrotem do domu stół w jadalni był przyszykowany jak gdyby miała się odbyć wielka uczta. Sześć talerzy i par sztućców, tylko po co? I kto ma zamiar tu przyjść? Zaniosłam zakupy do kuchni i postawiłam je na blacie, a nastepnie zaczęłam pomagać w przygotowaniu obiadu.

-Babciu, czy ktoś ma w planach cię odwiedzić?- zapytałam wprost.

-Nie mnie, a ciebie. Pomyślałam, że miło by było, gdybyś poznała swoją rodzinę- odpowiedziała, a ja mocno się zdziwiłam.

Rodzinę...? To ja jeszcze kogoś mam? Czemu do cholery dopiero teraz się o tym dowiaduję?

Po skończonych przygotowaniach położyłam się na kanapie. Jednakże nie dane było mi długo tam leżeć, ponieważ zaraz usłyszałam dzwonek do drzwi. Staruszka prędko udała się otworzyć drzwi, a ja wstałam gotowa przywitać gości.

-Witajcie kochani! No śmiało, wchodźcie, wchodźcie- słyszałam z korytarza.

Po chwili trzy obce mi osoby znalazły się w tym samym pokoju co ja. Lekko spięta wydukałam ,,Dzień dobry". Było to małżeństwo z córką, mniej więcej w moim wieku. Byli elegancko ubrani, na co trochę się speszyłam. Myślałam, że to ma być zwykły obiadek jak u mamy, a nie ,,prestiżowa kolacja królewska".

-Może ja lepiej się przebiorę- dopowiedziałam udając się do swojej sypialni.

Założyłam na siebie białą koszulę, która była troszeczkę wygnieciona, spódnicę, której nie znoszę, a włosy związałam szybko w koka.

Gdy zeszłam wszyscy siedzieli już na swoich miejscach. Dołączyłam do nich, dalej czując się nieswojo. Zwłaszcza, że dziwnie się na mnie gapili. Na całe szczęście chwilę później zaczęli nakładać na telerze jedzenie i to głównie na nim się skupili. To siedzenie w ciszy coraz bardziej mnie wkurzało. Już wolałbym, żeby rzucali we mnie talerzami już siedzieli cicho jak w kościele. W końcu tą ciszę trzeba było przerwać.

-Może opowiecie mi coś o sobie...?- zapytałam niepewnie.

Znów cisza. Jednak po chwili odezwała się kobieta.

-Nazywam się Anastasia Hudson i jak się domyślasz jestem twoją ciotką. To jest mój mąż, Edward Hudson, a to nasza córka Vanessa Hudson. Chodzi do najlepszej szkoły w Londynie i wyśmienicie się uczy.

-Czyli nie wszyscy jesteście czarodziejami?- zapytałam nie co tym faktem zaskoczona.

-Anastasia jest czarownicą, jednakże nie rozwija się w tym kierunku, a jej mąż i córka są mugolami- odpowiedziała mi babcia.

-O! Z pewnością mój chłopak chciałby was poznać. Można powiedzieć, że ,,interesuje się" światem mugoli, ale jeszcze nie miał okazji żadnego poznać.

-Fascynujące... Może kiedyś go zaprosisz? Z przemiłą chęcią poznam twojego ,,chłopaka"- odezwała się nagle Vanessa.

-Właściwie to odwiedzi mnie jakoś w połowie wakacji, więc czemu nie?- odpowiedziałam, jakbym nie wyczuła jej sarkastycznego, wrednego pytania.

Coś czuję, że się nie polubimy. Ale może się jeszcze miło zaskoczę. Oby.

Goście zostali aż do kolacji. Najpierw trzeba było ją przygotować, ale tym zajęła się już babcia i ciocia. Ja miałam za zadanie zaprowadzić kuzynkę do swojego pokoju i się nią zająć.

Ja już się nią zajmę. Własną matka jej nie pozna...

Na czym to ja... A no tak. Poszłyśmy, więc razem do góry i weszłyśmy do mej jaskini ciemności. Dopóki ktoś nie zapalił światła. Rozsiadłam się wygodnie na łóżku podczas, gdy Vanessa nadal stała.

-Rozgość się- powiedziałam.

Dziewczyna zajęła miejsce na małej pufie dziwnie mi się przyglądając.

-O co chodzi?- zapytałam niecierpliwa.

-Jak to jest być czarodziejem? Co wy takiego robicie, że jesteście tacy ,,niezwykli"?- zapytała z lekką pogardą.

-Cóż, to w sumie jednocześnie nic takiego, a zarazem najlepsze, co może być. Dla mnie to codzienność, więc nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Chodzę do szkoły uczę się zaklęć i nie tylko. Jakby to przełożyć na wasz język jest to jakby szkoła z internatem. Wyjeżdżamy stamtąd tylko na święta i wakacje. Możemy wychodzić do wioski nie daleko. Jest tam mnóstwo sklepów, między innymi Miodowe Królestwo, gdzie jest masa różnych dziwacznych słodkości, ale jak dla mnie najlepszy jest Pub pod Trzema Miotłami i kremowe piwo. Jeśli chcesz kiedyś będę mogła cię tam zabrać. Oprócz czarodzieji dużo jest tam innych stworzeń. Niektóre są groźne, a inne wręcz przeciwnie. Ech, dużo by tu opowiadać.

-Naprawdę?!- pisnęła z satysfakcją.- To znaczy... Fajnie. Moja matka uważa, że to banda dziwolągów i nieudaczników, dlatego wyszła za tatę i prowadzi zwykłe nudne życie.

-Może według niej jest ciekawie- powiedziałam sama nie wierząc, że można zrezygnować z magii.

-Dziewczynki kolacja!- krzyknęła z dołu staruszka.

Co prawda nie chciało mi się tam wracać, ale chyba muszę.

Znów siedzieliśmy przy stole w ciszy. W pewnej chwili usłyszałam trzask drzwi, ale kiedy wyszłam do korytarza nikogo nie zostałam. Może mi się przesłyszało. Dalej cisza. A potem po raz kolejny dziwne dźwięki, jakby kroki na schodach. Proszę tylko nie mówcie, że tu straszy...

-Babciu, jesteś w domu?!

Chyba mi ulżyło, a jednocześnie to mnie zaniepokoiło. Kto to mógł być? Jeszcze ktoś? Ech... Wstałam od stołu i razem z babcią weszłam do korytarza.

-Babciu, kto to jest?- usłyszałam głos z góry, niczym z niebios.

Posiadacz tegoż głosu stał na schodach oparty o barierkę. Wysoki, szczupły młody mężczyzna. No oko około 20 lat. Jak do cholery mogłam go niezauważyć?

-To jest Paula Rivera, moja wnuczka-odpowiedziała staruszka.

-A to jest..?- teraz to ja się odezwałam.

-Jesse Rivera, twój brat.


________________________________________

Uwaga, uwaga! Oto powracam wraz z nowym rozdziałem, na którego wielu z was długo wyczekiwało. Chciałabym podziękować wszystkim za 9 tys. wyświetleń i za to, że dalej to czytacie. Mam nadzieję, że dam radę wstawiać rozdziały w miarę regularnie i coraz częściej. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam ;*

You are Beautiful || Syriusz BlackWhere stories live. Discover now