Czerwony smok:Rozdział 2

98 5 3
                                    

 Czuła że obudziła się za wcześnie. Leniwie przewróciła się na lewy bok, a następnie przeciągnęła się cała. Bardzo jasne światło, wpadające przez okno nie pozwoliło jej ponownie zmrużyć oczu. Niechętnie podźwignęła się z podłogi, czując wszystkie obolałe mięśnie. Zerknęła na swoje odbicie w tafli wody, która była w wiaderku obok łóżka. Skrzywiła się na widok wyglądu do którego nie przywykły inne ludzkie oczy. Po paru chwilach, zadowolona ponownie przyjrzała się sobie, wyglądając tak jak ją postrzegali mieszkańcy miasta. Zdecydowanie wolała mniej znane przez ludzi oblicze. Chwyciła swoją wielką skórzaną torbę z podłogi i zarzuciła na ramię. Następnie mocno pociągnęła za klamkę od drzwi i zbiegła na dół. Wyczuła silny zapach drewna, sosnowego, dębowego i buku, jeszcze kiedy schodziła po schodach. Dared siedział w warsztacie i strugał kawałek tego materiału jakby nigdy nic. Był pochłonięty tym na tyle mocno, że nie zauważył kiedy do pomieszczenia weszła Andegora, która stanęła nad nim badawczo przyglądając się jego poczynaniom.

 - I ludzie za takie coś płacą? - Próbowała rozpoznać jaki przedmiot powstaje w dłoniach starca.

- Oczywiście, nie rozumiem twojego pytania. Za moje wyroby zawsze się płaci! - Drgną lekko kiedy poczuł że stoi tuż za nim.

- Chodzi mi o to że, czy ludzie naprawdę chcą wieszać przerobione drewno na ścianie? Albo na ziemi - Miała w sobie dziecinną ciekawość.

- Zadajesz absurdalne pytania! Czemu by nie mieli ich mieć! Na tym polega moja praca by mieli! Na tym polega docenianie pięknych przedmiotów. Tu nie ma czego nie rozumieć, dziewczyno! - Był poirytowany tym że zakrada się do niego z samego rana i zadaje dziwne pytania. Nie mógł jej jeszcze wygonić, ale jeśli będzie tak go straszyć i przepytywać na pewno zakaże jej przechodzić przez warsztat, nawet gdy będzie pusty.

- Już w porządku! Tylko pytam.

    Miasto o poranku nie tętniło za specjalnie życiem. Budziło się dopiero, dlatego na ulicy nie można było spotkać zbyt wielu ludzi. Nie przeszkadzało to niedawno przybyłej, która zwiedzała ulice miasta tego poranka. Przeklęty głód nie pozwalał skupić się w pełni na podziwianiu miasta. Niewiele brakowało a Dared sam osobiście wypędził ją z tymczasowego domu. Nie miała czasu by zobaczyć czy może zjeść coś z kuchni. Nie mogła też liczyć na porządne śniadanie w karczmie. Mały stragan na początku ulicy, który pojawił się tu jako pierwszy wyglądał zachęcająco.

Były na nim owoce, warzywa, i jajka. Nie mając wielkiego wyboru podeszła do uśmiechającej się grubszej kobiety przy straganie. Kupiła od niej jabłka i jajka. Postanowiła że nie będzie nawet dotykać nieznanego jej ziela. Zjadła to wszystko w mgnieniu oka. Mimo że ciągle czuła się głodna, to musiało wystarczyć, puki nie będzie chciała wyjść z miasta . 

Po tym jakże skromnym posiłku zamierzała poznać lepiej miasto. Niespodziewanie jej uwagę zwróciły gwałtowne i szybkie kroki, wściekłej kobiety która wybiegła z jednego z pobliskich budynków. Złość na jej twarzy dodawała lat, mimo że była młoda. Dwie inne kobiety za nią wyglądały na służki. Tuż za nimi pojawił się elegancko ubrany człowiek, noszący rzadko spotykane szkła, rzekomo leczące wady wzroku. Andegora dostrzegła blask jego oczu które nie należały do uczciwej osoby. Próbował zatrzymać zdenerwowaną panią dwóch służek. Będąc przypadkowym świadkiem, zielonooka przyglądała im się spokojnie, z bezpiecznej odległości.


Czarnowłosa kobieta, zatrzymała się przed mężczyzną by dać mu ostatnią szansę, powiedzenia czegoś nim, wściekła opuści to miejsce. Obserwatorka nie usłyszała tego co powiedział mężczyzna, ale wiedziała że musiało to rozwścieczyć kobietę która wybuchła i zaczęła wrzeszczeć we łzach na człowieka, który wyglądał na urzędnika.

Czerwony smokWhere stories live. Discover now