14. LUDZIE Z GÓR

474 29 2
                                    

Gdy tylko skończyłam rozmowę z Luną, to zaniosłam ją spowrotem do łóżka, by odpoczęła. A no tak, zapomniałam o nodze Clarke. Miałam ją usztywnić. W szafie były na dole tylko jakieś długie kawałki drewna. W sumie nawet nie wiem po co Luna trzyma takie rzeczy w garderobie, ale nie będę wścibska. Wyjęłam jeszcze jakieś szmaty na dole i przybliżyłam się do blondynki, by unieruchomić jej kończynę, bo każde najmniejsze napięcie mięśnia, mogłoby je uszkodzić na dłuższy okres. Szybko zamontowałam na jej nodze nijaki usztywniacz i przykryłam ją kocem.

- Przepraszam za to, że zajmuje ci czas i w ogóle..- powiedziała cicho niebieskooka.

- Ej spokojnie Clarkie, jesteś moim doradcą i muszę o Ciebie zadbać- dopiero po chwili skumałam, że nie zabrzmiało to zbyt dobrze.

-  Lexa..- Wymówiła moje imię tak, że aż mi nogi zmiękły- Nie musisz się mną tak opiekować. Nie jestem dzieckiem.

- Dziecko czy też nie, musi się ktoś tobą zajmować. Z tą nogą narazie nie dasz rady wstać, byś na przykład mogła się załatwić, a co dopiero iść do sklepu po żarcie. Narazie będę się Tobą niańczyć, puki nie odzyskasz sił. Mamy jeszcze pokój gościnny, który teraz będzie twoim pokojem- spojrzałam kontem oka na Lunę, która uważnie słuchała to co mówię- A, no i jeszcze jedno. Nie martw się o braku jedzenia, bo jako dowódca mogę ci zapewnić co tylko chcesz. Luna, Clarke zgadzacie się?

Luna spojrzała na mnie ze zdziwniem. Co jasne nie musiałam się ich pytać? bo byłam dowódcą i mogłam robić co chcę, ale chciałam być dla blondynki i mojego skarba bardzo miła. Obydwie kobiety skinęły głową w geście zgody na podane warunki. Sądzę, że one się szybko polubią i będą się nawzajem sobą opiekować kiedy mnie nie będzie. Niebawem będzie koniec mojej wolności i będę mieć dużo obowiązków. Trochę smutno, że będę spędzać coraz mniej  czasu z moim skarbem, ale napewno znajdziemy czas tylko dla siebie. I Clarke.. Jezu zapomniałam o tym całym incydencie. Nie spytałam nawet kto to był, ale mam nadzieję, że się natychmiast dowiem.

- Clarke?

- Hm?

- A ci ludzie, co ci zrobili krzywdę..-przęciągałam- To... kim oni byli?

- Nie znałam tych ludzi, Lexa.

- Jakieś znaki szczególne? Cokolwiek?

- Pamiętam, że mieli tatuaż na karku, czarny krzyżyk.

- Plemienie z gór.. ale co oni tu?

- Nie wiem, nie mam pojęcia naprawdę..

- Muszę wiedzieć jak oni wyglądali. Jaki mieli kolor włosów? Kształt twarzy? Emm.. czy byli wysocy?

- Mogę spróbować narysować ich twarz, a o sylwetce to już ci mówię.
Było ich dwóch. Jeden był wysoki i umięśniony, a drugi średniego wzrostu i też miał mięśnie, ale trochę mniej.

- Dobrze, Clarke. Czekam na ten ich portret i zacznę poszukiwania. Fajnie by bylo jakbyś się pospieszyła.

- Załatwiłabyś mi materiały do rysowania?

- No dobrze, zaraz wracam.

Wyszłam szybko z domu zostawiając dziewczyny same. Pomyślałam o tym gdzie mogę kupić te przyrządy do rysowania i od razu przyszedł mi do głowy główny rynek. Przyspieszyłam tempo, ale po chwili się zatrzymałam, gdy zauważyłam jakiś dwóch ludzi z gór. Byli dopasowani do opisu Clarke, ale nie miałam pewności, więc podeszłam do nich bliżej by posłuchać ich rozmowę.

-Hahah też się dziwię, krzyczała tak głośno, że nawet jej ukochana dowódzczyni mogła ją usłyszeć- stwierdził niższy.

- Zanieście ją do mieszkania i obserwujcie jej stan zdrowia- przedrzeźnił moje dawne słowa- Jej stan moim zdaniem był dość dobry..

- Jak jej.. - chciał już dokończyć, ale podeszłam do nich bliżej.

Obydwoje się ukłonili i powitali mnie słowami "Dzień dobry, Pani Dowódco". Ja nic na to nie zagreagowałam, tylko od razu zaczęłam ich zasypywać pytaniami.

- O czym rozmawialiście?-Zapytałam patrząc się na wysokiego bruneta.

- Nic ważnego- zaczął się drapać po karku.

- Mówcie śmiało, inaczej od razu skarzę was na śmierć w męczarniach- zaczęłam na nich się wydzierać.

Nagle z namiotu obok wyszedł dowódca ludzi z gór. Była to kobieta o czarnych włosach i oczach. Miała na twarzy kilka tatuaży i wyglądała ona dość groźnie. Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, a następnie na wysokiego mężczyznę.

- Coś nie tak?- zapytała patrząc na nas.

- Tak, ta dwójka twoich ludzi niedawno zgwałciła bezbronną, ranną kobietę- wytłumaczyłam jej pokazując na nich palcem.

- Roan, czy to prawda?

- Oczywiście, że nie siostro. Ona ma coś nie tak z głową. Pomagałem jej się przebrać i położyć, a ona zaczęła się drzeć i nas wyzywać.- zaczął opowiadać Roan.

Ontari spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a ja nie miałam pojęcia co mogę powiedzieć.

-T-to dlaczego była cała we krwi i goła?

-Bo chciałem ją przebrać. Na początku było wszystko okej, ale gdy już pomogłem jej się przebrać, to zaczęła się wić i krzyczeć.

-Widzisz? Wszystko załatwione- zaczęła wesoło mówić brunetka- Chodź teraz do domu, musimy się napić.

- On kłamie!- wykrzyczałam to tak głośno, że kilka ludzi co przechodziło obok zaczęło na mnie dziwnie zerknąć.

- Roan? On nigdy nie kłamie. Poza tym to mój brat i mój lud. Ja tu wymierzam kary- zaczęła się śmiać dowódzczyni ludzi gór.

- Ale zranił osobę z mojego ludu i jeszcze jest to mój doradca. Więc sprawa należy też do mnie!

-Lexa, odpuść. Nie chcesz chyba wojny?- spojrzała mi w oczy Ontari z zabójczym uśmiechem.

- Ja nie mam zamiaru kończyć tego tematu. Zawinił, więc musi ponieść tego konsekwencję- kobieta wywróciła tylko oczami i weszła do swojej chatki- Nie odpuszczę, uważaj!

COMMANDER LEXA || Clexa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz