chapter two | day2

1.9K 150 50
                                    

051218
        NamJoona obudził smakowity zapach. Otworzył oczy, nie mogąc już znieść burczenia w brzuchu. Podniósł się do siadu i podrapał po głowie, kierując wzrok na blondyna. SeokJin smażył chyba naleśniki, smarując je zwykłym twarogiem. Brunet powoli udał się w stronę umywalki i lodowatą wodą obmył twarz. Zmarszczył brwi i zagryzł policzki czując ten cholerny chłód. Niestety tylko wieczorem mieli okazję skorzystać z ciepłej wody. Tylko.

-Dzień dobry. - burknął młodszy.

-Em... Dobry? - zmarszczył ponownie brwi Joon.

-A co ty taki zszokowany? Ludzkiego głosu nie słyszałeś? - prychnął Jin, a NamJoon pozostał w milczeniu.

        Młodszy Kim podał starszemu talerz z jedzeniem i podszedł do ściany. Uderzył w nią mocno głową, następnie upadając na ziemie. Brunet warknął cicho, odłożył talerz i złapał go za nogi. Ciągną chłopaka do jego łóżka i za którymś razem, udało mu się go na nie wrzucić. Starszy myślał, że jego towarzysz zemdlał i nie poczuje żadnego bólu, po bolesnym lądowaniu na łóżku. Mylił się. Dwudziestojedno latek wrzasnął, otwierając szeroko oczy.

-TY AMEBO, OSZALAŁEŚ?! IDIOTA! D E B I L!

-Skarbie, spokojnie.

-Morda ,,skarbie". - warknął blondyn, dodając nacisk na ostatni wyraz.

-Nie mów tak skarbie.

-Czemu? - zaśmiał się SeokJin i wstał podchodząc do starszego.

-Prawo cytatu, skarbie.

        Kim zmarszczył brwi i wlepił wzrok w podłogę. Za czasów gimnazjum, dla zabawy dużo osób zgodziło się na tą głupią zasadę. Jak ktoś kogoś określi- nie możesz tak samo nazwać tej osoby. Nie ma to zbytnio sensu, ale wtedy to była głupia zabawa.

-Wal się.

___________________________________

-Dalej żałujesz? - zapalił papierosa.

-A czy ja mówiłem, że żałowałem?

-Nie, ale...

-No właśnie, baby.

loading 4%... ||

you can not escapeTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon