Czerwony smok : Rozdział 1

299 11 6
                                    


         Kobieca postać przemierzała piaszczystą ścieżkę, prowadzącą do pobliskiego miasta. Miała zjawić się tam po raz pierwszy. Nie wiedziała zatem, co ją tam spotka. Nie miała, krewnych ani przyjaciół, którzy mogliby jej tam oczekiwać. Co ją więc tu sprowadzało? Silne przeczucie, święcie ją przekonujące, że znajdzie w tym miejscu odpowiedzi na swe pytania. Ponieważ nie posiadała żadnej mapy, która wskazałaby drogę do rozwiązania jej problemu, pozostała tylko jej intuicja. Przechodziła obok mrocznego lasu, który o tej porze roku, był wyjątkowo zielony. Wtem usłyszała nadjeżdżający wóz, ciągnięty przez parę siwych mułów. Starszy człowiek, powożący wozem pełnym siana, zatrzymał się na widok nieznajomej. Ponieważ nie często widywał pieszych przybyszów, przyjrzał się jej uważnie. Blondynka spoglądała na niego z dołu. Miała na sobie czerwoną suknię, z szerokimi rękawami, zakrywającymi dłonie. To, co najbardziej przyciągnęło uwagę starszego mężczyzny to wielka skórzana torba, która była ledwie dopięta. "Czemu wędruje sama". Jedyni obcy, którzy wędrowali tędy samotnie, byli włóczędzy i samotni łowcy. Ci ostatni, często posiadali konie.

–A czemu to taka młoda kobieta wędruję sama? – Zastanawiał się, czy nie jechała wozem z innymi ludźmi i czy nie skradziono go, a innych zabito, ale nie widział u niej niczego, co mogło to sugerować. Nie mogłaby uciekać przed rabusiami, jeśli ta torba faktycznie jest tak ciężka, jak wypchana.

–Koń mojego woźnicy padł po drodze. Nie mógł jechać dalej. Dlatego idę sama-Odpowiedziała lekko chrypliwym głosem, po długim czasie wędrówki w ciszy.

– I pozwolił, tak samej!? Co za nieodpowiedzialny człowiek! – Z oburzenia, aż uniósł gęste brwi. O tej porze dnia, droga była w miarę bezpieczna, ale aż strach pomyśleć co by się stało z dziewczyną, gdyby wędrowała sama o zmierzchu.

– Nie chciał iść ze mną, więc poszłam sama. Bardzo mi spieszno do miasta i nie mogłam zawrócić-wzruszyła ramionami. Na ten ruch, muły drgnęły niespokojnie. Ich oczy były rozbiegane, ale starzec nie mógł tego widzieć.

– Jeszcze spory kawałek do miasta, proszę wsiadać! - Zdecydował się na uprzejmy gest. Kobieta nie wyglądała na arystokratkę, nikt by takiej nie pozwolił iść samej. Za nic też, w świecie nie przypominała chłopki. Jej suknia, z nieokreślonego materiału, miała na sobie zbyt żywy kolor, z drugiej strony, dziewczyna miała tak potargane włosy, których nie widział u żadnej wysoko urodzonej osoby, nawet wietrzną jesienią. Chociaż tak naprawdę niewiele ich widział. Jej torba była zrobiona, z solidnej końskiej skóry. Umiał to rozpoznać, widywał takie u zamożnych podróżników. Liczył więc na to, że odwdzięczy mu się, za podwózkę.

– Dziękuję! Myślałam, że dobrych ludzi nie ma! – Uśmiechnęła się szeroko, na co muły zadrżały, niespokojnie, woźnica szybko kazał się im uspokoić. Wsiadła na tył wozu i bez przeszkód, usiadła na sianie.

–Są, tylko skurwersynów lepiej widać! – Podrapał się w miejscu, gdzie kiedyś odcięto mu kawałek lewego ucha — Tak właściwie, po co tu pani przybywa? – był przekonany, że musi to być coś ważnego. Pogonił muły, by jechały dalej. Te popędziły pospiesznym krokiem, szybszym niż wcześniej.

- Sprawy osobiste, można powiedzieć, że nie jestem zbyt mile widziana, w swoich stronach — niecierpliwie spoglądała w stronę miasta zwanego Ostią.

– A co to za strony? Wojna jakaś, a może problem z rodziną? – Zaciekawiony co ona ma do powiedzenia, postanowił powypytywać, nieznajomą.

–Można by rzec, że to drugie. To bardziej skomplikowane — Miała rację, prosty człowiek nie byłby w stanie pojąć tego problemu.

– Być może. Jestem, zwykłym woźnicą, wożę różne rzeczy, ale sprawy spoza tych stron są mi obce. Chyba się jeszcze nie przedstawiłem, Werch Woźnik — Poprawił swój słomkowy kapelusz, słońce przygrzewało coraz mocniej, jak na złość prosto w oczy poczciwego Wercha.

Czerwony smokWhere stories live. Discover now