Randka z camembertem

6.7K 625 1.2K
                                    

Poniedziałek, ach, poniedziałki, najlepszy dzień tygodnia dla urlopowiczów, najgorszy dla uczniów, którzy mieliby się użerać z upierdliwymi nauczycielami. Połowa dzieciaków nawet cieszyła się ogromnie faktem, iż do wakacji pozostało im dwa miesiące nauki. Nic ino się cieszyć i myśleć nad tym, jaki przypał zrobić pod koniec roku szkolnego.

Podczas gdy Ivan wymyślał taktykę, by bezgłośnie zaczaić się na budkę z kebabem, Max wpisywał w google frazy "Jak się zakochać?", czy też "Ile lat siedzi się w więzieniu za zdobycie serca kobiety?". Ostateczne pytanie, które tam wypisał brzmiało "Czy można zapłodnić osobę płci żeńskiej poprzez grę w league of legends?". Kim wyraźnie zażenowany zachowaniem swojego (nie)inteligentnego przyjaciela, udawał, że go nie zna, strzelając sobie miliardowe zdjęcie z filtrem kota na głowie.

— Kim, jesteś żenua. — stwierdziła Mylène zakładając ręce na piersi. — Na każdej przerwie robisz sobie fotki jak uzależniona małpa od bananów. 

— Milcz, niska dziewko — odparł nawet na nią nie spoglądając. — Moje zachowanie to stan umysłu. Nim się obejrzysz i zostanę prezydentem!

— Ta, prędzej to ciebie zamkną w zoo — wystawiła mu język. — A zresztą, z głupim się człowiek nie dogada.

Ignorując dyskusję między wysokim a niską, Adrien dumał nad ostatnio udzieloną lekcją przez własnego ojca.  Słowa jego często zbijały go z pantałyku, tudzież dawały mu sporego kopa w dupę, by pomyśleć sobie nad ich głębszym sensem.

— ... Rien.

A może by tak w końcu wyznać miłość pani niedostępnej o czarnych kropkach na prawie płaskim (no, trochę wytrenowanym przez misje) tyłku?

— ... Drien.

Ach, ile by dał za niewinny pocałunek, chociażby w policzek.

— ADRIEN, TĘPA DZIDO.

Podniósł się, jak opatrzony, po czym skupił swe zdezorientowane spojrzenie na niskiego wzrostu dziewczynę od wpierdolu. Przełknął głośno ślinę, gdy w jednej z jej dłoni ujrzał pewien niepokojący przedmiot.

— Super, że zareagowałeś — parsknęła. — A już cię miałam powalić paralizatorem mojej babci. Przynajmniej twoje włosy stanęłyby dęba, a ja bym miała niezłą satysfakcję.

— Ahahaha...

Uderzyła pięścią w jego ławkę, patrząc na niego z ukosa i uśmiechając się kpiąco na jego zabawną reakcję. Uwielbiała wyglądać na niewinną dziewczynę z pozoru,  a następnie doprowadzać ludzi do zawału poprzez swoje czyny. To się nazywa dziedziczenie charakteru po swojej świętobliwej babce Władysławie Kubdel. Chociaż kto by tam wiedział, że narodzi się na tymże świecie osoba, która zdolna by była go zniszczyć? Już nawet Sherlock Holmes nie potrafiłby pobić ich swoją inteligencją. 

— GOŚCIU.

— T-TAK?! — podskoczył raz kolejny. Był o krok od palpitacji serca.

— Ołówek.

— Co?

— Pożycz ołówek, no. — machnęła ręką gotowa do ataku. — Jebany pomidor Nath mi na moim usiadł i teraz nie dość, że jest złamany, to i zainfekowany.

— Daj spokój mojemu kumplowi. — wdał się w rozmowę Nino, zajmując miejsce obok niego. — Nie widzisz, że jest przez ciebie cały blady? Jeszcze chwila i byłby zgon.

Nagle mięśnie jej twarzy przybrały grymas zniesmaczenia, jakby moment temu omyłkowo napiła się octu.

— Zero zabawy z tobą, Nino. — westchnęła, po czym wyciągnęła z piórnika Adriena swój cel. — Dzięki, blondi! Do następnego! 

Sztuka podrywu || Miraculous ✔Where stories live. Discover now