~ Rozdział XII~

2.4K 288 297
                                    

Iwaizumi usiadł na samym początku autobusu. Nie był on duży, więc i tak słyszał wszystkie podekscytowane głosy bardzo wyraźnie. Atakujący odwrócił głowę, aby spojrzeć na resztę drużyny.

Kunimi przeglądał coś na telefonie, pewnie fejsa, Kindaichi zaglądał mu przez ramię komentując na głos jakieś zdjęcie słowami "Ty nie masz gustu. Przecież to jakiś pasztet", Kyotani krzyczał, że ma tyle energii, że do Tokio to by dobiegł, ale chce dowalić Nekomie, więc się powstrzyma jak na razie. Reszta po prostu rozmawiała między sobą.

Hajime westchnął, po czym spojrzał na puste miejsce obok niego. Zawsze siedział to Oikawa kręcąc się ze swoją torbą, bo nigdy nie mógł niczego znaleźć. A to komórki, która leżała na samym dnie, albo słuchawek, ale za każdym razem okazywało się, że nie działały. Potem szatyn denerwował się, dlaczego ich jeszcze nie wyrzucił i nie kupił sobie nowych. Oczywiście musiał pożyczać je od bruneta. Przed meczem lubił zawsze posłuchać sobie jakiś smutnych, wyciskających łez piosenek, bo uważał, że wprawiają go w dobry klimat i lepiej mu się potem serwuje. Za każdym razem też chciał wcisnąć swojemu przyjacielowi jedną ze słuchawek, ale Iwaizumi zawsze odmawiał. On woli bardziej wesołe melodie niż jakieś przygnębiające piosenki o miłości.

Brunet położył dłonie na kolanach, po czym oparł głowę o szybę. Ile by teraz dał, aby Tooru znowu siedział obok niego i pożyczył od niego cokolwiek. Nawet już przestał przejmować się tą kurtką, którą zabrał mu przyjaciel.

Pojazd ruszył. Krajobraz zaczął się zmieniać, ale to nie poprawiało humoru Hajime. Od zawsze lubił wyjazdy, po których w większości wracali zwycięsko. Ale teraz nie sprawiał on tyle radości. Vicekapitan przymknął oczy mając nadzieję, że chwilę się prześpi, nawet jeśli wokół jest tyle hałasu. Tak naprawdę w jego myślach wciąż był Oikawa, który zniknął z dnia na dzień.

***

 Po trzech godzinach dotarli na miejsce. Wszyscy byli zdenerwowani, ale uśmiechnięci, oprócz jednej osoby, która rzadko okazywała emocje. Iwaizumi zastanawiał się jak sobie poradzą bez kapitana. Przecież ten idiota był ich głównym rozgrywającym i to on wszystkim dowodził.

Atakujący założył ręce na piersi, po czym ruszył na samym końcu za resztą. Grali już w tej hali nie raz, więc wiedział, gdzie się udać.

Oczywiście skierowali się do szatki, w której mieli przebrać się w swoje klubowe stroje do gry. Po drodze mijali inne drużyny. Niektórych nie kojarzył, ale rozpoznał jedną - Fukurodani. Ich trudno było nie zauważyć, ale to zasługa ich kapitana, bo jest on raczej wyróżniającą się osobą.

Znowu przypomniał sobie Tooru. Ich kapitan również zwracał na siebie uwagę. Większość osób patrzyła na niego z podziwem, tylko nie wiadomo, czy to zasługa jego perfekcyjnej gry czy nowej fryzury prosto od fryzjera. Teraz, kiedy go z nimi nie było, rzadko kto na nich patrzył.

Po kilku minutach dotarli do szatni. Już miał wejść za resztą do pomieszczenia, kiedy zatrzymał go trener.

- Iwaizumi, chciałbym, abyś założył tą koszulkę. - Po czym podał mu identyczną jaką nosił zazwyczaj.

Hajime rozłożył ją, aby sprawdzić co z tą, którą dostał od trenera jest nie tak. Jednak już po chwili zauważył co, nie musiał nawet długo jej się przyglądać. Czwarty numer, który zawsze widniał na jego plecach,  był podkreślony. Oznacza to, że został wybrany na kapitana.

Chłopak spojrzał z dezorientacją na mężczyznę.

- Ale trenerze, ja nie mogę.

- Oikawy tu nie ma, a drużynę ktoś musi poprowadzić. Jeśli na jakiś czas go zastąpisz to nic się nie stanie. Szybko idź i się przebierz. - Po czym odwrócił się i po prostu odszedł. Zostawił zaskoczonego chłopaka samego przed szatnią, ale to nawet lepiej, bo brunet już naprawdę miał tego dosyć.

Jak się masz?  ➼ ⌞IwaOi⌝Kde žijí příběhy. Začni objevovat