Rozdział 2

471 57 75
                                    

     Strzemię w strzemię jechali razem piaszczystą drogą ukrytą w iglastym zagajniku

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

     Strzemię w strzemię jechali razem piaszczystą drogą ukrytą w iglastym zagajniku. Dwóch braci, tak do siebie niepodobnych, że nikomu nie przyszłoby do głowy wziąć ich za rodzeństwo. 

      Starszy o jasnych, podgolonych po żołniersku włosach rozglądał się uważnie na boki, a cała jego postać zdradzała czujność i napięcie. W niebieskich oczach tkwiła powaga i spokój, które nie pasowały do młodego wieku i kontrastowały z pogodną wesołością drugiego z braci.

       — Onurze! Rozchmurz się! Nie pamiętam, kiedy ostatnio udało nam się spędzić trochę czasu razem! Z dala od trosk! — zawołał uśmiechnięty od ucha do ucha Vincent. Choć w rzeczywistości znacznie młodszy, przez poznaczoną bruzdami, opaloną słońcem i wiatrem twarz wydawał się dorównywać wiekiem bratu. Długie włosy opadały mu na ramiona, a w oczach barwy przygasłego ognia tliły się iskry humoru. Patrząc na niego, miało się wrażenie, że nikt tak jak on nie potrafi się bawić, śmiać i czerpać z życia pełnymi garściami.

       — Nie wiem jak twoje, ale moje troski wcale nie są daleko. Mam je cały czas ze sobą. Nie jestem pewien, czy dobrze robimy, wałęsając się sami? — odezwał się ponury Onur.

       — Strach cię obleciał? Co może nam się stać? Kto da nam radę? — naigrawał się młodszy z braci.

       — Wiesz, że nie martwię się o nas.

      Mężczyźni zamilkli. Vincentowi zależało, aby brat był w dobrym humorze. Chciał poruszyć z nim delikatną kwestię i wiedział, że cisza i spokój lasu najlepiej nastroją Onura.

     — Dopiero wróciłem z Północy, od Furii. Nasza siostra uważa, że powinniśmy się spotkać i omówić sytuację — odważył się zacząć.

     — Nie ma żadnej sytuacji do omawiania. Nic się nie zmienia – odpowiedział Onur, nie odrywając wzroku od lasu

      — Bracie, nie sądzisz, że już czas zmienić nasze postępowanie? Spójrz, ilu naszych poległo w tej dziwnej wojnie.

      — Zmusiłeś mnie do spotkania z tobą tutaj, aby rozmawiać o polityce? — warknął starszy z mężczyzn.

      — Nie, ale... Rozejrzyj się. Widzisz ten las, rzekę, jezioro? Możemy wszystko stracić, jeśli nie podejmiemy bardziej radykalnych kroków. — Vincent wstrzymał konia i wskazał na przebijającą między drzewami taflę wody. Do ich uszu dolatywał delikatny szum figlującego między kamieniami potoku, szelest i trzask poruszanych wiatrem gałęzi oraz echa życia w lesie — pomrukiwania, popiskiwania, trzepot.

      Onur również zatrzymał konia i obracając się w stronę brata, wykrzyknął:

     — Dość! Nie chcę o tym dłużej słuchać. Wiem, co chcesz powiedzieć i nie zgadzam się. Polityka izolacji to najlepsze, co możemy zrobić. Nie powinniśmy się mieszać, ani opowiadać po żadnej ze stron.

Wojna Trzech RasWhere stories live. Discover now