Rozdział 1

1.1K 92 179
                                    

         Zima tego roku była wyjątkowo łagodna

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

         Zima tego roku była wyjątkowo łagodna. Styczniowy poranek — chłodny, ponury i deszczowy — bardziej przypominał jesienny zmrok. Wiatr przerzucał bure, błyszczące od rosy kłęby liści, które zdążyły już zbutwieć i stracić pokrzepiające ciepłe barwy. Wszystko wokół było szare i przygnębiające i dokładnie odzwierciedlało nastrój, w jakim znajdowała się Słowik. Siedziała na ławce w pałacowym, a raczej sanatoryjnym parku, ponieważ ocalały w wojnie, położony na uboczu pałacyk zamieniono na szpital i ośrodek rekonwalescencji dla żołnierzy Nowej Wojny.

       Dziewczyna błądziła wzrokiem po żwirowych alejkach, powykręcanych i pozbawionych liści drzewach, omszałych głazach i korzeniach, próbując sobie wyobrazić, jak park mógł wyglądać, gdy ktoś o niego dbał. Jak wyglądał świat, gdy wypełniały go zasady i ludzie, gdy panował na nim porządek — zanim wojna wywróciła wszystko do góry nogami.

       W koronach olbrzymich dębów kotłowały się stada wróbli, świergoląc i trzepocząc skrzydłami. Słowik pomyślała, że pogoda działa na korzyść stworzeń, które każdego dnia walczą o pożywienie. Ziemia stała się miejscem nieprzyjaznym, opanowanym przez głód, w którym ludzie i zwierzęta pragnęli jedynie przeżyć.

      W całej historii ludzkości nie było takiej wojny. Nie tylko dlatego, że objęła swym zasięgiem całą planetę, ale także dlatego, że po raz pierwszy ludzie nie walczyli ze sobą — zjednoczeni w obliczu nowego wroga. Słowik wiedziała, że to wcale nie było takie proste, a ludzie tak zgodni i połączeni, jak wymagałyby tego okoliczności.

       — Proszę pani!

        Tyle razy ich prosiła, by tak się do niej nie zwracali, ten oficjalny i cywilny tytuł powodował, że czuła się jeszcze bardziej wyobcowana. Nie mogła odnaleźć się w tym miejscu, wiedząc, że marnotrawi czas, który powinna wykorzystać gdzie indziej. Jednak to rozkaz dowództwa usadził ją w odosobnieniu na sześć tygodni, bez żadnych wieści i kontaktu z oddziałem. Tam za ogrodzeniem szpitala trwała wojna, a Słowik nie potrafiła się od niej odciąć. Brakowało jej wszystkiego, co porządkowało jej codzienną egzystencję — dyscypliny, rutyny, pozycji, poczucia celu, umiejętności.

         Odgrodzenie od bodźców, które dawały poczucie stabilności, zachwiało jej równowagą i zmusiło do myślenia o rzeczach, które już dawno pogrzebała w sobie. W milczącej samotności wielokrotnie zastanawiała się nad tym, jak będzie wyglądać jej życie, gdy to wszystko się skończy. Bez siły napędowej wojny, strachu i niepewności losów czy znajdzie coś innego, co każdego dnia będzie ją popychać dalej? W kompani większość żołnierzy żywiła nadzieję na powrót do normalności, Słowik, choć nigdy by się do tego nie przyznała, nie wyczekiwała jej. Od jakiegoś czasu definiowała normalność na swój własny sposób.

       — Proszę pani! — Usłyszała ponownie. Uparła się nie reagować na zwrot, z którym się nie utożsamiała. — Kapitanie! — krzyknął pielęgniarz.

Wojna Trzech RasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz