Rozdział 14

191 22 24
                                    

        Jechali całą noc

Oops! Questa immagine non segue le nostre linee guida sui contenuti. Per continuare la pubblicazione, provare a rimuoverlo o caricare un altro.

        Jechali całą noc. Pierwsze budynki Azylu i otaczającą go palisadę dostrzegli tuż po wschodzie słońca. Przed Nową Wojną była tu niewielka czeska wieś. Teraz zmieniła się w całkiem sporą osadę pogranicza, tuż za oficjalną granicą Newlandu. Oficjalną, ponieważ Organizacja Zjednoczonej Ludzkości bardzo dokładnie wyznaczyła ramy państwa ludzi. Granicę, oprócz linii na papierze, wytyczał też długi na kilkaset kilometrów wał dzielący Europę na pół. Biegł od Morza Bałtyckiego, aż po Alpy i Morze Adriatyckie. Choć jako umowna linia nie stanowił żadnej realnej zapory przed Czarnoksiężnymi, dawał Newlandczykom wrażenie odgrodzenia od zagrożenia. Po obu stronach wału, w odległości kilkudziesięciu kilometrów usypano mniejsze szańce. Wszystko, co znajdowało się pomiędzy nimi, nazywano pograniczem. Tu leżały placówki wartownicze, które miały ostrzegać przed nadciągającym nieprzyjacielem i przekazywać ustne meldunki, gdy tracono łączność radiową.

       W okresie poatomowym nastąpiła migracja na wielką skalę, miasta się wyludniły, a ludzie żyli w rozproszeniu. Tereny wiejskie dawały większe szanse na przeżycie. W ruinach dużych miast pozostali jedynie ci, którzy nie potrafili się przystosować i porzucić szczątków cywilizacji. Dwadzieścia lat po ataku Czarnoksiężnych i wojnie nuklearnej, która była jego następstwem — niegdyś wielkie aglomeracje stały opustoszałe, wyeksploatowane ze wszystkich przydatnych surowców, materiałów i przedmiotów. Nawet w Newlandzie ludzie zapuszczali się tam rzadko. Nie zostało tam nic, dlaczego warto było ryzykować spotkanie z bandami włóczęgów, rabusiów i dezerterów.

       Na terenach podległych poszczególnym Obwodom znajdowały się obecnie największe skupiska ludności. Choć współczesnym wioskom daleko było do sielskiego, wiejskiego życia z okresu normalności świata, to osady pogranicza bardziej przypominały przedwojenne miasta. Mało kto uprawiał tu rolę, chętniej hodowano zwierzęta i handlowano z wojskiem. Najlepszą walutą były wojskowe asygnaty, te urzędowe i te wystawiane żołnierzom w ramach żołdu. Gdy armia potrzebowała jedzenia, paszy dla koni, noclegu czy jakiejkolwiek przysługi, wystawiała asygnatę, którą później można było wymienić, handlując z innymi cywilami albo zgłaszając się do komisarzy. Ludzie z głębi Newlandu, gdzie wojska praktycznie nie było i gdzie trudno było o asygnaty, przyjeżdżali na pogranicze, do miejsc, w których stacjonowała cała ludzka armia. Przywozili to, co udało im się wyprodukować, wyhodować, by wymienić na coś, czego u nich nie sposób było dostać.

       Azyl był osadą położoną między granicą a szańcem wewnętrznym na terytorium Obwodu Południowego, o trzy dni drogi od kwatery głównej armii ludzi. W kwaterze naczelnego dowództwa na co dzień przebywał West jako przedstawiciel Ptasiego Wywiadu. Słowik i pozostali Wywiadowcy nie przepadali za sztywną hierarchią i wzajemnym czapkowaniem. Ich niechęć brała się zapewne stąd, że pomimo dziesięciu lat istnienia i zasług, nadal przez większość wojskowych nie byli uważani za prawdziwych żołnierzy. Nieprzychylność i zła sława brała się zapewne z tego, że zaciągali się do niego ludzie z niekoniecznie wzniosłych pobudek. Na dodatek tacy, których nie przyjęto by w tradycyjnych formacjach. West od początku uważał, że potencjał tkwi w nawet najbardziej niepozornych kandydatach, czego dowodem była sama Słowik, wyrastając w ten sposób – wbrew sobie – na symbol szansy i odkupienia. Sztab Generalny miał Wywiadowcom za złe ten brak wymagań, ale organizacja oddziałów oparta na lojalności i wzajemnym zaufaniu oraz ryzyko stałego kontaktu z Czarnoksiężnymi stanowiło najlepsze kryteria weryfikacji.

Wojna Trzech RasDove le storie prendono vita. Scoprilo ora