Czerwony smok-Rozdział 7

67 4 0
                                    

 I tak oto wstało słońce, rozpoczynając nowy dzień. Dzień, który był oderwaniem od monotonii zwykłych mieszkańców miasta Ostii i okolic. Pozwalającym uwolnić się od codziennej rutyny i ciężkiej pracy. Dziś nikt nie pracował, nikt się nie martwił. Mężczyźni toczyli beczki z winem, kobiety chodziły z jedzeniem wystrojone w jasne suknie z długimi koralami na szyi. Artyści znikli z ulic, rozpływając się bez śladu, ustępując miejsca scenie i kolorowym dekoracjom. A wesołe dzieci nosiły kukły i odgrywały sceny z mitów i legend tej krainy. Tak oto mieszkańcy szykowali się do obchodzenia ostatnich dni lata, by pożegnać złotych Bogów. Nikt nie wydawał się narzekać, wszyscy wyglądali na uradowanych. Tak oto mieszkańcy szykowali się do święta obchodzonego hucznie przez trzy dni. Nawet złotowłosy nie był zmartwiony mimo tego, co spotkało go cztery dni temu. Nie martwił się przeszłością, przyszłością czy tym, co krążyło mu do niedawna z tyłu głowy. Pomimo czucia pustki z braku jednej jedynej myśli na temat pewnej istoty. Zachowywał się jakby nic nadzwyczajnego go, nie spotkało. W głębi duszy wiedział, że to złudne uczucie. Że gdy tylko ją zobaczy znowu, ogarnie go strach. Gdyby tylko mógł nawet teraz, wykrzyczałby wszystkim prawdę, ale przysięga zmuszało go do milczenia. Jedyne co mógł teraz to zachować spokój i czekać na obrót spraw. 


Nawet wielmożny hrabia Edward tak jak każdy brał udział w wielkim święcie. W związku z tym wszyscy służący mieli wolne. Jedyny dzień w roku, kiedy można było zapomnieć o wszelkich smutkach i skupić się na obecnej chwili. Stary Dared zamkną swój warsztat i zmusił swoją pomarszczoną twarz do uśmiechu. Całego wydarzenie nie rozumiała tylko jedna istota. Nie wiedziała czemu ludzie zwykle skupieni tylko i wyłącznie na swoich sprawach nagle rzucili wszystko i chodzili uradowani. Nie rozumiała, po co rozwieszają ozdoby, czemu dorośli dają więcej swobody swoim młodym niż na co dzień. Nie wiedziała czemu posępny Dared się uśmiecha „Skąd tyle w nich radości?" Pytała w myślach. Jak oni nagle zmienili swoje nastawienie? Siedziała samotnie na schodach swojego tymczasowego mieszkania, ubrana w zwykłą lianą suknię. Ludzie spoglądający na nią byli, zmieszani widząc jej wygląd. Z początku obawiała się, że mogła nie ukryć swoich smoczych cech. Po dokładnym obejrzeniu siebie nic takiego nie spostrzegła.



Leonard pomagał rozwieszać dekoracje, kiedy z zajęcia i dobrego nastroju wyrwało go uczucie palące szyję. Wpierw złapał się za nią. Nie czuł gorąca, paliło go od środka. Wyczuwając, że nie jest sam powoli odwrócił się, spoglądając na wierzę ratusza. Zegar wybijał dokładnie dwunastą, gdy pod nią stała ona. Miała założone ręce i spoglądała prosto na niego. Czuł, że ma do niego sprawę. Na jej widok wszystkie wspomnienia związane z ostatnimi wydarzeniami wróciły. Pobladł, a Andegora nadal tam stała, nieważne ile razy mrugną oczami. wmawiając sobie, że to sen, a może koszmar. Czuł, że powinien do niej podejść. Miał nadzieję, że odpowie mu na jego pytania. Oderwał się więc od swojego zajęcia i podszedł do niej, niepewnym krokiem mając nadzieję, że nikt nie zauważy jego niepokoju. Nie chciał wciągać kogokolwiek w tę sprawę kto mógł tego nie zrozumieć. Gdy się zbliżał zielonooka, uśmiechnęła się lekko, ale co w jej wypadku oznaczał ten uśmiech? Nie wiedział. Zostawił dekorację, by z nią porozmawiać.

