Rozdział 8

58 2 0
                                    



    Dziwaczny stwór spadł, wrzeszcząc na drewnianą podłogę i wymachując kończynami z całych sił. Gdy odzyskał równowagę natychmiast, schował się pod niewielkim stolikiem gdzie, było ciemno i gdzie ciężko było dostać się dorosłemu człowiekowi. Dopiero po chwili rozejrzał się po pomieszczeniu, zwalniając oddech. Światło wpadające do pokoju za okien wskazywało, że jest jeszcze ranek, to też bez problemu mógł rozpoznać wszystkie rzeczy w pomieszczeniu. Jako pierwsze skupienie dotarło do jego nosa. Czuł zapach różnych rzeczy, dymu, ziół, książek, i jeszcze parę innych substancji, których jego prosty no nie był w stanie jednoznacznie określić. Wyczuł też człowieka, który patrzył teraz prosto na niego z wyraźnym zainteresowaniem. Był to ten sam blondyn, któremu sprzed paru dni zabrał wspomnienia. „Czyżby chciał je odzyskać?" - Pomyślał. Z całą pewnością nie miał zamiaru mu ich oddawać. Warczenie nic nie dało, kiedy człowiek wystawił rękę zabezpieczoną skórzaną rękawicą. Złapała ona Owinnika mocno i przytrzymała, gdy druga była zajęta związywaniem stwora. Po chwili obie kończyny oddaliły się a ich właściciel, staną naprzeciw pomniejszego demona ze zdegustowaną miną.



- Wiem czym ty, jesteś. Nie musisz przy mnie zachowywać się jak zwierzę – rzekł, odsuwając się nieco, jakby w to wątpił.

- Grr... Mówisz poważnie? Myślisz, że taki człowieczek jak ty dowie się ode mnie czegoś!? Jesteś śmieszny!!! – Stwór roześmiał się głośno.

- Jesteś dość wygadany jak na istotę, usługującą zwykle ludziom. Tak w ogóle Owinnik wykonujący rozkazy smoka, nietypowe... - Leonard się zamyślił. Nigdy nie słyszał o takim przypadku. Istoty pokroju tego stwora często usługiwały ludziom, ale nie magicznym istotom.

- Nie twoja sprawa komu usługuję! Wypuść mnie inaczej Ognista Pani, przyjdzie tu i spali tę budę razem z tobą! – Stwór naprawdę obawiał się gniewu smoczcy.

- Wątpię by teraz, zaprzątała sobie tobą głowę. Zaczniesz mówić po dobroci czy mam cię do tego zmusić?!- Leoanrd zaczął grzebać za czymś w szufladzie.

- A szlag by cię! Nic ci nie powiem! Mam obietnicę to będę milczeć! – Owinnik chcąc się uwolnić panicznie, wiercił się na krześle.

Szarooki postawił na nie wielkim stoliku naprzeciw istoty wielkie wiadro wody, do którego rzucił jakiś srebrny przedmiot, po czym się uśmiechną.

- Słyszałem, że potraficie się zmienić w koty. A prości ludzie wierzą, że koty boją się wody. Chciałbym się dowiedzieć dlaczego – Blondyn niebezpiecznie zbliżał się z wiaderkiem do Owinnika.

- To...to z tymi kotami...to mitt...zabobon! Cholera zabierz to ode mnie! – Wydawało się, że uwięziony zaraz przewróci się z krzesłem, bo trząsł się jakby, miał dostać napadu drgawek.

- A może to nie koty boją się wody tylko wy! Tylko dlaczego? Odpowiesz mi, czy sam się mam przekonać!?

- Jak to na mnie wylejesz, usmażysz mnie! Wiem co ty tam, wrzuciłeś to srebro tak! Bo najlepiej jakbym cierpiał podwójnie! Wszyscy ludzie są tacy sami! Pieprzeni sadyści! – Jego sierść nagle zjeżyła się ze strachu.

- Będziesz gadać?- Porywacz nagle cofną się z wiaderkiem, jedna z kropel wody zdążyła spaść na pysk Owinnika zostawiając wypaloną kropkę na skórze, dokładnie na lewym policzku.

- W porządku. Tylko zabierz to draństwo z dala ode mnie- Czuć było, że stwór oddychał lżej i przestał się jeżyć.

 - To może na początek opowiesz mi jakim cudem istota tak prosta, jak ty służy smokowi?- Leonard z pewną ulgą odłożył wiaderko z wodą, wewnątrz którego znajdowała się srebrna moneta. Nie lubił znęcać nad innymi stworzeniami i nie chciał mieć żadnych zwłok u siebie w domu. Nie sądził, jednak że przekona Owinnika samymi słowami więc skorzystał ze starej metody, o której opowiedział mu niegdyś dziadek. Podsuną sobie najbliższe krzesło i usiadł wygodnie przed swoją niedoszłą ofiarą.


- Niech ci będzie. Spodziewałem się, że będziesz chciał odzyskać swoje wspomnienie- Owinnik się zdziwił, że porywacz jeszcze tego nie zażądał.

- Nie jestem głupi. Dobrze wiem co, potraficie. I o ile nie macie problemu z zabieraniem snów i wspomnień tak nie potraficie ich oddawać. Nie mylę się?

- Masz rację. Żywimy nimi swoją magię. Zresztą nawet nie pamiętasz, o czym było to co ci, zabrałem. Nic tak właściwie nie straciłeś. A właściwie dłużej pożyjesz bez tej wiedzy.

Uru sięgną więc do swej pamięci dnia, w którym to zaczęła się jego znajomość z czerwonym smokiem.

Na szarym od dymu niebie wirowały pomarańczowe iskry, tańcząc nad spaloną wioską. Krajobraz wyglądał jak po klęsce żywiołowej. Choć zniszczenia tego wcale nie przyniosła natura, a ludzie. Zabrali oni wszystko, co, miało jakąkolwiek wartość. Jeść po ich przejściu też już nie było czego, psy zabijały się o resztki. Ci, którzy przeżyli, uciekli do lasu. Tymi szczęściarzami z całą pewnością nie była rodzina rolników z obrzeży wioski, która została wybita co do jednego, a jedna z osób skonała pod gruzami domu. Wszystko wydawało się martwe. Poza Owinnikiem siedzącym przed miejscem na, którym kiedyś znajdował ganek z posępną miną. Nie chciał, aby to tego doszło. Był dobrym demonem domowym, pomagał rodzinie, która go karmiła i pozwalała mu mieszkać pod jednym dachem. Uwielbiał bawić się z dziećmi gospodarzy w formie wielkiego czarnego kocura. Czasem zabrał komuś sen lub koszmar albo zabił kurę, mimo iż panował głód. Gdy zapomniano mu, zostawić jedzenie, narobił niemało bałaganu. Z reguły był dobry dla ludzi, którzy okazywali mu szacunek. Dlaczego więc go to spotkało? Czemu źli żołnierze zabili mu rodzinę i spalili dom? Po co zabili mu sąsiadów? Wszystkie inne stwory pouciekały, został sam nie, znając innego życia poza tym przy ludziach. Pozostało tylko czekać aż potępione dusze, zaczną, straszyć w tym miejscu lub ktoś to odbuduje. Kto jednak interesował się małą wioską przy granicy? Każdy, kto ujrzy dym z daleka, ominie ją szerokim łukiem w obawie, że natrafi na maruderów, którzy postanowili się jeszcze tu zabawić. A jednak ktoś postanowił tędy przejść! Oczom Owinnika ukazała się kobieca sylwetka w długiej sukni barwy krwi. Jej złote włosy nie umykały uwadze. Pomniejszy demon, wiedział, jednak że nie jest ona zwykłą kobietą. Już na pierwszy rzut oka wyczuł od niej nietypową dla jej postury aurę magiczną, a jej cień, nie zgadzał się z jej wyglądem. Szła przed siebie, nie zwracając uwagi na pobojowisko, mając przy sobie wielką skórzaną torbę. Nie zawracała sobie głowy makabrycznym widokiem umarłych czy zawalonych domostw. Zupełnie jakby była skupiona na innym świecie. Wydawało się, że minie swojego obserwatora. Tak się jednak nie stało. Zatrzymała się obok Owinnika i spojrzała na niego swoimi nieludzkimi oczami.

- A ty co tutaj robisz? Oni nie wstaną już, wiesz o tym- rzekła, wskazując na zawaloną chałupę pod gruzami, której leżał jeden z właścicieli. Pozostali leżeli gdzieś w pobliżu, martwi. Nie mieli szansy uciec.

Czerwony smokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz