Rozdział XIV

2.5K 99 0
                                    

      Kolejne dni mijały mu bardzo powoli. Z niechęcią odstępował od łóżka Hermiony, by iść na lekcje. Gdy tylko się kończyły od razu biegł do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey przywykła już do jego stałej obecności przy łóżku dziewczyny. Jadał tu posiłki i odrabiał lekcje. Kilka razy zasnął na łóżku obok niej.
     Hermiona była w bardzo ciężkim stanie. Jej rany nie chciały się goić. Wszystko trwało tak cholernie powoli, co doprowadzało go do szału. Nie raz wydzierał się na personel szpitala, by coś przyspieszyli, oni jednak tylko smętnie kiwali głową i zostawiali go samego.
     Nieubłaganie nadchodził dzień, w którym wraz z McGonagall miał jechać do ministerstwa na przesłuchanie w sprawie śmierci swojego ojca. Miał wytłumaczyć szczegółowo dlaczego zabił własnego ojca. Nie chciał tam jechać, bał się, że Hermiona w tym czasie się obudzi, a jego przy niej nie będzie.

***

     Gdy otworzyła oczy światło wlewające się przez okna zamroczyło ją. Zamrugała kilkakrotnie, a gdy w końcu szeroko otworzyła oczy od razu zorientowała się gdzie jest. Skrzydło szpitalne. Z oszołamiającą mocą dotarło do niej dlaczego się tu znajduje. Usiadła gwałtownie. O dziwo nic ją nie bolało. Tylko czuła lekki dyskomfort, jakby obudziła się z bardzo długiego snu.
 - Draco? - Wyszeptała, gdy zza parawanu ktoś na nią spojrzał.
 - Nie ma go tu dziecko. - Podeszła do niej jedna ze szkolnych pielęgniarek. - Na szczęście. Nawet nie wiesz ile przysparzał nam kłopotów.
 - Gdzie on jest? - Jej głos był mocno zachrypnięty i bardzo chciało jej się pić.
 -Wyjechał, moje dziecko. - Pielęgniarka podała jej szklankę wody, którą dziewczyna wypiła duszkiem.
- Gdzie wyjechał? Muszę się z nim zobaczyć. - Zaczęła wstawać z łóżka, jednak pielęgniarka szybko ją powstrzymała.
- Na razie jedyne co musisz, to odpoczywać. Doznałaś wielu ran. Miałaś złamaną nogę. - Pielęgniarka lekko się skrzywiła. - Ale teraz już jest wszystko dobrze. Wybudziliśmy cię bo rany się zagoiły, a kość zrosła. Praktycznie jesteś zdrowa,ale na pewno bardzo osłabiona.
 - Kiedy będę mogła stąd wyjść? - Niecierpliwiła się. Tyle rzeczy chciała powiedzieć Malfoyowi, a  on sobie wyjechał.
- O tym zadecyduje lekarz. Powinien niedługo tu być. Na  razie odpoczywaj i nie waż mi się nigdzie wstawać. - Powiedziała odchodząc.
Lekarz faktycznie przyszedł w ciągu  godziny. Zbadał ją i stwierdził,, że już nic jej nie dolega.
Jeszcze tego samego dnia była w swoim pokoju. Wzięła długi prysznic i zabrała się za naukę. Jak się zdążyła zorientować egzaminy miały zacząć się jutro. Nie mogła uwierzyć, że tyle przegapiła. Musiała jak najprędzej powtórzyć materiał.

***

      Egzaminy nie były dla Hermiony trudne. Najtrudniejszym okazał się być czas, który samotnie spędzała patrolując szkołę.Dowiedziała się od profesorów, że Draco wraz z McGonagall wyruszyli na rozmowy do Ministerstwa Magii. Wiedziała co było ich powodem. Draco zabił ojca, by uratować ją z jego rąk. Współczuła mu tego co musiał zrobić. Lucjusz był okropnym człowiekiem, ale mimo wszystko nadal był jego ojcem. Tak bardzo chciała z nim porozmawiać, pocieszyć go, a przede wszystkim w końcu postanowiła wyznać mu, co do niego czuje. Nie mogła sobie wybaczyć. Przecież mogła  zginąć, zostawiłaby go, a on nie znałby prawdy. Musiała mu to powiedzieć. Nawet jeśli oznaczało to, że straci go na zawsze. Nie dbała już o to co on powie. Po prostu chciała, by o tym wiedział.

***

   Nadszedł dzień balu, a Draco nadal nie wracał. Podobno pojawiły się pewne komplikacje, które uniemożliwiały mu powrót do szkoły.
     Hermiona obejrzała  się w lustrze. Stała w czerwonej sukience z odkrytymi plecami. Po jej ranach na szczęście nie było już śladu, tak samo jak po złamanej nodze. Dzięki temu mogła wsunąć na stopy srebrne szpilki. Upięła włosy w luźny kok, tak by kilka loków opadało jej na twarz. Nie pomalowała się. Nie miała dla kogo.
      Wchodząc do Wielkiej Sali od razu spostrzegła stojącą nieopodal profesor McGonagall. Skoro ona wróciła to i Draco powinien.
Wyciągnęła szyje, by dokładniej rozejrzeć się po sali. Niestety nigdzie nie mogła dostrzec blond czupryny. Gdy już zrezygnowała z poszukiwań usłyszała tak znajomy głos za plecami.
 - To mnie szukasz Granger? - Ten głos mógł należeć tylko do jednej osoby. Odwróciła się gwałtownie ślizgając w wysokich szpilkach na marmurowej posadzce. Mocne ręce chwyciły ją w talii niepozwalając  upaść.
 - Wiecznie się przewracasz. Mogłabyś już dać sobie spokój. - Uśmiechnął się promiennie. Nie zważając na jego uwagę zarzuciła mu ręce na szyję i mocno przytuliła.
- Och Draco! Wróciłeś! - Mając go w ramionach czuła jak wszystko wraca na właściwe miejsce.
- Zawsze wracam. - Zaśmiał się wdychając jej świeży zapach. - I nigdzie się już nie wybieram. - Jakby na potwierdzenie swoich słów, mocniej objął ją w talii.
 - Draco. Tyle mam ci do powiedzenia! Tyle pytań! Dlaczego tak długo cię nie było?Co się stało w  ministerstwie? Jak oni mogli tyle cię tam trzymać , wiedząc przez co musiałeś przejść.
- Spokojnie. - Odsunął ja trochę od siebie. - Jeszcze będzie dużo czasu na zadawanie pytań. Teraz czas na taniec. - Skłonił się lekko wyciągając do niej rękę. - Czy pozwolisz, abym ci towarzyszył? - Nie mogla uwierzyć, że stał przed nią cały i zdrowy i prosił ją do tańca.
   Draco był dobrym tancerzem. Sunęli lekko po parkiecie,a obok nich wirowało w tańcu mnóstwo par. Przetańczyli kilka piosenek, cały czas się obejmując. Jakby bali się odsunąć od siebie.
    Po jednej z wolnych piosenek Draco wyprowadził ją z sali na chłodne powietrze chylącego się ku końcowi dnia.
- Muszę ci coś powiedzieć. - Zaczęli w tym samym momencie, co wywołało napad nerwowego śmiechu, gdy się uspokoili  usiedli na ławce.
- Mów pierwszy. - Hermiona ubiegła go. Była ciekawa co też Draco miał jej do powiedzenia.
- Nie wiem od czego zacząć. - Zawahał się spuszczając wzrok. - Tamtego dnia, gdy mój ojciec ci to zrobił... - Zacisnął szczękę w zdenerwowaniu. Hermiona poklepała go pocieszająco po kolanie. Draco znów na nią spojrzał kontynuując. - Nawet nie wiesz jak ciężko mi o tym mówić. jest mi tak cholernie wstyd z to co mój ojciec ci zrobił.
- To nie była twoja wina. - Przerwała mu szybko domyślając się do czego zmierzał. Nie chciała jego przeprosin, była mu wdzięczna, że pojawił się wtedy i ją uratował. - To wina Lucjusza, ty nie miałeś z tym nic wspólnego.
Chłopak uniósł dłoń i położył ją na policzku gryfonki.
- Myślałem, że nie dam rady. Nie chciałem go zabijać, ale on nie dał mi wyboru... Kiedy zobaczyłem jak leżysz cała zakrwawiona myślałem, że cię stracę. Tak bardzo się wtedy bałem. Myślałem, że ojciec znów odebrał mi kogoś kogo kocham... - Te słowa w spowolnionym tempie dotarły do Hermiony. Nie mogła uwierzyć, że Draco to powiedział. Kochał ją, a ona kochała jego. Jej serce na chwilę zamarło, by już po chwili  ruszyć w galopie.
- Powiedz coś... - Draco spuścił głowę pewien odrzucenia.
- Draco ja... - Nie wiedząc co powiedzieć po prostu przyciągnęła go i pocałowała. Ten pocałunek by zupełnie inny niż wszystkie do tej pory. Całował ją delikatnie,  z namaszczeniem. Celebrując każdą sekundę ich bliskości. Gdy pocałunek dobiegł końca Hermiona, już bez strachu, wypowiedziała słowa, których wcześniej tak się obawiała.
- Ja też cię kocham Draco...


Pamiętajcie o epilogu     -------->

And it's time we saw a miracle // DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz