Słowik siedziała na zwalonym pniu i pieszczotliwie gładziła klingę wysłużoną ostrzałką. Co jakiś czas zerkała na Markizę rozgarniającą kopytem śnieg. Wiedziała, że czujne zwierzę ostrzeże ją o zbliżającym się towarzystwie szybciej niż ona sama je zauważy. Konie Wywiadowców nie były zwykłymi zwierzętami. Gdy od bezpiecznej granicy dzielą setki kilometrów, a hordy nieprzyjaciół depczą po piętach, to właśnie koń jest największą szansą i najskuteczniejszą obroną. Dlatego żołnierze nie tylko dbali o nie, ale również obdarzali szacunkiem i przyjaźnią, aż stały się oczami, uszami i nosami oddziału.
Wydarzenia poprzedniego dnia wciąż wydawały się Słowik nierealne i trudne do zrozumienia. Porywczy strażnik pokonał ją z łatwością i choć szukała dla siebie usprawiedliwień, nie była pewna, czy w pełni sił też by mu nie uległa. Emocje związane z porażką i chęć odegrania nie potrafiły przysłonić dominującego poczucia bezsilności, z którego stałej obecności nie zdawała sobie sprawy. Uświadomiła sobie, że lodowaty chłód wypełniający jej płuca i nieznana dotąd paraliżująca nerwowość wiązała się z bezradnością i czymś na kształt... lęku? Kilka tygodni temu została ranna, bo przeciwnik ją zaskoczył, a zadane obrażenie uczyniło niezdolną do obrony. Nigdy wcześniej nie była tak blisko śmierci. Fakt, że nadal żyła, zawdzięczała jedynie obecności współtowarzyszy.
Wczoraj zaufała swoim umiejętnościom i wyszkoleniu i te znów zawiodły. Onur bez trudu mógł ją skrzywdzić. Porzucone, zakrwawione ciało mogłoby długo leżeć w śniegu, nim ktoś by je odnalazł. Wzdrygnęła się. Przyjechała na polanę w konkretnym celu – nauczyć się jak nigdy więcej nie czuć takiej niemocy. Lekarstwem miało być poprawienie zdolności bojowych. Jeśli będzie wystarczająco silna i skuteczna, już nic nigdy jej nie zagrozi.
Ta dziwna desperacja odsunęła myśli o oddziale i niechęci do sanatorium. Słowik znów była skupiona na celu. Posunęła się nawet do tego, że sama opowiedziała Crosby'emu o łomocie, jaki spuścił jej strażnik i poprosiła o dzień wolny od zajęć, by ćwiczyć szermierkę i strzelanie z łuku. Nie spodziewała, że dyrektor tak łatwo przystanie na jej prośbę. Zaraz po śniadaniu uciekła w najodleglejszy koniec parku, gdzie najpierw rozgrzała się, porozciągała, przeklinając swoją słabą formę, a potem przeprowadziła na sobie intensywny trening szermierczy.
Niecierpliwiła się coraz bardziej, czekając na mrozie. Coś dziwnie i niepokojąco ściskało ją w żołądku. Wolała nie dociekać powodów swojego zdenerwowania. Markiza uniosła głowę i zastrzygła uszami. Słowik wygładziła poły płaszcza, strzepnęła śnieg ze spodni i potrząsnęła ramionami, starając się rozluźnić. Nagle zza drzew, od strony drogi doleciał ją odgłos śmiechu i brzdęki gitary. Supeł w jej brzuchu zacisnął się jeszcze bardziej, a gardło momentalnie wyschło, przez co z trudem przełknęła ślinę. Rozejrzała się wokół siebie, sprawdzając, czy wygląda naturalnie.
— Witajcie! — krzyknęła na widok jeźdźców i nieporadnie machnęła ręką. W myślach nakazała sobie opanowanie.
Onur zatrzymał się gwałtownie, a na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Chyba nie spodziewał się, że Martha dotrzyma obietnicy i przyjedzie. Słowik sama dziwiła się, że mimo wszystko dalej dąży do spotkania. Zdrowszą reakcją byłaby ucieczka, ale wtedy na zawsze pozostałoby z nią poczucie zagrożenia i niedokończonej sprawy. Wmawiała sobie, że będzie mogła odpuścić, gdy tylko mu dorówna lub przewyższy.
YOU ARE READING
Wojna Trzech Ras
FantasyŚwiat, jaki wszyscy znamy, przestał istnieć za sprawą rasy, która dotąd żyła w ukryciu. W trwającej od lat wojnie nastał pat i ani jedna, ani druga strona nie potrafi zdobyć przewagi na froncie. Gdy na scenie pojawia się trzeci gracz, rodzi się szan...