3. Łowcy Niewolników

12.4K 382 86
                                    

Po obiedzie, gdy Łucja i Caris siedziały obok siebie na beczkach, nagle usłyszały uderzanie ostrzy o siebie. Spojrzały na miejsce, skąd dochodziły, ale pojedynek między Kaspianem i Edmundem powoli dobiegał końca. Król chwilę później dołączył do nich z kubkiem wody.

- Edmund? - odezwała się Łucja, a on spojrzał na siostrę - Czy gdyby trzymać kurs na wschód, dopłynęłby się na koniec świata?

- Nie martw się, to kawał drogi stąd - uśmiechnął się.

Eustachy wyszedł spod pokładu i jak zwykle zaczął marudzić.

- Czujesz się już trochę lepiej? - zapytała go zmartwiona Łucja.

- Tak, ale to nie wasza zasługa. Całe szczęście mam stalowe nerwy.

- No proszę, wstało nasze słoneczko - odezwał się Ryczypisk - Polubiłeś już morze?

- Zawsze je kochałem. To zrozumiałe , że byłem zaskoczony. Matka zawsze mówiła, że jestem wybitnie wrażliwe - rzucił - Jak to jednostki wybitne.

Edmund z wrażenia aż zaksztusił się napojem, który właśnie sączył, a Łucja i Caris zachichotały.

- A przynajmniej wybitnie irytujące - odpowiedział Ryczypisk, sprzez co księżniczka i Łucja ledwo powstrzymały śmiech.

- Wypraszam sobie! Jak tylko dotrzemy do jakiejś cywilizacji, pójdę do brytyjskiego konsula i aresztują was za porwanie! - oburzył się.

- Porwanie powiadasz? - nagle przed nim znalazł się Kaspian, a księżniczka już mimowolnie zaczęła się śmiać - Dziwne. Uratowaliśmy ci przecież życie.

- Trzymacie mnie tu wbrew woli!

- Ależ skądże - Caris podłapała zabawę brata.

- A w dodatku w niehigienicznych warunkach! Tam jest istny syf na dole!

- Straszny z niemo markontent, nieprawdaż? - zauważył Ryczypisk.

- Dzisiaj to tryska humorem - odparł Edmund.

- Widać ląd! - zabawę przerwał krzyk jednego z marynarzy.

Kaspian wbiegł na podwyższenie i złapał lunetę. Zaraz za nim pojawiła się Caris, Drinian i Edmund.

- Ani jednej naszej flagi na maszcie.

- Przecież... - zaczęła Caris wraz z Edmundem, przez co na siebie spojrzeli.

- Archipelag zawsze należał do Narnii - dokończył.

- Proponuję wysłać kogoś na zwiady - dopowiedziała.

- Drinian... - Król Edmund chciał wydać rozkaz.

- Wasza wysokość wybaczy, ale na okręcie to król Kaspian jest moim przełożonym - powiedział Drinian.

- Wyślemy dwie łodzie. Drinian, wybierz odpowiednich ludzi.

Caris westchnęła i przeszła szybko do kajuty, którą dzieliła teraz z Łucją. Królowa akurat trzymała w ręce jedną z kartek zapisanych przez księżniczkę.

- Och, wybacz. Nie mogłam się powstrzymać - odłożyła szybko kartkę - Piękne pieśni.

- Dziękuję. Zaraz wsiadamy do szalup.

Księżniczka szybko przypięła sobie pas z sztyletem i wyszła z kajuty zaraz za Łucją. Wsiadły do jednej szalupy z Kaspianem, Edmundem i Drinianem.

- Nie lepiej poczekać do rana? - zapytał Eustachy, usiłując wyjść z łodzi.

- Uznałbym to za dyshonor, zwlekać z zejściem na ląd - odparł Ryczypisk.

- Posłuchajcie - odezwała się Łucja.

- Pochowali się wszyscy, czy co? - spojrzała na nią Caris, która pomyślała dokładnie o tym samym.

- No z życiem, morświnie jeden - Ryczypisk ponaglił Eustachego.

- Doskonale sam sobie poradzę! - powiedział blondyn, potykając się.

- Wy naprawdę jesteście spokrewnieni? - zapytał zirytowany Kaspian.

Edmund i Łucja zostawili to bez komentarza, co trochę rozbawiło księżniczkę. Nagle zabił dzwon, przez co wszyscy chwycili broń, chcąc się bronić.

- Ryczypisk, zostań tu z załogą i zabezpiecz nabrzeże. My pójdziemy dalej - powiedział Kaspian - Jeśli nie wrócimy przed świtem, zacznijcie nas szukać.

I poszli dalej. Zaglądali przez okna w poszukiwaniu jakiegoś życia, lecz nie znaleźli nikogo. No może prócz rodziny, którą znalazł Eustachy, ale nie przyznał się do tego.

- Nie, tu też nikogo nie ma. To co? Wracamy chyba? - wszyscy spojrzeli w jego stronę.

- Zostań, możesz osłaniać tyły... Czy coś - powiedział Edmund.

- Tak, dobra myśl kuzynie - pobiegł do nich - Nareszcie myślisz logicznie.

Caris spojrzała niepewnie na Kaspiana i podeszła razem z nim do drzwi wielkiej katedry. Eustachy jednak stał i nie wiedział, co ma robić. Kaspian westchnął cicho i podszedł, żeby dać mu sztylet.

- Dobra, osłaniam was. Spokojna głowa - Eustachy powiedział, przez co znów na niego wszyscy spojrzeli.

- Caris, zostań z nim - szepnął Kaspian.

- Nie, ona nam się może przydać, a ten idiota jeszcze ją pokaleczy - zaprotestował Edmund.

Caris spojrzała na niego z wdzięcznością, po czym weszli do środka. Z zewnątrz słyszeli jeszcze krzyki Eustachego, że może wracać, lecz zignorowali go. Podeszli do otwartej księgi i zajrzeli do niej, zauważając mnóstwo wykreślonych nazwisk.

- Ciekawe, co to za ludzie - zastanowiła się Łucja.

- I dlaczego ich wykreślono - dopowiedział Edmund.

-Chyba chodziło o jakieś opłaty - zauważyła Caris.

- Łowcy niewolników - powiedział Kaspian i nagle zaczęły dzwonić dzwony, a po linach zjechali ludzie.

Zaczęli ich atakować, więc każdy wyjął broń i zaczął się bronić. Caris niewiele mogła ze swoim sztyletem, ale broniła się, jak mogła. Nagle usłyszeli głośny pisk.

- Jeśli nie chcecie, żeby ta baba zaczęła się znowu wydzierać, to dobrze wam radzę, rzućcie broń - powiedział mężczyzna, który trzymał sztylet przy gardle chłopca.

***

Hej, hej!

Z góry chcę przeprosić za możliwe błędy, ale moja autokorekta chyba mnie nie kocha 😂

Jeśli wam się podoba, mam nadzieję na wasze komentarze, na które będę czekała ☺️❤️

Kocham was 😘😘

Nieznane | Edmund PevensieWhere stories live. Discover now