- Nareszcie cię znalazłam! – zawołała. Doradca spodziewał się, że miała dla niego ważną sprawę. Po co inaczej starała się go szukać?

- Po co tu przyszłaś? I dlaczego szyja mnie pali? – pytał zaniepokojony. Czuł, że żar powoli gaśnie. Nie przywykł jeszcze do tego.

- Cóż nie sądziłam, że będzie ci to przeszkadzać. Oznacza, że cię szukam. Jedno z efektów zaklęcia, jakie na ciebie założyła- wskazała na szyję jakby, znajdował się tam jakiś punkt, który tylko ona widziała.


- Co mi zrobiłaś?! – Nie był zadowolony z tego, co go spotkało. Tymbardziej, że nie wiedział co się z nim dokładnie działo, gdy stracił przytomność. Pamiętał jedynie, że znalazł się półświadomy pod drzwiami swojego domu. Czy odprawiała czary nad nim, gdy stracił świadomość wraz z tym dziwacznym stworem? Nie wiedział.

- Sam złożyłeś przysięgę, zgadzając się na konsekwencję, związane z nią – Na każdym kroku przypominała mu o ostatnich wydarzeniach.

- A jaki miałem wybór? – W każdej innej rzeczywistości wybrałby przysięgę. Za wszelką cenę chciał uniknąć przedwczesnej śmierci. Nawet jeśli wiązało się to z klątwą.

- Mogłeś wybrać śmierć. Czyżbyś chciał się wycofać? – Spojrzała mu prosto w oczy. Czuł, że byłaby zdolna zabić go nawet tej chwili i w tym miejscu. Co jej zależy na życiu kolejnego człowieka?

- Czego chcesz? – Postanowił od razu przejść do rzeczy. Chciał mieć to już za sobą.

- Mam wiele pytań. Przede wszystkim co to wszystko ma znaczyć? - rozwarła szeroko ramiona, chcąc nimi objąć całe miasto.


- Chodzi ci o święto? Świętujemy odejście Złotych Bogów, czyli koniec lata-Leonard SIĘzdziwił . Uświadomił sobie, że przecież obiecał jej pomóc oswoić się jej z ludzkim światem.

- Panowie Słońca? O nich mówisz? Czcicie ich? – Wyraźnie się zdziwiła.

- Tak ich nazywacie? Nie słyszałem jeszcze by ktokolwiek ich tak, nazywał-Na chwilę zapomniał o wewnętrznym niepokoju. Zaciekawiło go to, co powiedziała.

- To stara nazwa, tylko istoty stare jak my jeszcze ją pamiętają- Wzruszyła ramionami. Leonard nie był pewien co rozumieć przez znaczenie słowa „my". Smoki? Wszystkie istoty magiczne?

Znalazł w pobliżu stołek, na którym usiadł. Był zaciekawiony tym, co „Potwór" ma do powiedzenia.

- A jak nazywacie pozostałych Bogów? – spytał wyraźnie zaintrygowany.

- Powracająca Bogini, Panowie Słońca lata, trzech Wędrowców jesieni. I cztery duchy zimy. Co ma to jednak do rzeczy?! - odpowiedziała szybko. Nie chciała o tym dzisiaj mówić.

- Po prostu mnie to ciekawi-wpatrywał się w nią jak dziecko. Ciekawość zawsze górowała u niego nad strachem.

- To ty masz odpowiadać na moje pytania! Powiedz mi więc to, co wiesz o tym waszym święcie! Ten wasz zbiorowy ludzki entuzjazm mnie przeraża-Do tej pory niedane było jej się spotkać z takim zachowaniem u tego gatunku. Nie przywykła do ludzkiego spokoju i radości.


- Dziś jest dzień, w którym Złoci bogowie odchodzą i aby ich godnie pożegnać, obchodzimy dzień odejścia lata jak co roku. Ludzie tu wierzą, że gdy się godnie ich pożegna, to niczego nie zabraknie jesienią. Dlatego urządzamy wielki festyn trwający trzy dni. Jeden dzień dla Solema, drugi dla Aesta, a trzeci, by przywitać jesiennych jeźdźców.

- Jesteście naprawdę naiwni, jeśli sądzicie, że to zwróci uwagę Bogów – Prychnęła smoczyca.

- Jak rozumiem, nie czcicie Bogów? – Sam sądził, że obchodzenie świąt na cześć Bogów nie wiele zmienia. Lubił jednak te tradycje. , Z jakich powodów nie potrafił wyjaśnić, robił się wtedy spokojniejszy. Wiązał też z tym świętem wiele przyjemnych wspomnień z czasów, kiedy jego rodzina jeszcze żyła.

- My nie musimy im udowadniać wierności. Zrobiliśmy i tak wiele dla nich w trakcie Nocy Cha.. – Nie skończyła rozpoczętego zdania, gdy przed nimi pojawiła się Lady Kadii ubrana w jasnoróżową suknię oplecioną złotą wstęgą. Leonard natychmiast wstał, smoczyca spojrzała na nią, uśmiechając się niepewnie. Nie lubiła się przed kimś kłaniać.

- Lady, miło nam cię widzieć! – Leonard opuścił głową, na wznak szacunku.

Blond włosa nie powtórzyła tego gestu. Po zachowaniu swego przewodnika domyśliła się, że kobieta, którą wcześniej poznała, że ona musi być kimś, stojącym wyżej w ludzkiej hierarchii.

- Mi też miło cię widzieć i ciebie też Andegoro. Nie przygotowujesz się do święta? Gdzie twoja suknia?- Wysoka kobieta spojrzała na lianą suknię, która nie jak dorównywała ubraniu Lady.

- Ja... - Nie wiedziała co odpowiedzieć, nikt wcześniej nie krytykował jej wyglądu w ten sposób.

- Andegora jest tu od niedawna i nie zna naszych zwyczajów. Może ty ją wprowadzisz w nasze tradycje Lady? – Szarooki przerwał milczenie swojej jak się wydawało Lady Kadii, towarzyszki.

- Doprawdy? W takim razie musisz iść ze mną! Mamy nie wiele czasu a ty jeszcze musisz się odpowiednio ubrać – Służące, które przyglądały się z boku natychmiast podeszły do blondwłosej.

- Nie ma takiej potrzeby! – Zaprotestowała, nie wiedząc jak, powinna się, zachować w takiej sytuacji. Nie chciała iść z tą kobietą. Ledwo ją znała. „Czemu ci, których przynajmniej raz ocaliłam, muszą za mną podążać?" Spytała siebie w myślach. Czasami żałowała, że okazuje tyle wrażliwości na inne istoty.

- Owszem jest. W ten dzień każdy musi obchodzić to święto! Nie możesz więc odmówić, chyba że chcesz mnie obrazić. Proszę cię, chodź więc ze mną i, pozwól mi się odwdzięczyć za to, co dla mnie, zrobiłaś. – Kobieta wydawała się inna dla Ignis niż na początku. Czuła od niej pewność siebie i gotowość podołania każdemu zadaniu. Ciężko było komuś takiemu odmówić.

- W takim razie muszę się zgodzić-Tym razem to ona nie chciała negocjować z człowiekiem. Powlókłszy się za Lady Kadii rzuciła groźne spojrzenie Leonardowi, który złapał się za szyję w odruchu, myśląc, że znowu rzuci jakieś zaklęcie. Gdy odeszła poczuł ogromną ulgę, że ma ją z głowy na tę część dnia.

I tak cztery kobiece postacie wędrowały na tle miasta, przemieszczając się między wielokolorowymi budynkami. Jedna z nich szła tuż obok prowadzącej, mimo że miała ochotę się wycofać na tył, nie mogła okazać tego, że chce się schować.  

Czerwony smokحيث تعيش القصص. اكتشف الآن