Słońce przebijające się przez chmury oświetlało taflę jeziora, która wyglądała jak płynne złoto. Słowik nachyliła się, by zanurzyć dłoń, ale coś ją powstrzymało. Woda wydała jej się nagle nienaturalnie nieruchoma i gęsta. Ogarnęło ją dziwne przeczucie, że coś czai się pod powierzchnią i ją obserwuje. Niespodziewanie w lesie rozległ się hałas i zobaczyła podrywające się do lotu ptaki. Złudzenie zagrożenia prysło, ale dziewczyna cofnęła rękę i rozejrzała się. Jezioro wyglądało znów jak zwykłe jezioro. Otrząsnęła się i wróciła do konia. Markiza przywitała ją parsknięciem. Słowik uciszyła konia, kładąc mu rękę na chrapach.
— Chodźmy sprawdzić, co to było. — Ruszyła przez las ostrożnie i czujnie, ale bez lęku. Była wyszkolonym żołnierzem, a blisko sanatorium nie spodziewała się niebezpieczeństwa.
Powoli obdarte z liści drzewa zaczęły ustępować wiecznie zielonemu iglastemu zagajnikowi. Poszycie było tu gęstsze niż w gołym zimowym lesie liściastym, a ściółka pełna igliwia tłumiła kroki. Koń coraz trudniej przedzierał się pomiędzy gałęziami. Nie mogła podejść z nim bliżej. Zahaczyła uzdę o konar i miała iść dalej, gdy nagły hałas zmusił ją do zatrzymania. Przykucnęła i wsłuchała się w dolatujące ją dźwięki. Po chwili rozpoznała głosy należące do dwóch mężczyzn w doskonałych humorach. Jeden rechotał na całe gardło, słów drugiego nie mogła zrozumieć z powodu dzielącej ich odległości. Z tego co widziała ze swojej kryjówki, wędrowcy poruszali się konno, lecz nie mieli żadnej broni.
Nie zastanawiając się nad tym, co robi, przedarła się przez odgradzające ją od rozmówców krzewy i wyszła z lasu na ścieżkę, którą jechali nieznajomi. Spostrzegłszy ją, zatrzymali się i zaczęli przyglądać z ciekawością.
Słowik zauważyła, że byli w podobnym wieku, odziani w grube zimowe płaszcze okrywające ich i ich konie. Zaskoczyło ją jak porządnie i dostatnie się prezentowali. Nowe rzeczy z przydziału dostawali tylko żołnierze, reszta musiała sobie jakoś radzić. Konie również były zadbane. Mężczyźni nie mieli na sobie żadnych oznaczeń świadczących o przynależności do którejś z znanych Słowik formacji wojskowych, ale nie wyglądali też na włóczęgów, którzy wałęsali się czasami po drogach.
— Kim jesteście i co tu robicie? — zawołała nim przypomniała sobie, że nie ma munduru ani prerogatyw, które uprawniałyby ją do przepytywania nieznajomych.
Nie odpowiedzieli. Pierwszy, ciemnowłosy, uśmiechnął się i szepnął coś do drugiego, który zareagował oburzonym parsknięciem, ale nie odrywał wzroku od dziewczyny. Kapitan zadrżała pod przenikliwym spojrzeniem lodowatych niebieskich oczu. Czuła, że badają ją i oceniają tak samo, jak ona wcześniej ich. Pierwszy znów spojrzał na Słowik, a potem niespodziewanie mrugnął do niej i gwizdnął przeciągle.
Zupełnie bez uprzedzenia ogromna gałąź wielkiej sosny, pod którą stali mężczyźni, urwała się z trzaskiem i runęła w dół. Ciemnowłosy, wciąż zadowolony, spiął konia i zgrabnie uskoczył. Drugi nieznajomy zajęty wpatrywaniem się w kapitan, oberwał solidnie w głowę. Jego koń stanął dęba, zrzucił jeźdźca i ruszył galopem przed siebie. Pierwszy z mężczyzn popędził błyskawicznie za nim, mijając w pędzie Słowik. Zdążyła jedynie zauważyć jego równe, białe zęby wyszczerzone w uśmiechu. Sprawiał wrażenie, jakby świetnie się bawił. W ułamku sekundy zniknął z oczu w pogoni za spłoszonym koniem.
CZYTASZ
Wojna Trzech Ras
FantasyŚwiat, jaki wszyscy znamy, przestał istnieć za sprawą rasy, która dotąd żyła w ukryciu. W trwającej od lat wojnie nastał pat i ani jedna, ani druga strona nie potrafi zdobyć przewagi na froncie. Gdy na scenie pojawia się trzeci gracz, rodzi się szan...