video VIII

4K 603 128
                                    

— Nie tutaj. W lewo. Wyżej. Jeszcze wyżej. Za wysoko. Dziecko drogie, czego cię uczą na tych studiach?

"Na pewno nie wieszania cholernych transparentów" pomyślał, jednak powstrzymał się od komentarza. W końcu udało mu się przymocować materiał z napisem do belki, jednak pani Min wciąż była niezadowolona i spoglądała krytycznie na płachtę wywieszoną przez syna.

— No powiedzmy, że ujdzie — westchnęła ciężko. Yoongi zagryzł policzek od środka. Naprawdę miał ciężki tydzień i brak nastroju na najmniejsze kłótnie. Zabrał się za wypakowywanie towarów. Wyjął z jednego z kartonowych pudeł słoiczek pełen sztucznych perełek, mieniących się barwnymi, ciepłymi kolorami zachodzącego słońca. Efekt był naprawdę ładny, jednak widząc wyczekujące spojrzenie matki, odłożył szklany wek na stolik przykryty obrusem. I tak po kolei wyciągał nowe pudełka i słoiki, wypełnione różnego rodzaju koralikami oraz zawieszkami.

— Dziecko drogie, co to jest?

Yoongi zerknął na małe, drewniane kółko w dłoni kobiety.

— Chciałaś, żebym wykaligrafował słowa na zawieszkach.

— Takim pismem? Słońce drogie, to jest nieczytelne. Bardziej przypomina piktogram, niż pismo. Jak oni się ciebie doczytują na egzaminach czy innych testach?

— Normalnie. Piszę je po angielsku, mamo.

— We własnym języku byś się nauczył pisać, a nie.

— Boże, mamo, przecież...

— Yoongi. Mamy klienta. A raczej będziemy mieć, o ile przestaniesz się wreszcie kłócić.

Młoda dziewczyna podeszła do stoiska, przyglądając się zawieszkom. Pani Min znalazła się przy niej natychmiast, proponując kolorowe ozdoby, koraliki i inne świecidełka. Student ziewnął, znudzony. Właśnie tak miała wyglądać reszta jego dnia, o ile nie znajdzie sobie jakiegoś ciekawego zajęcia.

Po godzinie Yoongi miał wrażenie, że zaraz zaśnie. Jego praca ograniczała się do przynoszenia poszczególnych towarów. Jedno musiał przyznać mamie; ta kobieta naprawdę miała rękę do tworzenia biżuterii z najprostszych elementów. Doskonale wiedziała, co do czego pasuje, komu co się spodoba i jaki materiał powinien zostać użyty.

Ich mały stragan przeżywał przed chwilą prawdziwy nawał klientów, jednak teraz wszyscy poszli oglądać konkurs kaligrafii. Yoongi nie pamiętał wszystkich zwyczajów dotyczących święta Hangul, ale zdawał sobie sprawę, że jego rodacy mają słabość do puszczania fajerwerków przy każdej możliwej okazji. Sztuczne ognie zapewne miały być wystrzelone w nocy, koło dwudziestej drugiej lub później. On sam miał zamiar wyjechać z Daegu o dziewiętnastej, by być w domu nie później niż po dwudziestej pierwszej. Nie przepadał za nocną jazdą pociągami.

Nagle wzrok chłopaka przykuła wystawa na jego własnym stoisku. W jednym z licznych pudełeczek znajdowały się drewniane koraliki z wykaligrafowanymi literami. Najwidoczniej pani Min odłożyła je ze względu na zapis w alfabecie łacińskim, nie koreańskim. Uroku dodawały im delikatne żłobienia, które ozdabiały drewno i okalały litery, tworząc naokoło nich coś w rodzaju aury stworzonej z wielu drobnych pociągnięć rysikiem. Dodatkowo, tusz miał barwę głębokiej czerni, która niemalże wtapiała się w ciemne drewno, nadając zapisowi efekt "wynurzania się". Yoongi miał wrażenie, że litery wręcz dryfują po powierzchni koralików.

Wziął pudełeczko do ręki, przeglądając zawieszki. Były bardzo lekkie, lżejsze niż mógłby się spodziewać. Omiótł wzrokiem wystawiony towar, myśląc intensywnie. Może jednak godziny spędzone z mamą oraz geny dawały o sobie znać? Otworzył kolejną skrzyneczkę, w której znajdowały się wszelkiego rodzaju sznurki i materiały. Wziął najprostszy, czarny rzemyk, po czym zabrał się do roboty.

