Rozdział XIII

2.4K 93 5
                                    

     Minerwa McGonagall nie miała w zwyczaju siedzieć w gabinecie do późnego wieczoru, tym razem jednak zbliżały się egzaminy więc miała  dużo wypracowań do sprawdzenia. Właśnie zabierała się za sprawdzenie wypracowania Nevilla Longbottoma, który nawiasem mówiąc, poprawił się w nauce i wydoroślał, gdy do jej gabinetu wtargnął roztrzęsiony Malfoy.
 - Porwali ją! Porwali! - Chłopak nie mógł złapać oddechu. - Niech pani mi pomoże. Błagam! - Po jego policzkach spłynęła samotna łza.
Draco był załamany. Nie potrafił powstrzymać emocji. Wiedział, że to co czuje do Hermiony nie powinno nigdy się zdarzyć, a gdy w końcu zdobył się na odwagę to ona przepadła. Zniknęła z jego życia równie szybko jak się pojawiła. Nie mógł jej stracić. Nie mógł stracić jedynej osoby, którą kochał. Nie znowu. Jego chaotyczne myśli przerwał zmartwiony głos profesor.
 - Draco, uspokój się. Kogo porwali? Kto?  O czym ty mówisz? - Stanęła naprzeciw niego potrząsając go za ramiona. - Draco. Odpowiedz.
 - Hermiona. Porwali Hermionę. Nie ma jej w pokoju. Chciałem jej powiedzieć...  - Mówił nieskładnie. - Gdy wszedłem do pokoju jej już nie było.
 - Draco, proszę cię. Uspokój się. - Gdy zobaczyła, że jej słowa wcale na niego nie działają plasnęła go mocno w twarz. - Nie pomożesz jej jeśli nie będziesz współpracować!
Draco w końcu otrząsnął się i streścił profesorce całą historię.
 - Rozumiem. Powiedz mi czy wiesz kto mógł to zrobić i w jakim celu? Czy w Hogsmeade wydarzyło się coś dziwnego? Ktoś was śledził?

***

     W tym samym czasie Hermiona obudziła się z okropnym bólem głowy. Momentalnie usiadła, przeszkadzały jej w tym ciężkie łańcuchy, którymi miała skrępowane bose stopy.
 - Kto to się obudził. - Usłyszała dochodzący z ciemności znajomy głos Lucjusza Malfoya.  - Rozkazałem tym dwóm półgłówkom, żeby śledzili Dracona, ale niestety nie mieli odwagi uprowadzić go, gdy byliście w Hogsmeade. Wkradli się za wami do Hogwartu.  - Lucjusz prychnął. - Mieli przyprowadzić mi jego,a  w zamian dostaję brudną szlamę. - Mówiąc to kopnął ją w brzuch.
 - Powiedz mi słonko. Co robiłaś w pokoju Dracona? - Mówił przesłodzonym, ironicznym głosem.
 - Nic ci nie powiem! - Hermiona krzyknęła mu w twarz, co bardzo mu się nie spodobało.
 - Oj zaczniesz mówić, zaczniesz. - Wysyczał rzucając w jej stronę zaklęcie - Crucio!
Dziewczyna wiła się z bólu. Nie przeszkadzały jej już łańcuchy raniące stopy, ani ból głowy. Teraz  czuła jakby ktoś przypalał ją od środka.
 - Co. Robiłaś. W jego. Pokoju. - Cedził słowa przez zaciśnięte zęby.
 - Zamieniliśmy się. - Odszeptała. Wolała odpowiedzieć na jego nic nieznaczące pytanie.
 - Mówiłem, że zaczniesz gadać. - Uśmiechnął się drwiąco. - Nie mogę uwierzyć, że z własnej woli, mój syn, zgodził się zamienić z tobą na pokoje.
 - Nie mów tak o nim! On nie jest twoim synem! - Lucjusz roześmiał się w głos.
 - A co ty szlamo możesz o tym wiedzieć? - Prychnął.
 - Draco o wszystkim mi opowiedział. - Spojrzała mu w oczy z odrazą. - Wiem, że zmusiłeś Narcyzę i jego, by wstąpili do śmierciożerców i wiem, że groziłeś im śmiercią. Jesteś parszywym...
 - Crucio! - Z ust dziewczyny wydobył się zduszony krzyk. W jej ciele znów rozpętał się ogień trawiący wszystko na swojej drodze.
 - Zwierzał ci się? - Zaczął mówić, gdy ciało Hermiony przestało wić się w konwulsjach. - Skoro ci się zwierzał to znaczy, że mu na tobie zależy. - Stanął nad nią i zmrużył oczy. - Wiesz co to oznacza? Oznacza to, że gdy umrzesz on będzie cierpiał. - Nie czekał na odpowiedź.  - Zasłużył na cierpienie. Dałem mu wszystko. Nazwisko, czystą krew, służbę u Czarnego Pana, a on jak mi się odwdzięczył?! Odszedł ode mnie i zostawił na pastwę aurorów! - Ostatnie słowy wykrzyczał z odrazą w głosie.  - Ale teraz to on będzie cierpiał i to o wiele bardziej niż po stracie matki. - Uśmiechnął się złowieszczo. - Gdy zobaczy twoje brudne, martwe ciało sam do mnie przyjdzie i będzie błagał o litość. - Lucjusz ukucnął przy Hermionie i kilkoma szybkim ruchami różdżki przeciął jej skórę na twarzy, ramionach, brzuchu i nogach. Ból był okropny. Z ran ciurkiem leciała krew. Z oczu Hermiony kapały łzy, ale tym razem nie krzyknęła. Obiecała sobie, że nie będzie krzyczeć. W głębi duszy była wdzięczna Lucjuszowi za te rany. Dzięki nim szybko straci dużo krwi, co na pewno pozbawi ją przytomności i nie będzie musiała już dłużej nic czuć.
 - Nie krzyczysz? - Roześmiał się. - Sprawię, że będziesz błagała, bym cię zabił.
To mówiąc stanął na jej nodze, w której kość pod naciskiem, pękła z trzaskiem, ale mimo to dziewczyna nawet nie pisnęła. Czuła jak powoli traci świadomość. Gdy już myślała, że jej ból dobiega nareszcie końca ktoś bardzo mocno i gwałtownie szarpnął ja do tyłu. Momentalnie otworzyła oczy, nie wiedziała nawet kiedy je zamknęła.
 - Już spokojnie panno Granger. Zaraz się tobą zajmę. - Głos McGonagall docierał do niej jakby z oddali. Niem mogła się w tym wszystkim połapać. W jednej chwili była torturowana przez Lucjusza,a w następnej jej bezwładne ciało leżało w objęciach pani profesor. Z trudem odwróciła głowę w kierunku, z którego dolatywały do niej odgłosy walki.
Spod na wpół przymkniętych powiek zobaczyła jak Draco celuje swoją różdżką w ojca.
 - Draco... - Wyszeptała, a później była już tylko ciemność.

***

     Teleportowali się do rezydencji Malfoy Manor wraz z McGonagall. Nie było czasu, by prosić kogoś o pomoc. I tak stracił go już zbyt wiele rozmawiając z profesorką.
     Gdy weszli do rezydencji, Draco nie mógł rozpoznać miejsca, w którym się przecież wychowywał. Meble były zniszczone, posadzka popękana, a na tym wszystkim zalegały warstwy kurzu i zaschniętej krwi.
Nie czas był jednak na rozmyślanie  o wystroju. Przybył tu, by uratować Hermionę - miłość swojego życia. Pluł sobie w brodę, że dopiero teraz doszedł do tak oczywistego wniosku. O ile lepsze mogłoby być jego życie, gdyby od początku miał ją przy sobie.
     Ruszył do lochów. Już na schodach słyszał stłumione jęki Hermiony i śmiech ojca. Krew w nim zawrzała. Przez niego stracił już matkę, nie mógł pozwolić, by i Hermionę mu odebrał.
Kopniakiem otworzył drzwi i wycelował różdżką w stojącego nad dziewczyną ojca.
Starał się nie patrzeć na jej poturbowane ciało, nie chciał by cokolwiek rozproszyło jego uwagę. W końcu, raz na zawsze, mógł zakończyć sprawę z ojcem.
- Draco. - Lucjusz nie mógł powstrzymać kpiącego uśmiechu. - Wiedziałem, że przyjdziesz po tą nędzną szlamę.
-Nie mów tak o niej! Nie masz prawa!
- Nie? - Uniósł brwi w udawanym zdziwieniu. -  Dobrze wiesz synu, że mam. Jesteśmy arystokracją. Czymże jest życie tej małej mugolki dla nas?
- Nie jestem twoim synem! Nigdy więcej nie mów tak do mnie!
- Przyszedłeś mnie zabić? - Lucjusz wpatrywał się w wymierzoną w niego różdżkę. - No dalej! Na co czekasz? Powiedz to. Rzuć zaklęcie! - Wiedział, że jego syn się zawahał i korzystając z okazji, szybko uniósł swoją różdżkę wypowiadając dwa słowa. - Avada Kedavra!
Draco zdążył odsunąć się w bok, zaklęcie ominęło go. Nie mógł uwierzyć, że jego własny ojciec chciał go zabić. Teraz już wiedział co ma zrobić. Unosząc szybko różdżkę powtórzył zaklęcie rzucone przed chwilą przez ojca.
Trafił. Lucjusz ostatni raz spojrzał na syna i osunął się na brudną podłogę.
W dwóch krokach znalazł się tuż obok zakrwawionego ciała Hermiony. Nie mógł znieść widoku jej krwi.
 - Draco! Trzeba szybko działać. - Głos McGonagall wyrwał go z otępienia. - Jej rany są bardzo głębokie. Natychmiast musimy zanieść ją do szpitala.
Skinął głową i wziął jej kruche, połamane ciało w ramiona. McGonagall teleportowała ich prosto do skrzydła szpitalnego. Położył ją ostrożnie na jednym z wolnych łóżek i przyklęknął obok niej chwytając za rękę.


Jeszcze tylko jeden rozdział! Trzymajcie się ciepło i oczekujcie zakończenia! Pozdrawiam :*

And it's time we saw a miracle // DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz