IX

217 17 5
                                    

Spotykaliśmy się z Danielem codziennie. Kilka razy nawet poszliśmy na spacer wraz z moją mamą. Tematów nigdy nam nie brakowało i z dnia na dzień coraz bardziej zżywałam się z chłopakiem. Podziwiałam go przez to, że mimo tylu złych żeczy, które go spotkały, miał w sobie tak dużo dobrego humoru i nadzieji.

Sama coraz częściej myślałam, że los wreszcie wynagradza mi tyle lat w samotności. W końcu mówi się "Nawet po wielkiej burzy zawsze wychodzi słońce".

Chociaż wszystkie sprawy były już załatwione, wyjazd do Las Vegas przesunął się. Trochę z mojej winy (musiałam jeszcze bardzo długo przekonywać mamę, bo miała wątpliwości mimo, iż poznała Platza), trochę przez Mię (nie mogła się zdecydować czy na pewno chce jechać, czy woli zostać i kibicować mi tylko przez telefon), trochę też przez Daniela (stwierdził, że to miasto jest najładniejsze i najbardziej klimatyczne, ze wszystkich które dotąd widział i chciał zostać jeszcze przez kilka dni), ale nic nie można odkaładać przez wieczność.

We wtorek nadszedł dzień wyjazdu. Przyjechała po mnie taksówka, w której siedział Platz. Chłopak wyszedł i zapakował moje walizki do bagażnika. Uścisków w pożegnaniach z Alexem i mamą nie było końca. Prosili, żebym na siebie uważała. Obiecałam, że będę i podjechałam do taksówki. Moja rodzicielka już chciała podbiec i pomóc mi wsiąść, ale perkusista ją uprzedził. Bez słowa, uśmechając się szeroko wzjął mnie na ręce, posadził w aucie i poszedł schować wózek. W duchu cieszyłam się, że jestem lekka. Troszkę zdezorientowana zamknęlam drzwi. Po chwili facet też wsiadł i usiadł koło mnie. Przez szybę pomachałam rodzinie i wyruszyliśmy. Po drodze zachaczyliśmy jeszcze o dom Mii.

Kiedy pierwszy raz poprosiłam członków zespołu, czy mogę wziąść przyjaciółkę ze sobą, nie chceli się zgodzić, ale po wielu namowach wyrazili zgodę.

Dziewczyna wskoczyła do podjazdu i przywitała się z nami.

Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Na parkingu czekał wielki autobus. Przez okno zobaczyłam Dana, Wayna i Bena czekających na nas już w pojeżdzie. Taksówkarz zatrzymał się i Mia od razu poleciała witać się z resztą chłopaków. Zachowywała się, jakby znała ich co najmniej przez kilka lat. W ogóle nie onieśmielała jej ich sława. Dziewczyna zaczęła im coś opowiadać i po chwili wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Daniel wsiadł z auta, otworzył moje drzwi i delikatnie wziął mnie na ręce. Złapałam go za szyję i zapytałam:

- Chyba nie będziesz wiecznie ze sobą nosił? - uśmiechnęłam się.

- Mogę cię ze sobą nosić nawet do końca świata.

Kompletnie mnie zatkało. Do mojej osoby nie docierało, co Daniel właśnie powiedział. "Do końca świata"? Czy to znaczyło, że... Nie to nie było możliwe. Nic nie odpowiedziałam, tylko zastygłam z błogim wyrazem twarzy na jego ramionach. Perkusista powoli wniósł mnie do autobusu, w którym przywitał nas bardzo miły kierowca. Staruszek miał coś koło pięćdziesięciu lat, przyjazną twarz pokrytą zmarszczkami. Posiadał stylowy wąsik i kozią bródkę. Przedstawił się jako Stan. Przywitałam go i spojrzałam w głąb autobusu i zamiast normalnych siedzeń z jednej strony zobaczyłam wielką kanapę, a z drugiej telewizor plazmowy. Dalej znajdowały się dwa fotele i mały stoliczek, a za nim kilka szafek z jedzeniem i piciem. Z moich ust wyrwało się tylko jedno słowo, a mianowicie "woow".

Podróż mijała bardzo przyjemnie. Mia bez przerwy rozśmieszała Bena, Wayna i Dana, a ja siedziałam sobie na fotelu koło Daniela. Popijaliśmy szampana i gawędziliśmy o wszystkim i o niczym. Po kilku godzinach przybyliśmy na miejsce. Zalała nas fala przepięknych neonów. Były wszędzie. Przykleiłam się do szyby. Jak Platz mógł mówić, że moje miasto jest najładniejsze w jakim był, jeśli Las Vegas to takie cudo?

- Pójdziemy pozwiedzać? - zapytałam z błyskiem w oku.

- No jasne! - odrzekł Daniel - tylko może najpierw położymy się chociaż na chwilkę spać? Trochę już puźno.

- Żeczywiście! Już po północy.

Autobus podwiózł nas pod sam dom Platza. Miałyśmy nocować w jego posiadłości wraz z Mią. Budynek był bardzo elegancko urządzony. Dominowała biel, czerń i miętowy kolor. Nowoczesne meble i wiele dodatków nadawały pokojom niepowtarzalnego stylu.

Platz dwie sypialnie oddał mi i mej przyjaciółce, i stwierdził, że on będzie spał na kanapie w salonie. Próbowałam przekonać go, żeby sam zajął swój pokój, ale bardzo się uparł, więc więcej nie naciskałam.

Z samego rana byłam już na nogach. Nie mogłam się doczekać spaceru po Vegas. Całą szóstką poszliśy na The Strip: najpolularniejszą ulicę w tym mieście. Spędziliśmy tam pół dnia na oglądaniu wspaniałych budowli. Oczywiście nie obyło się bez pochodzących do nas fanów zespołu. Po południu wybraliśmy się do kasyna Bellagio. Strasznie elegancki budynek z ogromem automatów do gier, stołów do pokera i innych tego typu żeczy. Bardzo miło spędzało się tam czas.

Kiedy zaszło słońce Platz powiedział, że chce mi coś pokazać. Pojechałam więc za nim. Wyszliśmy z kasyna i przeszliśmy trochę w bok. Moim oczom ukazał się całkiem spory, ale płytki basen z wodą

- Co to? - zapytałam.

- Zobaczysz. Zaraz zacznie się pokaz.

Poczekaliśmy kilka minut i nagle zaczęła grać muzyka, a basen okazał się wielką fontanną. Strugi wody poruszały się w rytm piosenki. Razem z niepowtarzalnymi świetlnymi efektami to był niezapomniany widok.

- Jakie to jest piękne. - westchnęłam cicho.

- Czułem, że ci się spodoba. To moje ulubione miejsce w całym Las Vegas.

-Od dziś moje też. - szepnęłam w zachwycie.

Kiedy pokaz się skończył przyszła pora, by wracać. Po tym dniu marzyłam już tylko o ciepłym łóżku.

Nagrywanie piosenki miało odbyć się już za dwa dni.

~ ~ ~
W mediach zamieszczam Fontannę Bellagio. Polecam oglądnąć 😊😁.
Dziękuję za wszystkie gwiazdki. Jeśli zobaczycie jakiś błąd ortograficzny proszę poprawcie mnie.❤

Lola

Miłość wbrew wszystkiemu. Daniel Platzman.Where stories live. Discover now