Po obiedzie, gdy Łucja i Caris siedziały obok siebie na beczkach, nagle usłyszały uderzanie ostrzy o siebie. Spojrzały na miejsce, skąd dochodziły, ale pojedynek między Kaspianem i Edmundem powoli dobiegał końca. Król chwilę później dołączył do nich z kubkiem wody.
- Edmund? - odezwała się Łucja, a on spojrzał na siostrę - Czy gdyby trzymać kurs na wschód, dopłynęłby się na koniec świata?
- Nie martw się, to kawał drogi stąd - uśmiechnął się.
Eustachy wyszedł spod pokładu i jak zwykle zaczął marudzić.
- Czujesz się już trochę lepiej? - zapytała go zmartwiona Łucja.
- Tak, ale to nie wasza zasługa. Całe szczęście mam stalowe nerwy.
- No proszę, wstało nasze słoneczko - odezwał się Ryczypisk - Polubiłeś już morze?
- Zawsze je kochałem. To zrozumiałe , że byłem zaskoczony. Matka zawsze mówiła, że jestem wybitnie wrażliwe - rzucił - Jak to jednostki wybitne.
Edmund z wrażenia aż zaksztusił się napojem, który właśnie sączył, a Łucja i Caris zachichotały.
- A przynajmniej wybitnie irytujące - odpowiedział Ryczypisk, sprzez co księżniczka i Łucja ledwo powstrzymały śmiech.
- Wypraszam sobie! Jak tylko dotrzemy do jakiejś cywilizacji, pójdę do brytyjskiego konsula i aresztują was za porwanie! - oburzył się.
- Porwanie powiadasz? - nagle przed nim znalazł się Kaspian, a księżniczka już mimowolnie zaczęła się śmiać - Dziwne. Uratowaliśmy ci przecież życie.
- Trzymacie mnie tu wbrew woli!
- Ależ skądże - Caris podłapała zabawę brata.
- A w dodatku w niehigienicznych warunkach! Tam jest istny syf na dole!
- Straszny z niemo markontent, nieprawdaż? - zauważył Ryczypisk.
- Dzisiaj to tryska humorem - odparł Edmund.
- Widać ląd! - zabawę przerwał krzyk jednego z marynarzy.
Kaspian wbiegł na podwyższenie i złapał lunetę. Zaraz za nim pojawiła się Caris, Drinian i Edmund.
- Ani jednej naszej flagi na maszcie.
- Przecież... - zaczęła Caris wraz z Edmundem, przez co na siebie spojrzeli.
- Archipelag zawsze należał do Narnii - dokończył.
- Proponuję wysłać kogoś na zwiady - dopowiedziała.
- Drinian... - Król Edmund chciał wydać rozkaz.
- Wasza wysokość wybaczy, ale na okręcie to król Kaspian jest moim przełożonym - powiedział Drinian.
- Wyślemy dwie łodzie. Drinian, wybierz odpowiednich ludzi.
Caris westchnęła i przeszła szybko do kajuty, którą dzieliła teraz z Łucją. Królowa akurat trzymała w ręce jedną z kartek zapisanych przez księżniczkę.
- Och, wybacz. Nie mogłam się powstrzymać - odłożyła szybko kartkę - Piękne pieśni.
- Dziękuję. Zaraz wsiadamy do szalup.
Księżniczka szybko przypięła sobie pas z sztyletem i wyszła z kajuty zaraz za Łucją. Wsiadły do jednej szalupy z Kaspianem, Edmundem i Drinianem.
- Nie lepiej poczekać do rana? - zapytał Eustachy, usiłując wyjść z łodzi.
- Uznałbym to za dyshonor, zwlekać z zejściem na ląd - odparł Ryczypisk.
- Posłuchajcie - odezwała się Łucja.
- Pochowali się wszyscy, czy co? - spojrzała na nią Caris, która pomyślała dokładnie o tym samym.
- No z życiem, morświnie jeden - Ryczypisk ponaglił Eustachego.
- Doskonale sam sobie poradzę! - powiedział blondyn, potykając się.
- Wy naprawdę jesteście spokrewnieni? - zapytał zirytowany Kaspian.
Edmund i Łucja zostawili to bez komentarza, co trochę rozbawiło księżniczkę. Nagle zabił dzwon, przez co wszyscy chwycili broń, chcąc się bronić.
- Ryczypisk, zostań tu z załogą i zabezpiecz nabrzeże. My pójdziemy dalej - powiedział Kaspian - Jeśli nie wrócimy przed świtem, zacznijcie nas szukać.
I poszli dalej. Zaglądali przez okna w poszukiwaniu jakiegoś życia, lecz nie znaleźli nikogo. No może prócz rodziny, którą znalazł Eustachy, ale nie przyznał się do tego.
- Nie, tu też nikogo nie ma. To co? Wracamy chyba? - wszyscy spojrzeli w jego stronę.
- Zostań, możesz osłaniać tyły... Czy coś - powiedział Edmund.
- Tak, dobra myśl kuzynie - pobiegł do nich - Nareszcie myślisz logicznie.
Caris spojrzała niepewnie na Kaspiana i podeszła razem z nim do drzwi wielkiej katedry. Eustachy jednak stał i nie wiedział, co ma robić. Kaspian westchnął cicho i podszedł, żeby dać mu sztylet.
- Dobra, osłaniam was. Spokojna głowa - Eustachy powiedział, przez co znów na niego wszyscy spojrzeli.
- Caris, zostań z nim - szepnął Kaspian.
- Nie, ona nam się może przydać, a ten idiota jeszcze ją pokaleczy - zaprotestował Edmund.
Caris spojrzała na niego z wdzięcznością, po czym weszli do środka. Z zewnątrz słyszeli jeszcze krzyki Eustachego, że może wracać, lecz zignorowali go. Podeszli do otwartej księgi i zajrzeli do niej, zauważając mnóstwo wykreślonych nazwisk.
- Ciekawe, co to za ludzie - zastanowiła się Łucja.
- I dlaczego ich wykreślono - dopowiedział Edmund.
-Chyba chodziło o jakieś opłaty - zauważyła Caris.
- Łowcy niewolników - powiedział Kaspian i nagle zaczęły dzwonić dzwony, a po linach zjechali ludzie.
Zaczęli ich atakować, więc każdy wyjął broń i zaczął się bronić. Caris niewiele mogła ze swoim sztyletem, ale broniła się, jak mogła. Nagle usłyszeli głośny pisk.
- Jeśli nie chcecie, żeby ta baba zaczęła się znowu wydzierać, to dobrze wam radzę, rzućcie broń - powiedział mężczyzna, który trzymał sztylet przy gardle chłopca.
***
Hej, hej!
Z góry chcę przeprosić za możliwe błędy, ale moja autokorekta chyba mnie nie kocha 😂
Jeśli wam się podoba, mam nadzieję na wasze komentarze, na które będę czekała ☺️❤️
Kocham was 😘😘
YOU ARE READING
Nieznane | Edmund Pevensie
FantasyŁucja i Edmund wracają do Narnii wraz ze swoim kuzynem Eustachym. Cieszy ich widok znajomych twarzy i możliwość ponownego znalezienia się w magicznej krainie. Zastanawia ich jednak pewna nieznana im dotąd postać, która znajduje się na pokładzie Wędr...