-Może ci pomóc?- powtórzył różowowłosy
-Nie, dziękuję. Poradzę sobie sam- odpowiedział Light, wstając z chodnika i otrzepując się z kurzu.
-Widzę, że już sam chodzisz i oglądasz naszą wioskę. Czujesz się lepiej?
-Tak, trochę lepiej...Możesz mi może powiedzieć, gdzie ja się w ogóle znajduję?-odpowiedział po chwili zamyślenia.
-Przebywasz właśnie w wiosce Eleqtra, stolicy prowincji Eleqtra. Ja nazywam się Hexagon, Hexagon Atamanos- Hexagon podał rękę Lightowi.-A ty?
-Ja? Ja jestem Light Richmont, miło mi- uśmiechnął się i uścisnął rękę chłopakowi.
-Light? Co to za imię? Pierwszy raz słyszę.
-Wiem, dużo osób mi mówi, że takie zachodnie i amerykańskie.
-Amerykańskie? A cóż to znaczy?
-No, od Ameryki. A co, nie wiesz czym jest Ameryka?
-Nie, a co to jest w takim razie?
-No to przecież takie ogromne państwo w Ameryce Północnej. Ściślej mówiąc Stany Zjednoczone.
-Stany? Ameryka? Pierwsze słyszę, a akurat znam się na geografii i z tego co mi wiadomo, coś takiego nie istnieje.
-Jak to? -co to za wieś...-pomyślał
-No tak. Z tego co mi wiadomo, na świecie istnieją tylko cztery wielkie państwa: Królestwo Qroqus, Cesarstwo Stworzenia, Królestwo Tysiąca wysp i Zakon Ciemności. Nie istnieje coś takiego, jak stany zjednoczone, no chyba, że może jakieś nowe państwo powstało w królestwie tysiąca wysp, tam co chwila coś powstaje i się oddziela.
-Ale...ale co?...
-Kontynentu Ameryka też nie ma. Na świecie są tylko cztery kontynenty: Ziemi, Powietrza, Ciemności oraz Ognia, który jest rozbity na wiele wysp.
-Czek...
-Ale krążą jeszcze pogłoski, że istnieje legendarny, kontynent światła, ale nikt nie wie, jak do niego dotrzeć.
-Chwila chwila- przerwał Light- To znaczy, że nie istnieje coś takiego jak Europa, Francja, Paryż?
-Przykro mi, ale nic o nich nie wiem. -odpowiedział Hexagon
Lighta zmroczyło. -Przepraszam, ale się gorzej poczułem. Pójdę już.
-Może ci pomóc?
-Nie!- stanowczo powiedział Light-Znaczy nie, dziękuję. Poradzę sobie.
-W takim razie powodzenia. Jeśli czegoś byś jeszcze chciał, to zapraszam do siebie, mieszkam nad tobą.
-Dziękuję jeszcze raz- odrzekł Light i zwrócił się w swoją stronę. W jednej chwili załamał cały jego świat- nie rozumiał już niczego, co się dookoła niego działo. Wioska już go nie intrygowała- nie ciekawili go mieszkańcy zapalający światła w latarniach, ozdobionych kolorowymi lampionami. Zgubił się pośród tego wszystkiego, w nowym, nieznanym świecie. Postanowił, że mimo swojego wieku (a miał lat szesnaście) poszuka jakiegoś baru czy raczej karczmy i utopii smutki w alkoholu.
Niedługo musiał czekać. Szedł ulicą, aż doszedł do niewielkiego placu, na którego środku stał bar. Pokryty dachówką, był to budynek składający się z zaplecza oraz lady z kamiennej płyty. Wszystko pozostałe wyłożone było drewnem. Na półkach w głębi budynku były butelki z różnokolorowymi płynami. Obok baru, na zewnątrz stały stoliki przepełnione ludźmi. Light wszedł w ten tłum i podszedł do barmana. Zamówił kubek grzanego wina i poszedł do jedynego, wolnego stolika, stojącego w odmętach placu. Usiadł przy nim i zaczął pić trunek. -Wiadomo, alkohol jest najlepszym sposobem na pozbycie się stresu- powtarzał w myślach.
Nagle poczuł, jak ktoś dosiadł się do niego i siłą przesunął go w bok. Ujrzał obok siebie piękną dziewczynę, z długimi, kręconymi czarnymi włosami i niebieskimi oczami.- Witam, haha. Coś ty taki markotny chłopie, hehe. Noc jeszcze młoda przecież.- powiedziała do niego
-Wiem, proszę pani, ale...
-Pani?! Jaka pani?! Jestem Ayda, do cholery...
-Dobrze, Aydo. Nie mam nastroju, nie czuję się dobrze.
-Nie masz nastroju, hyhy. Ja cię rozbudzę.
-Nie, dzięki.
-Ale naprawdę-pociągnęła go za kołnierz-Znam patenty, jak rozbudzić takich chłopaków jak ty...
Light zrozumiał. Spojrzał w jej oczy. Szybko zrzucił jej rękę i wstał. -Wiesz co, to ja już może pójdę.
-Ale miałam ci...-nie dokończyła. To znaczy pewnie dokończyła, ale Light już nie słyszał. Był zbyt przerażony tym, co się właśnie wydarzyło. Biegł ile sił w nogach tylko po to, by się oddalić jak najszybciej i wrócić do jedynego miejsca, w jakim czuje się bezpiecznie- do swojej chaty.
Doszedł już do schodów. Wspiął się po nich i przeszedł przez pierwszą chatę. Wyszedł z niej i przeszedł most. Już myślał, że doszedł do swojej chaty, lecz gdy przekroczył jej próg zobaczył jego przy kominku- wcześniej spotkanego różowowłosego Hexagona. -Cholera!- pomyślał Light
-Witaj-Jak się czujesz?
-Trochę mi niedobrze, szumi mi w głowie...-może się odpieprzy
-To normalne po utracie przytomności. Wiesz co, szukałem tej całej Ameryki, ale nic nie mogłem znaleźć. -Lightowi rośnie żyłka na czole- Pytałem też innych, ale nikt nic nie wiedział o Ameryce. A słuchaj, chciałem się jeszcze Ciebie zapytać o jedno. Bo my tutaj w wiosce musimy.
-Mam w dupie waszą zacofaną wioskę!- wydarł się- Mam w dupie waszą zacofaną wioskę, wasze niby państwo i wszystko, co się tu dzieje. Gdzie ja w ogóle jestem, co? GDZIE JA JESTEM DO CHOLERY?!
-Ale Light, spokojnie...
-NIE, NIC NIE BĘDZIE SPOKOJNIE! JA...JA NAWET NIE WIEM, GDZIE JESTEM! CHCIAŁEM TEGO DNIA JAK KAŻDEGO TYLKO PÓJŚĆ DO SZKOŁY I CO? ZNIKĄD POJAWIŁEM SIĘ NA JAKIMŚ PUSTKOWIU, W OBCYM MIEŚCIE, W OBCYM ŚWIECIE. CO TO WSZYSTKO MA ZNACZYĆ?!
-Light poczekaj, wytłumaczę ci...
-NIC MI NIE WYTŁUMACZYSZ! NIC MI NIE WYTŁUMACZYSZ, JAK NIE WIESZ, GDZIE W OGÓLE LEŻY AMERYKA! ŻYJESZ TUTAJ W GŁĘBOKIM LESIE, W ZACOFANYM MIEŚCIE, KTÓRE NIE MA POJĘCIA O RZECZYWISTOŚCI. JAK MOŻESZ MI COKOLWIEK WYTŁUMACZYĆ?!
-Light, naprawdę ja...
-NIE, NIC MI NIE MOŻESZ WYTŁUMACZYĆ!- to krzycząc otworzył swój właz wejściowy do chaty i szybko zniknął w tunelu.
Dzisiejsza noc dla Lighta była bardzo burzliwa. Miotał się po pokoju, nie wiedząc, co robi i gdzie jest. W końcu, z wycieńczenia zasnął, upadając na podłogę.
YOU ARE READING
Nieodkryta Historia
FantasyNastoletni Light Richmonte nagle zjawia się w nowym świecie, gdzie zostaje okrzyknięty wybawicielem i oswobodzicielem ludzkości.