Rozdział 3

1K 84 15
                                    

  „Oops, I got 99 problems singing bye, bye, bye
Hold up, if you wanna go and take a ride with me
Better hit me, baby, one more time
Paint a picture for you and me
Of the days when we were young
Singing at the top of both our lungs" 


  Oops, mam 99 problemów śpiewając pa, pa, pa
Zatrzymaj się, jeśli chcesz iść i przejechać się ze mną
Lepiej poderwij mnie kochanie jeszcze jeden raz*
Namaluj obraz dla siebie i dla mnie
Dni kiedy byliśmy młodzi
Śpiewając z całych sił 
 




Anne-Marie - 2002


















Fizyka była zawsze nudna. Starłam się, naprawdę się starałam przekonać do tego przedmiotu, ale nie potrafiłam. Czy to wina nauczyciela? Nie, ja po prostu nie ogarniałam, jak można się kochać w fizyce. Zrozumiem jeszcze biologię, geografię, ale fizyka?! Nie. Stanowczo nie. 

Z tej męczącej chwili uratował mnie dźwięk dzwonka. 

— WOLNOŚĆ! — krzyknął jakiś chłopak z tyłu klasy, a nauczyciel zmierzył go wzrokiem. Wyszłyśmy z Vivienne z klasy i od razu pokierowałyśmy się na stołówkę. Podeszłam do kucharek i wzięłam od nich tylko jabłko. Dania jakoś nie wzbudzały we mnie chęci pochłonięcia ich, może dlatego, że przypominały psią karmę, albo gorzej: wymiociny.

Usiadłyśmy przy naszym stoliku w rogu sali. Zawsze tam siadamy, z nami dwie inne dziewczyny. Hope i Audrey.

— Nie uwierzycie, co mi się rano przytrafiło. — zaczęła ta druga, a ja udawałam zaciekawioną.

— Ktoś cię musnął dłonią? — zakpiła Vivi.

— Nie. — jej entuzjazm opadł. — Zostałam zaproszona na randkę przez samego Oliviera Philipsa! — zaczęła piszczeć.

— Serio?! — nachyliłyśmy się nad nią wszystkie.

Olivier Philips. Najprzystojniejszy chłopak w całym liceum, wyglądem przypominający samego Sama Claflina, z takim urokiem, że żadna nie mogła mu się oprzeć, zaprosił na randkę Audrey Clare, dziewczynę, która nie zna innego koloru niż różowy na swoich ubraniach, a we włosach zawsze ma opaskę z kocimi uszkami?

To chyba jakieś jaja. Zniesione przez kurę z autyzmem.

— Żartujesz sobie? — zapytała po chwili Hope. Chyba miała nadzieje, że to żart.

— Oczywiście, że nie! Powinnyście się cieszyć, a wyglądacie jakbyście były zawiedzione. — założyła ręce na krzyż i odwróciła głowę w stronę swojego obiektu westchnień. Uśmiechnął się i pomachał do dziewczyny.

Musiałam przyznać, że ten obrazek był dziwny.

— Nie no, jasne... — zaczęła Vivienne. — Cieszymy się, tylko... czy to na pewno zwykła randka? Wiesz, to troszkę dziwne, że zauważył cię dopiero teraz, skoro wdzięczysz się do niego od dwóch lat. — wzruszyła ramionami.

— Dopiero teraz tamta głupia cheerleaderka dała mu spokój. — prychnęła.

— Jaka głupia cheerleaderka? — zapytałam, marszcząc czoło.

— Jakaś Emma. — machnęła ręką lekceważąco. Wymieniłam spojrzenie z Vivi.

— Znalazła sobie nową ofiarę. — powiedziała moja przyjaciółka, patrząc w stronę stolika, przy którym siedział Daniel.

zFRIENDzonowani Where stories live. Discover now