📼📼📼

— Tak, mamo. Mhm. Już dojechałem. Nie ma za co. Ja ciebie też. Pa.

Yoongi rozłączył się, przechodząc przez pasy. W centrum Seulu roiło się od ludzi wracających z wystaw. Wielu z nich miało koszulki z nadrukami związanymi z pismem czy koreańskim alfabetem. Szedł uliczkami, krążąc między budynkami, aż ze zdziwieniem stwierdził, że trafił pod znaną sobie wypożyczalnię. Zadarł głowę do góry, przyglądając się oknom.

Ku jego zawodowi, w żadnym z nich nie paliło się światło. Zrezygnowany, ruszył dalej, z powrotem w stronę centrum.

Tłok na przystanku był większy niż zazwyczaj. Ktoś potrącił Mina, omal nie spychając go na ulicę. Poirytowany student odszedł kilka kroków dalej, chcąc uniknąć kolejnych zderzeń z pędzącym tłumem, który dosłownie przetaczał się falą przez chodnik, całkowicie ignorując zasady ruchu.

I gdy szósta z kolei osoba wpadła na Yoongiego, ten nie wytrzymał. Rozumiał, ludzie się śpieszyli. Ale do jasnej cholery, mogli przynajmniej przepraszać!

— Czy każdy w tym walonym mieście musi być tak kurew... — urwał, widząc znajome blond włosy.

— A czy Min Yoongi musi tak paskudnie przeklinać? — spytał Jimin, uśmiechając się lekko. Student zamilkł na chwilę, zapominając, co chciał powiedzieć. A gdy otworzył usta, na niebie pojawiły się pierwsze fajerwerki. Obaj z Parkiem utkwili wzrok w nocnym nieboskłonie, który błyszczał od jasnych wybuchów światła i iskier w każdym możliwym kolorze.

— Ładne, prawda? — Westchnął Jimin, przyglądając się sztucznym ogniom. Stali tak jeszcze chwilę na przystanku, wpatrując się w świetliste rozbłyski.

— Ładne — potwierdził Yoongi. Jego bus już przyjechał, zgarniając pierwszych pasażerów, co chłopak całkowicie zignorował. Chciał coś zrobić, jednak wahał się. Niepewny, stał u boku Jimina, który zafascynowany nie odrywał wzroku od fajerwerków.

— Byłem dzisiaj w Daegu.

— Wiem.

— Pomagałem mamie przy stoisku.

— Wiem.

— I zrobiłem ci bransoletkę.

— Wie... co?

Yoongi bez słowa wsunął rękę do kieszeni, z której wyciągnął rzemyk z koralikami. Blondyn zapatrzył się w niego, z rozchylonymi ustami. Min wziął jego dłoń, po czym zawiązał na niej bransoletkę.

— Nie jest to szczyt umiejętności, moja mama zrobiłaby ci ładniejszą, ale...

Jimin już go nie słuchał. Obracał koraliki, wpatrując się w nie, urzeczony ich prostotą, a jednocześnie pięknem. W ostrym świetle latarni litery praktycznie zlewały się z drewnem, mimo to wytężył wzrok, próbując odczytać się słowa, jakie tworzyły.

Nie, to nie było po prostu słowo.

— Och, Yoongi... — powiedział tylko Jimin, po czym przytulił się mocno do Mina. Student stał jak wmurowany, dopiero po chwili odwzajemnił uścisk. Ponad ramieniem Parka widział fajerwerki. Widział też tłum na przystanku oraz swój odjeżdżający autobus. Doskonale zdawał sobie sprawę, że następny pojedzie dopiero za półtorej godziny. A jednak nie ruszył się ani o milimetr, uśmiechając się lekko i wdychając po kryjomu zapach włosów Jimina. — Dziękuję, Yoongi — wymamrotał nastolatek, odsuwając się. — Hyung, chyba twój bus właśnie odjechał!

— Wiem. Masz może ochotę przejść się do jakiejś taniej budki z kebabem?

— Żebyś wiedział, jak bardzo — zaśmiał się chłopak. Yoongi nie mógł napatrzeć się na Parka, ten zaś nie potrafił oderwać wzroku od bransoletki z drewnianymi koralikami, układającymi się w imię.

"Jiminie".



videoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz