12. RATUNEK

509 30 0
                                    

Luna wywróciła się na plecy i zaczęła się wykrwawiać. Clarke leżała na ziemi, a nad nią rywal, który nie uznał tych sytuacji za koniec jego dokonań. Nikt nie zareagował, wiec chciałam wziąść sprawy w swoje ręce. W głowie miałam mętlik, ale pomimo to udało mi się ułożyć w miarę mądry plan do zrealizowania. Natychmiast wstałam z miejsca i podbiegłam do Luny.

-Halo? Wszystko okej?- zapytałam, chodź dopiero po kilku sekundach uznałam, że to było najgłupsze pytanie jakie kiedykolwiek zadałam.

Luna tylko coś wymamrotała na znak, że komunikuje. Zdarłam kawałek koszulki, którą miałam pod strojem.

-Zaraz wyjmę ci dzidę z brzucha, ale jak już to zrobię, to włożę tam kawałek koszulki, który będziesz musiała dociskać. Zrozumiałaś?- zapytałam dość głośno.

Luna tylko skinęła głową. W tym samym momencie wyjęłam jej broń z jej ciała. Podwinęłam jej koszulkę, a krew zaczęła się mocno sączyć z świeżej rany. Przyłożyłam do niej materiał, a następnie położyłam na nim rękę brązowowłosej. Docisnęłam mocno i puściłam jej rękę by sama mogła dociskać rane, po czym pocałowałam ją w skroń i poszłam pomóc Clarke. Zaskoczyłam z dość wysokiego podwyższenia, na którym niedawno sędziowałam. Zdawoło mi się, że źle upadłam czując straszny ból w kostce, ale niezbyt się nim przejmowałam.

-Odejdź od niej!- wykrzyknęłam w stronę Matthewa, który w tym samym momencie chciał zadać kolejne kopnięcie w stronę blondynki.

-Bo co?- zapytał, a ja wyjęłam zza pleców katanę, którą zawsze nosiłam przy sobie, w razie potrzeby- to będzie niesprawiedliwa walka, bo ja nie mam broni..

-Trzeba było nią nie rzucać Matthew- odpowiedziałam, po czym momentalnie przysunęłam się do bruneta.

Zamachnęłam się bronią w stronę jego twarzy, rozcinając mu dość mocno policzek. Lekko zasyczał z bólu chcąc złapać się za twarz lekko się pochylając. Kiedy się zgiął to zadałam mu kopnięcie prosto w nos, po czym się przewrócił do tyłu. Stałam nad nim i patrząc mu w oczy wbiłam mu mój miecz, prosto w jego serce. Zauważyłam jak z moich oczu zaczęły płynąć łzy, przetarlam szybko twarz i podbiegłam do niebieskookiej, która była już bardzo wycieńczona. Zdarłam z siebie kolejny kawałek materiału i zawiązałam wokół uda blondynki. Zawołałam pierwszych lepszych mężczyzn by ją zniósł do mojego mieszkania i obserwował jej stan zdrowia. Ja w tym czasie udałam się do Luny. Ludzie wokół niej stali, ze spuszczoną głową. Zauważyłam wokół niej plamę krwi. Kobieta była nieprzytomna, a materiał, który miał zaprzestać wydzielaniu się krwi nie był dociskany do rany.

- Czy naprawdę nikt z obecnych tu nie mógł jej pomóc?!- wykrzyknęłam do ludzi stojących obok- Jeżeli ona umrze, umrzecie i wy.

Podbiegłam do niej szybko dociskając ranę, na której było czuć przelewającą się krew. Zdarłam z siebie ostatnią część koszulki i przycisnęłam ją mocno do jej ciała. Rozkazałam jednemu stojacemu mężczyźnie, by dociskał materiał na ranie brązowowłosej, a on przestraszony wykonał moje polecenie. Przysunęłam się bliżej jej twarzy. Podniosłam delikatnie jej głowę by zobaczyć czy otworzy oczy, ale nic na ten gest nie zareagowała. Wykrzyczałam do mężczyzny, który dociskał ranę, by oddał mi swoją górną część stroju, a on szybo to wykonał polecenie. Położyłam materiał pod Luną, a następnie ułożyłam na nim jej głowę. Przybliżyłam moje ucho do jej ust i nosa, patrząc na ruchy jej klatki piersiowej. Wszystko było w normie, więc chciałam zając się raną. Zawsze gdy mi się coś stało, to sama musiałam zrobić sobie opatrunek i zdezynfekować, dlatego wiedziałam co trzeba było zrobić. Rozkazałam jednemu z osób przynieść mi dość długą iglę, nitkę i alkohol by przeczyścić i zdezynfekować nim ranę. Podczas czekania na te materiały, próbowałam złapać kontakt z Luną, lecz skończyło się to niepowodzeniem. Potrzebne mi rzeczy przyszły bardzo szybko. Szturchnęłam mężczyznę, który uciskał materiał i pokazałam rekoma, że może już odsunąć materiał z jej rany. Krew leciała coraz wolniej, więc pomyślałam, że może już kończy jej się zapas krwi w organiźmie. Nie miałam żadnych specjalnych przyrządów do przetransportowania krwi z jednego do drugiego ciała, ale Zauważyłam cienkie rurki które miał w kieszeni jeden z dzieci z tłumu, którze uważnie przyglądału się całej sytuacji. Wyszeptałam mężczyźnie do ucha, że ma zabrać te rurki, a on to szybko wykonał. Przejrzałam jeszcze uważnie moje kieszenie, w poszukiwaniu większej ilości materiałów do uratowania kobiety. Znalazłam jakieś drobiazgi, z których nic nie szło zrobić. Wbiłam igłę kilka razy w nadgarstek gdzie powinny znajdować się żyły. Gdy krew zaczęła lecieć to wbiłam rurkę w dziurę. Na końcu rurki przytknęłam palec by nie wylewała się jeszcze mocniej krew. Zawołałam mężczyznę do siebie. W tym momencie zastanowiłam się nad tym czy to dobry pomysł, ponieważ igram z życiem lub śmiercią. Czy krew przetransportowana z ciała tego mężczyzny jej nie zabije? Pomimo to postanowiłam wziąść udział w tej śmiercionoślnej loterri.

COMMANDER LEXA || Clexa Where stories live. Discover now