Część Pierwsza.

581 50 11
                                    

Dlaczego, dlaczego, dlaczego...

Pytam sama siebie.

Może by tak na sznureczek przyszyć?, myślę, spoglądając w lustro. Trochę zakurzone, nie mam głowy do mycia luster. Dobrze, że w ogóle mam głowę. Niektórzy tego szczęścia nie mają. Albo mają większe nieszczęście, bo zamiast głowy różowy balonik. Malują na nim flamastrem twarze, chcąc się upodobnić do prawdziwych ludzi.

Albo po prostu ich nie stać, ostatnio głowy, nawet te puste, podrożały.

Ja mam głowę po mamie. Choć po tacie byłoby praktyczniej, głowa mamy jest bardziej... kobieca. Choć dziś już nawet kobiety z męską głową nie dziwią.

Patrząc w lustro, myślę, że czasami wolałabym mieć jednak balonik zamiast głowy. Oni to sobie mogą, ci baloniaści, oni to mają dobrze. Żadnej myśli, troski, niczego. Zawsze szczęśliwi, z uśmiechem na różowej gumie. Tylko szkoda, że tak łatwo ich przebić. Dosłownie. No, ale potem zastąpią je nowe, a potem kolejne, aż w końcu nie wiadomo, kto jest kim, bo wszyscy mają różowe baloniki zamiast głów i twarze wymalowane czarnym flamastrem. Czysta epidemia różu i helu.

Przynajmniej nie muszą wydawać pieniędzy na klej do uśmiechu.

Wczoraj zużyłam ostatnią partię. I jak ja teraz pójdę do pracy? Z podkówką zamiast ust? I co, mam tak zachęcać baloniastych do wyjazdu na Majorkę? Z taką miną mogłabym co najwyżej w urzędzie pracować.

No cóż, może Kowalski mi kleju pożyczy, tylko on jeszcze go używa. Reszta z Biura "Egzotik" już dawno przeszła spawanie.

Przeczesuję ręką włosy, uważając, by żadne już nie wypadły. Miałam ostatnio strasznego klienta, nie mógł się zdecydować, którą Koreę woli odwiedzić, jakby to oczywiste nie było. W końcu wybrał Północną, powiedział, że "brakuje mu wrażeń", a swoim wyjściem z biura uratował mnie od wyrwania sobie połowy włosów.

Wzdycham.

Z czym ja muszę żyć?, myślę i wychodzę z mieszkania prosto na klatkę schodową. Zbiegam po schodach, omal nie gubiąc nóg. Mam uczulenie na cytrynowy płyn do zmywania podłóg. Tysiące razy prosiłam sprzątaczki, by używały innego. Grzecznie, bo jak inaczej? One też mają głowy, należy szanować swoich.

A wtedy oni zaczną szanować ciebie.

Ulica, przy której mieszkam, znajduje się w centrum miasteczka. Ponieważ to właśnie tutaj na parterze niemal każdego budynku mieszczą się sklepy, muzea, restauracje i kawiarnie, nieustannie panuje tu tłok.

Dzisiaj wydaje się, że baloniastych jest jakoś więcej. Jakby działo się coś ważnego. Na pewno nie wiosenne wyprzedaże, te mają być dopiero za tydzień. Może przyjechał jakiś polityk? Ktoś ważny? Zdeprawowana gwiazdka Disneya?

Wspinam się na palce, próbuję dostrzec granicę tego tłumu, ktoś mógłby powiedzieć: hordy, ale baloniaści są wyżsi niż ja. Rozglądam się, wciąż mogę dosięgnąć ściany mojej kamienicy. Tylko gdzie podziały się drzwi? Może ja już wariuję, może tam nigdy nie było drzwi, może... Głowa zaczyna mnie boleć. Zaczynam grzebać w torebce w poszukiwaniu tabletek, ale ktoś mnie popycha, uderzam plecami o rynnę,

Torebka wypada mi z rąk i znika w tłumie baloniastych.

Za - ła - mu - ję - - się.

- Była dla pani ważna, prawda? - słyszę głos nad sobą, próbuje przekrzyczeć tłum i zrobić dziurę w moich i tak już poranionych uszach.

- Co? - pytam. Podnoszę głowę, próbując ustalić źródło głosu. Dwa piętra nade mną widzę czyjąś głowę. Uśmiecha się, z jakiegoś powodu ten uśmiech wydaje mi się znajomy. Po chwili uświadamiam sobie, że to brat bliźniak Kowalskiego. Nazywa się Kowalsky - podobno tak jest bardziej światowo - i wprowadza mnie na wyższe poziomy irytacji.

BaloniaściWhere stories live. Discover now