~Rozdział XIV~

2.1K 261 80
                                    

Iwaizumi nie tracił czasu tylko od razu, kiedy wyszedł od Yoko, zaczął zmierzać w stronę domu Oikawy. Był to spory kawał drogi, ale dla niego to było nawet lepiej. Oczywiście, mógł się przejść na przystanek i podjechać autobusem, ale nie mógłby w takiej chwili wysiedzieć w miejscu. Poza tym, jeśli się nie mylił, najbliższy autobus miałby dopiero za godzinę.

Był już późny wieczór, ale Hajime nadal miał w sobie dużo energii. Dodatkowo był to długi i ciężki dzień dla niego. Zaczęło się od tej beznadziejnej bezsenności, podczas której myślał o swoim przyjacielu, potem dowiedział się, że go wcale nie będzie na meczu, a trenerzy nie chcieli mu powiedzieć, gdzie jest. Następnie to całe przeklęte spotkanie z Nekomą, z którym nie dał sobie rady. Jakby tego było mało ta paczka od Tooru... Ciekawe, kiedy skończy mu się cierpliwość i brunet po prostu oszaleje.

Szedł wprost przed siebie. Latarnie oświetlały chodnik, po którym szedł oraz szos, po której nie jechał nawet jeden samochód. Nie było bardzo późno, ale mieszkali na obrzeżach miasta, więc mieszkało tu mniej ludzi niż w centrum. Zrobiło się też chłodniej, więc chłopak ucieszył się, że jednak wziął ze sobą kurtkę, którą otrzymał w paczce.

Dopiero będąc coraz bliżej jego domu zdał sobie sprawę, że może tak nieładnie jest przychodzić z wizytą o takiej porze. Mógł pójść do niego z rana, bo dostał po meczu dzień wolny od trenera tak samo jak reszta drużyny, ale przeczuwał, że i tak nie mógłby zasnąć i już lepszym pomysłem było nawet to, aby przesiedział na chodniku przed jego domem całą noc. Mógłby zostać wzięty za złodzieja lub jakiegoś bezdomnego, ale jemu tego dnia - lub nocy - było wszystko jedno.

Po godzinie marszu dotarł na miejsce. Nawet teraz, kiedy dom stał w ciemności, a tylko z przodu uliczne latanie rzucały na niego swój blask, rozpoznał go od razu. Dosyć duży, bo jego przyjaciel do biednych nie należał. Białe ściany oraz ogród pełen kolorowych kwiatów. Pamiętał też, że z okna pokoju szatyna był przepiękny widok na kwitnącą wiśnie.

Był w nim wiele razy. Pierwszy raz chyba będąc w przedszkolu, kiedy to mama Oikawy, wiecznie uśmiechnięta szatynka z oczami jak u jej syna, odebrała go razem z Tooru, bo jego własna rodzicielka musiała gdzieś pilnie wyjechać. Początkowo było mu smutno, ale widok roześmianego szatyna z powodu tego, że jego przyjaciel zostanie u niego na dłużej, pozwoliło mu zapomnieć o mamie i cieszyć się zabawą.

Wiele razy u niego nocował, ale w większości przypadków była to wina kapitana Aoba johsai. Przypomniał sobie od razu jedną taką sytuację. Oikawa w drugiej gimnazjum upił się tak bardzo, że nie był w stanie samodzielnie dotrzeć do własnego domu. Zapomniał adresu, a poza tym wymiotował jak kot na każdym rogu ulicy. Iwaizumi, jako jego najlepszy przyjaciel odprowadził go pod same drzwi, choć raczej mógłby użyć określenia, przyniósł. Niósł go na barana dobre parę kilometrów, przez co potem bolały go plecy oraz nogi, ale wbrew pozorom nie żałował, że mu pomógł. Czuł, że jeśli role by się odwróciło, tamten postąpiłby tak samo.

Wyrywając się z rozmyśleń podszedł do furtki. Pchnął ją lekko, a ona bez problemu ustąpiła. Wszedł na chodnik, który prowadził do drzwi wejściowych. Rozejrzał się i od razu coś go tchnęło. Coś mu tu nie pasowało.

W oknach panowała ciemność, czyli nikogo nie było. Gdyby nie firanki w oknach i czysty wypielęgnowany ogród pomyślałby, że ten dom jest opuszczony i nikt od dawna w nim nie mieszkał.

Nie chciał być wścibski i skradać się na tyły domu, bo może tam, w którymś pokoju lub na piętrze, było włączone światło.

Z nadzieją podszedł do drzwi i nacisnął dzwonek.

A jeśli ktoś ktoś mu otworzy? Gdyby była to mama szatyna to jeszcze nie byłoby źle. Mógłby po prostu powiedzieć jak za każdym razem: "Dobry wieczór. Przepraszam, że tak późno, ale zastałem Tooru?" Gorzej, jeśli otworzy mu sam zainteresowany. Nie wie, jak miałby zareagować. Nakrzyczeć na niego? Przytulić i powiedzieć, że cieszy się, że go widzi?  Obie opcje byłyby przesadą. Musi znaleźć jakiś złoty środek. A jakby tak najpierw wyrazić szczerze, że martwił się o niego, a następnie mu przywalić i rzec, że jest kretynem? W sumie nie byłoby to takie złe.

Jak się masz?  ➼ ⌞IwaOi⌝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz